Dwa różne oblicza Lecha i Śląska w europejskich pucharach

2013-08-01 23:11:39; Aktualizacja: 11 lat temu
Dwa różne oblicza Lecha i Śląska w europejskich pucharach Fot. Transfery.info
Karol Czyżowicz
Karol Czyżowicz Źródło: Transfery.info

1:0 – takim rezultatem zakończyły się oba spotkania Lecha Poznań i Śląska Wrocław w pierwszych meczach III rundy eliminacji do Ligi Europy. Z tą tylko różnicą, że Lech będzie musiał odrabiać straty w Poznaniu, a Śląsk bronić zaliczki.

Murawa była znowu sztuczna? A może słońce za bardzo raziło? Ciekawe jak wytłumaczą się piłkarze Lecha Poznań z tej kompromitującej porażki. Można powiedzieć, że mistrzowie meczów wyjazdowych z poprzedniego sezonu przerwali swoją „passę” w bardzo niechlubny sposób. Mariusz Rumak uznał, że bramka, którą puścił Krzysztof Kotorowski w meczu z Cracovią to jednorazowy wybryk. Tak się jednak nie okazało. Gol, który strzelił lider ligi litewskiej był kopią, jaką widzieliśmy w niedzielę w Poznaniu. Doświadczony bramkarz kolejnym występem daje do zrozumienia, że jego miejsce jest na ławce rezerwowych. Dziś bardzo wiele niepewnych wyjść z bramki i piąstkowań przy stałych fragmentach. Nie pomogła nawet niebieska czapka z daszkiem.

Piłkarze Lecha przez całe spotkanie wyglądali jak sparaliżowani. Niektórzy nawet można powiedzieć przestraszeni. Najlepszym obrazkiem tego dowodzącym jest moment, kiedy w 50 minucie przy wyniku 0:1 Tomasz Kędziora broniąc krótkiego słupka przy rzucie rożnym przeżegnał się, niczym skazaniec idący na śmierć.  

Przez pierwsze 30 minut Żalgiris grał przeważnie z kontry. Gdy zorientowali się, że wicemistrz Polski to nie taki diabeł straszny jak go malują, zaczęli poczynać sobie co raz śmielej. Na 10 minut przed końcem akcja prawą stroną, ograny Cessay, wstrzelenie piłki w pole karne i piłka w siatce. Na szczęście chorągiewka asystenta arbitra głównego ratuje „Kolejorza” przed utratą gola. Po tej okazji gospodarzy, dwa strzały Lecha. Najpierw Hammalainen bierze na zamach obrońcę z Wilna i uderza z 16 metrów, jednak zbyt lekko i na dodatek w środek bramki, a później po dobrej wrzutce Kędziory źle głowę przystawił Ubiparip. Serb po dwóch bramkach strzelonych zza pola karnego w lidze tak poczuł się pewnie, że dziś czterokrotnie próbował w ten sposób podwyższyć swój dorobek. Jego uderzenia tym razem lądowały na sektorówce kibiców z Poznania, którzy byli jedynym plusem dzisiejszego spotkania.

1:0 to wynik, który jak najbardziej da się odrobić za tydzień w Poznaniu. Jednak sam fakt porażki z drużyną ligi litewskiej i to na dodatek w takim stylu, daje bardzo wiele do myślenia. W podstawowej jedenastce ewidentnie brakuje takiego zawodnika, jakim jest Murawski. Trałka z Drewniakiem to nie ta sama klasa. Żaden z nich nie potrafił wziąć ciężaru gry na siebie. Wielokrotnie posyłali długie, bezproduktywne piłki w kierunku Teodorczyka. Może warto zarzucić sieci na Cezarego Wilka, który za niedługo będzie rozglądał się za nowym miejscem pracy?

Po nieudolnej grze poznaniaków, oczy kibiców mogły odpocząć i podziwiać grę Śląska Wrocław. Piłkarze Stanislava Levego spisywani od początku na straty, pokonali wyżej notowany Club Brugge po golu Plaku. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że Śląsk zagrał dzisiaj jeden z najlepszych swoich meczów w ostatnich 30 latach.

Przed rozpoczęciem widowiska na stadionie minuta ciszy, a po pierwszym gwizdku odśpiewany Mazurek Dąbrowskiego ku czci pamięci ofiar Powstania warszawskiego. Od początku obie drużyny narzuciły szybkie tempo. Już w 11 minucie po rajdzie Soboty kapitalną piłkę dostał Paixao, próbował przelobować bramkarza jednak trafił prosto w niego. Wspomniany polski skrzydłowy był najbardziej wyróżniającą się postacią w tym spotkaniu. Grający na lewej stronie De Bock już na początku gry otrzymał żółtą kartkę i był bliski osłabienia drużyny, kompletnie nie radził sobie z przebojowym Waldkiem i w przerwie został zmieniony. Pierwszy kwadrans zdecydowanie na korzyść piłkarzy Śląska, później chwila lepszej gry gości. Od 30 minuty ponownie skrzydłami atakowali gospodarze, to z jednej strony Sobota, to z drugiej Plaku i włączający się Dudu. Fragmentami piłkarze Bruggi byli zmuszeni całą jedenastką bronić się we własnym polu karnym. Wrocławianie przez całe spotkanie, po stracie piłki w polu karnym gości od razu podskakiwali do zawodników nie dając im wyprowadzić kontry. W obronie można powiedzieć prawie 100% skuteczność, Kokoszka z Pawelcem byli nie do przejścia.

W drugą połowę lepiej weszli Belgowie. Stworzyli dwie bardzo groźne okazje, po których raz De Sutter wyszedł sam na sam z Gikiewiczem, a za drugim razem po strzale Wanga piłka po rękawicach golkipera wrocławian trafiła w słupek. W 65 minucie Śląsk rozegrał akcję, której nie powstydziliby się giganci światowego futbolu. Kapitalne prostopadłe zagranie Kaźmierczaka do wychodzącego sam na sam Plaku, a ten niczym Tomasz Frankowski czy Lionel Messi przenosi piłkę nad bramkarzem.

Po strzelonym golu Śląsk mądrze starał utrzymywać się przy piłce. Na 10 minut przed końcem paradą życia popisał się Gikiewicz, który także dołożył swoje trzy grosze do tego sukcesu. Trochę szczęścia, więcej sił w końcówce i podopieczni Stanislava Levego mogliby cieszyć się z dwubramkowego prowadzenia.

Śląsk dzisiaj zamknął usta wszystkim krytykom. Po słabej grze Legii i katastrofalnej Lecha, nareszcie mogliśmy podziwiać dobrą grę polskiej drużyny na tle solidnego, europejskiego rywala. Rewanż w Belgii będzie szalenie trudny, ale jeśli wrocławianie zagrają z taką determinacją jak dzisiaj, to mają szansę wyeliminować Club Brugge i awansować do IV rundy.