Gonzalo Higuaín: Możesz mieć wszystkie pieniądze świata, ale jeśli jesteś złym człowiekiem, to z kim się masz nimi cieszyć? Jesteś w tym sam

2021-04-15 17:00:15; Aktualizacja: 3 lata temu
Gonzalo Higuaín: Możesz mieć wszystkie pieniądze świata, ale jeśli jesteś złym człowiekiem, to z kim się masz nimi cieszyć? Jesteś w tym sam Fot. Inter Miami
Karol Brandt
Karol Brandt Źródło: La Nación

Po wyjeździe z Europy i osiedleniu się w Stanach Zjednoczonych, Gonzalo Higuaín postanowił podsumować swoją dotychczasową karierę. Opowiedział o blaskach i cieniach piłki nożnej, sławie i zagubieniu po przyjeździe do nowego kraju.

33-letni dziś środkowy napastnik, choć urodził się we Francji, to karierę zaczynał w Argentynie. Z niej wyjechał jako 19-latek, dołączając wtedy do Realu Madryt, z którym świętował mistrzostwo Hiszpanii już kilka miesięcy później.

– Właśnie przybyłem do Realu i wraz z rodzicami oraz moim bratem Nicolásem jedliśmy obiad, kiedy powiedziałem, że będziemy mistrzami. Traktowali mnie jak wariata, zostało pięć miesięcy rozgrywek, a traciliśmy tak wiele punktów do pierwszego miejsca. Nie wiem jeszcze dlaczego, ale przyszło mi też do głowy, żeby powiedzieć o tym Beckhamowi... i też mnie wyśmiał. Co było dalej? Zostaliśmy mistrzami – wyznał w rozmowie z „La Nación”.

Kiedy Gonzalo Higuaín został sprowadzony przez „Królewskich”, zastał w drużynie Roberto Carlosa, Ikera Casillasa, Ronaldo Luís Nazário de Limę, Sergio Ramosa, Fabio Cannavaro czy wspomnianego Davida Beckhama. Jak sam mówi, trudno było mu wtedy wydusić z siebie słowo.

– W pierwszym sezonie w Realu Madryt nie mówiłem zbyt wiele. Wyobraź sobie, że byłem nieśmiały... To coś, czego się teraz nie widuje. Dzieciaki w wieku 19/20 lat nie patrzą na 33-latka i nie wpadają w zachwyt. Kiedy zobaczyłem ich wszystkich, byłem zafascynowany. Wstydziłem się, nawet nie otwierałem ust, nie podchodziłem do stołu do masażu, zupełnie nic… – powiedział.

Atakujący w koszulce „Los Blancos” strzelił w sumie 121 goli, a przez pewien czas pracował na sukces u boku Cristiano Ronaldo, a później spotkał się z nim w Juventusie. Oprócz Portugalczyka, było mu również dane grać w reprezentacji Argentyny z Lionelem Messim.

– Rozumiałem się z nimi najlepiej ze wszystkich. Zrozumienie Cristiano i Messiego… Jeśli jest jakiś problem, na pewno leży po twojej stronie. Wiedziałem, co lubią, czego nie lubią, kiedy czują się bardziej komfortowo, a kiedy nie... I myślę, że podobało im się to, że brałem na siebie odpowiedzialność. Czuli, że mogą na mnie polegać. Kiedy mają obok siebie zawodnika, który pokłada w nich całą nadzieję, nie mogą wykrzesać z siebie maksimum. Myślę, że mając mnie u boku, czuli, że mają we mnie oparcie. To dwaj zupełnie inni gracze, a ja miałem przywilej nauki od nich obu – zaznaczył.

Dziś, po 13,5 roku spędzonych na Starym Kontynencie, „El Pipita” mieszka w Stanach Zjednoczonych i gra dla Interu Miami, którego jednym z właścicieli jest Beckham. W Ameryce Północnej może wtopić się w tłum i jest z tego bardzo zadowolony.

– Niedawno myślałam o tym, co po sobie zostawiłem, o latach wyrzeczeń, obowiązków, zmianach miejsca zamieszkania, które, czy tego chcesz czy nie, destabilizują twoją głowę. A prawda jest taka, że teraz czuję się bardzo, bardzo szczęśliwy, ponieważ osiągnąłem to, czego chciałem, czyli wydostałem się z tej bańki presji, wymagań, prasy mówiącej o mnie cały czas, krytyki ze strony kibiców... Tu, gdzie jestem, piłka nożna nie jest najważniejsza, są inne sporty, których uprawianie obciążone jest presją. Liga się rozwija i będzie robić to nadal, ale tutaj ludzie na ulicach nie oceniają cię za to, że nie trafiłeś w bramkę lub strzeliłeś gola, nie oceniają cię za to, że został wyrzucony z boiska. To samo dotyczy prasy. Więc żyję w spokoju. To coś, czego szukałem. Coś nowego dla mnie. Teraz idę na miasto i staję w kolejce jak wszyscy inni, wróciłem do bycia normalnym człowiekiem. Czasami cię to szokuje, ale wtedy mówię: „to dobrze, bo tak właśnie chciałem żyć”. Jestem zadowolony z podjętej decyzji – oświadczył.

– To prawda, że dziś ludzie widzą mnie i mówią: „Higuaín, czym on się martwi? Nie musi myśleć o zarobieniu pieniędzy, jest zdrowy, ma córkę, mieszka tam, gdzie chce...”. Tak, ale Higuaín pracuje na to od 9. roku życia, od zespołu juniorskiego, haruje jak wół, żeby mu się dobrze wiodło. Pieniądze, które mam, nie spadły mi z nieba, zarobiłem je dzień po dniu, w pocie czoła. Pieniądze, owszem, pomagają, ale nie czynią cię szczęśliwym. Możesz mieć wszystkie pieniądze świata, ale jeśli jesteś złym człowiekiem, to z kim się masz nimi cieszysz? Jesteś w tym sam – dodał.

– Dziś nauczyłem się to wszystko oddzielać... Każdy cię ocenia i już nie w kategoriach piłkarskich, bo od kilku lat nikt tego nie dostrzega. Widzą za to, że jesteś gruby, jesteś chudy, jesteś łysy... Zapuściłem długą brodę i to był news, ale nikt nie pyta, jak sobie radzę zawodowo. Ścinasz włosy i jesteś w wiadomościach... Cóż, to też wiele mówi o tym, kim się stałeś. Tak, to wysoka cena, ale trzeba z tym żyć, a ja zawsze wiedziałem, że tak właśnie będzie. Nie mogę powiedzieć, że jestem zaskoczony – kontynuował.

– Podjąłem decyzję i po zakończeniu kariery nie będę związany z piłką. Wiedziałem to już po odejściu z reprezentacji i zacząłem się do tego przygotowywać. Moje życie wypełni coś innego. Byłbym masochistą, gdybym po tym wszystkim wrócił do tej dyscypliny. Nie biorę tego nawet pod uwagę. Przede wszystkim zamierzam poświęcić czas rodzinie i przyjaciołom – zakończył.

Higuaín jak dotąd w koszulce Interu Miami rozegrał 9 spotkań, raz wpisał się na listę strzelców i zanotował dwie asysty. Aktualnie gra on w jednym zespole ze swoim bratem - Federico.