Do niecodziennych scen doszło w sobotni wieczór w lidze portugalskiej. To właśnie tam dwie ekipy z Lizbony, a więc Belenenses oraz Benfica mierzyły się ze sobą w ramach dwunastej kolejki tamtejszej ekstraklasy.
Już od piątku pachniało tym, że będzie to starcie z gatunku tych niecodziennych. Władze pierwszej z tych ekip deklarowały bowiem, że co najmniej 17 zawodników pierwszej drużyny boryka się z koronawirusem.
Było to zatem równoznaczne z tym że na boisko wybiegnie bardzo mocno zdziesiątkowany zespół. Nikt jednak nie przypuszczał, chyba że trener Filipe Cândido będzie miał kłopot z uzbieraniem jedenastu zawodników.
Rzeczywistość okazała się jednak inna i na godzinę przed meczem pojawiła się informacja, że Belenenses wyjdzie na to spotkanie dziewięcioma zawodnikami, a w tym dwoma bramkarzami. Do tego sporą część drużyny stanowiły posiłki z drużyny młodzieżowej. Wszystko zatem wskazywało na katastrofę.
Benfica rzeczywiście nie miała litości dla rywala i po pierwszej połowie prowadziła już 7-0. Wtedy gospodarze zdali sobie sprawę, że dalsza gra nie ma większego sensu. Na drugie 45 minut wyszli zatem w siedmiu, a chwilę później jeden z piłkarzy zasugerował kontuzję, co w świetle przepisów jest równoznaczne z walkowerem.
Mecz przerwano zatem w 48. minucie. Benfica pewnie wygrała i dzięki temu awansowała na pierwsze miejsce w ligowej tabeli. Drugie FC Porto ma jednak do rozegrania swoje spotkanie i w razie zwycięstwa przeskoczy stołeczny zespół.