Dynamo Kijów gra z Legią Warszawa. Serhij Sydorczuk pod wrażeniem ogromu wsparcia dla Ukrainy
2022-04-12 16:40:25; Aktualizacja: 2 lata temuSerhij Sydorczuk udzielił obszernego wywiadu serwisowi Zbirna.com, w którym podzielił się między innymi swoimi wrażeniami z dotychczasowego pobytu w stolicy Polski, gdzie jego Dynamo Kijów zmierzy się w „meczu pokoju” z Legią Warszawa.
„Biało-Niebiescy” rozpoczną serię swoich spotkań towarzyskich na rzecz zebrania funduszy dla osób poszkodowanych w wyniku zbrojnej napaści Rosji na Ukrainę od wtorkowej potyczki z Legią Warszawa (12 września o godzinie 20:30, transmisja w TVP 1).
W tym spotkaniu wystąpi między innymi kapitan Dynama Kijów - Serhij Sydorczuk, który w obszernym wywiadzie udzielonym serwisowi Zbirna.com docenił olbrzymie wsparcie płynące ze strony Polski w kierunku jego rodaków i całej ukraińskiego państwa.
- Wszyscy byliśmy mile zszokowani przyjęciem, jakie zgotowali nam Polacy. Już od pierwszych minut naszego pobytu na polskiej ziemi widzieliśmy niesamowitą liczbę ukraińskich symboli. Flagi naszego kraju wiszą dosłownie wszędzie - w środkach transportu, na budynkach czy w oknach zwykłych mieszkańców Warszawy - stwierdził defensywny pomocnik.Popularne
- Widzieliśmy też billboardy zawierające słowa wsparcia i mające na celu potępienie działań agresora. Najczęstsze z nich: „Putin, idź do piekła…”. Wojna naprawdę pokazała, kto jest teraz naszym przyjacielem, a kto po prostu dużo mówi, a mało robi - dodał 30-letni zawodnik, który zapewnił, że on i jego koledzy nie potraktują w żadnym stopniu ulgowo starcia z „Wojskowymi”.
- Przyjechaliśmy do Polski dwa dni przed meczem, a ja nawet zrobiłem sobie porównanie z Ligą Mistrzów. Kiedy gramy w europejskich pucharach, to wychodzimy na boisko, by bronić honoru naszego klubu, w mniejszym stopniu myśląc o aspektach całego kraju. W tym przypadku wszyscy rozumieją, że zagramy dla całej Ukrainy. Jesteśmy już proszeni o bilety, a takie zamieszanie naprawdę dzieje się tylko przed Ligą Mistrzów i meczami drużyny narodowej - przyznał reprezentant kraju.
- Większość z nas trenowała w zachodniej części Ukrainy, a następnie, po wyjeździe do Rumunii, cały zespół pracował przez nieco ponad tydzień. W najbliższych dniach czekają nas dwa mecze - teraz z Legią i 14 kwietnia z Galatasaray. Ale powinno być w nas wystarczająco dużo sił. Nasz trener z reguły pozwala wszystkim grać, rozkłada obciążenie - kontynuował Sydorczuk.
Kapitan Dynama Kijów opowiedział także o pierwszych dniach wojny spędzonych w Ukrainie razem z dziećmi i ciężarną żoną.
- Jak wielu Ukraińców obudziłem się z powodu wybuchów. Mieszkamy niedaleko lotniska Żulany i wydaje się, że spadła tam jedna z bomb. Aż klamka od drzwi balkonowych wylądowała w przedpokoju. Wtedy wbiegła do nas najstarsza córka ze łzami w oczach i zapytała: „Tato, czy nas zaatakowano?” To był najgorszy dzień w moim życiu... Dzień wcześniej moja żona i ja przygotowaliśmy rzeczy dla dzieci, aby rano nie tracić na to czasu. Miałem je zabrać do przedszkola i szkoły, potem samemu pojechać na spotkanie do ośrodka treningowego na 10:30. Pamiętam, że moja żona wyciągnęła mięso z zamrażarki, żeby rano ugotować zupę na obiad. Pamiętam, że nie mogła spać. Widać, że była już w dziewiątym miesiącu ciąży, ale powiedziała mi, że jest dziwnie niespokojna. Później poszedłem spać, ale przez te wszystkie dni przed wojną oczywiście czytałem wiadomości, śledziłem sytuację. Zwłaszcza po tym, jak ten barbarzyńca wygłosił swoje podłe oświadczenie ze złym wyrazem twarzy. To było, jak sądzę, kilka dni przed atakiem - powiedział 30-latek.
- Po ataku udaliśmy się na podziemny parking. Siedzieli tam do godziny jedenastej. Potem postanowiliśmy wrócić do domu i nakarmić dzieci. Udało nam się to zrobić, ale po pewnym czasie ponownie usłyszeliśmy eksplozję i postanowiliśmy nie narażać już swoich rodzin. Rodzina Andrija Piatowa przyjechała do nas w odwiedziny i spędziliśmy razem dwie noce na parkingu. Spaliśmy w samochodach - kontynuował defensywny pomocnik.
Następnie Sydorczuk wraz z rodziną i wszystkimi innymi zawodnikami ukraińskiego klubu zostali ulokowani w ośrodku treningowym Dynama. Sam kapitan kijowskiej drużyny nie nosił się z zamiarem jego opuszczenia, ale fakt perspektywa rozegrania spotkań towarzyskich na rzecz zbiórki pieniędzy i rozpoczęcie bombardowań szpitali skłonił go do ucieczki wraz z dziećmi oraz ciężarną żoną do Rumunii.
- Od pierwszego dnia Anya i ja musieliśmy doświadczać maksymalnej presji ze wszystkich stron, ale nie chcieliśmy nigdzie wyjeżdżać - ani ja, ani ona. W centrum działał nasz szpital położniczy, choć już kilka dni po wybuchu wojny okazało się, że coraz więcej rodzących jest tam przywożonych z obrzeży miasta i umieszczanych na korytarzach. Próbowaliśmy zachować spokój, ale załamaliśmy się, gdy okazało się, że ci nieludzie zaczęli strzelać do szpitali dziecięcych. Potem pojawiła się opcja gry meczów charytatywnych. U nas mówi się: „Jeśli urodzisz się w Kijowie, trudno będzie ci wyjechać”. Ale ogólnie byliśmy przekonani do wzięcia w tym udziału. Chłopcy i ja byliśmy w tym wszyscy razem. Nie każdy facet nasz rozumiał i wspierał w wyjeździe z kraju. Ja sam musiałem przekonać żonę, ale kiedy już za granicą zobaczyliśmy te obrazy ze szpitala położniczego w Mariupolu, Anya po prostu wybuchnęła płaczem - zakończył wątek doświadczony zawodnik.
Cały wywiad Serhija Sydorczuka możecie przeczytać na stronie Zbirna.com.