Filip Majchrowicz wydostał się z piekła: Francuska pomoc nie nadchodziła, zlewali nas nawet na infolinii

2024-12-22 12:37:53; Aktualizacja: 17 minut temu
Filip Majchrowicz wydostał się z piekła: Francuska pomoc nie nadchodziła, zlewali nas nawet na infolinii Fot. Marcin Bulanda / PressFocus
Patryk Krenz
Patryk Krenz Źródło: Transfery.info

Filip Majchrowicz przeżywał chwile grozy podczas urlopu na Vanuatu, które nawiedziło bardzo mocne trzęsienie ziemi. Po stresujących, pełnych niepewności godzinach bramkarz Górnika Zabrze wydostał się w końcu ze zniszczonego państwa. Jak opowiedział na łamach Transfery.info, przypadkowo dowiedział się o ostatnim locie ewakuacyjnym.

Filip Majchrowicz z całą pewnością nigdy nie zapomni o ostatnich wydarzeniach. W mgnieniu oka urlop na malowniczym Vanuatu zamienił się w koszmar. 

Bramkarz Górnika Zabrze skakał z wodospadu do wody, a pięć minut później udał się na wycieczkę po pobliskiej dżungli. W drodze do samochodu doszło do trzęsienia ziemi. 

- Na początku nie wiedziałem, co się dzieje, ciężko to opisać - jakby ziemia pod tobą miała się rozerwać na pół. Znajoma próbowała biec z dwuletnim dzieckiem w wózku w miejsce, gdzie byłoby bezpieczniej, bo od trzęsienia zaczęły się łamać drzewa. Byliśmy z tyłu i próbowaliśmy trzymać głowy nisko, jednak z góry zaczęła się toczyć skała, taranowała wszystko na swojej drodze i leciała prosto na nas. W ostatnim momencie udało nam się odskoczyć z jej drogi - opowiedział nam 24-latek.

Gdy sytuacja się nieco uspokoiła, priorytetem stała się ewakuacja. Był to jednak bardzo skomplikowany i stresujący okres. Brak współpracy ze strony Australii spowodował, że przez długi czas zawodnik tkwił w niepewności.

W końcu Majchrowicz cały i zdrowy dotarł wraz z partnerką do Sydney. 

- Godzinę po naszej rozmowie w czwartek nadeszło kolejne mocne trzęsienie, wszystko się trzęsło, jednak byliśmy bezpieczni. W piątek rano zobaczyliśmy informację o możliwym cyklonie zbierającym się i poruszającym w kierunku Vanuatu, co wywołało lekką panikę wśród pozostałych gości hotelowych. Niektórzy z naszego hotelu zostali już zabrani przez swoje rządy- Australię lub Francję jednak my pozostawaliśmy bez żadnych informacji, w ciągłym kontakcie z konsulem. Dowiedzieliśmy się kompletnie przypadkowo od pewnej Włoszki, że Nowa Zelandia prowadzi ostatni lot ewakuacyjny i ona została tam ulokowana, trochę ukradkiem. Ogarnęliśmy numer Nowozelandzkiej High Commission od konsula RP w Sydney i zaczęliśmy ich bombardować. Francuska pomoc nie nadchodziła, zlewali nas nawet na infolinii, którą stworzyli dla państw członkowskich, Australia nie pomagała nawet wielu swoim obywatelom, więc nie było co na nich liczyć. Próbowaliśmy zapisać się na listę lotu wojskowego Royal New Zealand Air Forces - opowiedział nam 24-latek.

- Rano pojechaliśmy na lotnisko, siedzieliśmy tam od godziny 8 do 13 i wreszcie wylecieliśmy wojskowym Boeingiem 757 do Auckland. Wzięli nawet obywateli Australii, których olał własny rzad. Jesteśmy im bardzo wdzięczni, bo jako jedyni potraktowali nas z empatią i dali realną pomoc na miejscu oraz ułatwili życie na lotnisku po przylocie. Dolecieliśmy do Auckland i godzinę później wsiadaliśmy do samolotu komercyjnego lecącego do Sydney.

- Chciałbym też podziękować osobom nagłaśniającym tę sytuację w Polsce, bo dzięki temu można było wywrzeć presję do działania na miejscu i czuliśmy wsparcie mentalne z naszego kraju - dodał na koniec. 

Vanuatu nawiedziła tragedia – trzęsienie ziemi o sile 7,8 w skali Richtera wstrząsnęło wyspiarskim krajem, dotykając niemal jedną trzecią jego mieszkańców. Życie straciło kilkanaście osób, a los wielu wciąż pozostaje nieznany.