Lech gra z Wartą - przed nami szczególne derby Poznania poza Poznaniem. Piłkarskie miasto doznań, ale i skrajności
2021-02-26 09:50:36; Aktualizacja: 3 lata temuJuż dziś w Grodzisku Wielkopolskim dojdzie do kolejnej odsłony rywalizacji o prym w Poznaniu, gdy Lech zmierzy się z Wartą. Derby stolicy Wielkopolski na poziomie Ekstraklasy to w ostatnich latach niezwykle rzadkie zjawisko. Jednak ten mecz jest pod wieloma względami wyjątkowy.
Derby miasta poza jego granicami? Eufemistycznie mówiąc, nie jest to norma w piłce nożnej. To wszystko też pokazuje status Warty w Poznaniu. Stadion „Zielonych” nie należy do klubu, to miejskie grunty. Bez finansowego wsparcia ze strony miasta powrót Warty do Ogródka będzie niemożliwy.
„Zieloni” ostatni raz zagrali na swoim obiekcie 11 maja 2019 roku. Niedługo miną dwa lata od tego wydarzenia!
Warta w tym czasie osiągnęła wielkie rzeczy – awansowała do Ekstraklasy, stała się rewelacją na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Szkoda tylko, że tych wielkich rzeczy nie mogła dokonać na własnym obiekcie, w swoim domu.Popularne
Działacze Warty wnioskowali do władz Poznania o wsparcie finansowe wynoszące 40 milionów złotych. Nie jest to porażająca kwota, biorąc pod uwagę, ile wynoszą wydatki miejskie. Dla porównania: wybudowanie Stadionu Miejskiego przy ulicy Bułgarskiej kosztowało 800 milionów złotych.
Jednak dysproporcja w traktowaniu obu klubów nie bierze się znikąd. Lech to wciąż zupełnie inna półka niż jego „starsza siostra”, jak to mówią kibice w Poznaniu. Nawet pomimo ostatnich chudych lat, „Kolejorz” wciąż generuje gigantyczne zainteresowanie w całej Wielkopolsce. Ten klub jest wizytówką województwa, jego losami żyje wielu Wielkopolan i nie tylko, bo wicemistrzowie Polski mają kibiców w różnych miejscach naszego kraju.
Jeśli chodzi o potencjał kibicowski, Warta prezentuje się dość mizernie w zestawieniu z Lechem. „Duma Wildy” to klub jednej dzielnicy i to też nie całej. Kiedy Lech na przestrzeni wieków upadał, spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej, a potem niemal otarł się o spadek do trzeciej ligi, wspierały go tłumy. Losami drugoligowego Lecha żyła dużo większa liczba Wielkopolan niż Amiki czy Groclinu, które wówczas były czołowymi polskimi klubami. Z kolei kiedy Warta upadała, nikt się tym za bardzo nie przejmował.
Oczywiście sytuacja w Poznaniu jest o tyle wyjątkowa, że kibice „Kolejorza” spoglądają bardzo życzliwie na Wartę. Wielu z nich, w czasach, kiedy to było możliwe i „Zieloni” występowali jeszcze w Ogródku, chodziło na ich mecze. Traktowali to jako miły sposób na spędzenie wolnego czasu w weekendowe popołudnie – pójść na Drogę Dębińską, obejrzeć mecz, posłuchać jak starsi kibice rozmawiają gwarą. W innych polskich miastach, w których dochodzi do rywalizacji derbowej, taka sytuacja jest nie do pomyślenia. W oczach kibiców Lecha, Warta zawsze była klubem, na który patrzyło się z sympatią właśnie dlatego, że to klub z tego samego regionu.
Inna sprawa, że łatwo jest życzliwie spoglądać na zespół, który nie stanowi żadnego zagrożenia. I tak jak finansowo, kibicowsko czy infrastrukturalnie, „Duma Wildy” nadal znajduje się daleko za Lechem, tak sportowo - trudno już mówić o jakieś wielkiej przepaści czy w ogóle o jakiejkolwiek różnicy.
Historia Warty Poznań porusza serca. Gdyby Kopciuszek był zespołem piłkarskim, zapewne - Wartą Poznań. Klub z wielkiego polskiego miasta, któremu nie jest nawet dane grać na swoim skromnym stadionie, w cieniu wielkiego sąsiada, mający budżet, który nawet na drugim szczeblu rozgrywkowym zupełnie nie imponował, robi wyjątkowe rzeczy. Oczywiście na tym etapie jeszcze na wcześnie, żeby obwieszczać, że „Zielonym” nie grozi już spadek, ale za dotychczasowe 18 kolejek można im tylko bić brawo.
Dwukrotni mistrzowie Polski są najlepszą drużyną wiosny, zdobyli 10 punktów na 12 możliwych, wyprzedzili Lecha w tabeli i wygrali dwa mecze więcej niż „Kolejorz”. Co prawda mają najgorszą ofensywę w całej lidze, ale nie przeszkadza im to w zajmowaniu dziewiątego miejsca w tabeli, które wzbudza zasłużony podziw całej piłkarskiej Polski. Niewielkim nakładem finansowym udało się zbudować drużynę waleczną, wybieganą i punktującą.
Przed sezonem mogła przejść przez głowę myśl, że gdyby działacze Warty mieli do dyspozycji choćby połowę budżetu Lecha, to „Zieloni” po prostu odjechaliby „Kolejorzowi”. Okazuje się, że i bez tego mogą go wyprzedzać w tabeli. Ojcem tego sukcesu jest nie kto inny, jak właściciel klubu - Bartłomiej Farjaszewski.
W Lechu, delikatnie rzecz ujmując, drużyna nie jest budowana równie mądrze. „Kolejorz” zarobił niedawno rekordowe 120 milionów złotych. Jednak poznański triumwirat Karol Klimczak – Piotr Rutkowski – Tomasz Rząsa nie uznał za stosowne wydania tych pieniędzy, aby wzmocnić trzy pozycje, które ewidentnie tego wymagają. Kadra na rundę wiosenną jest jeszcze węższa niż na rundę jesienną. Braki zapełnia się juniorami.
Zimą Lech planował wzmocnić atak, ponieważ poważną kontuzję leczy Nika Kaczarawa. Do klubu przyszedł Aron Johansson, ale trudno go uznać za zastępstwo Gruzina. Amerykanin został sprowadzony w miejsce Mohammeda Awwada, którego wypożyczenie zostało skrócone przez jego macierzysty klub.
Johansson (świetne CV na polskie warunki) to zawodnik o profilu niezwykle zbliżonym do Izraelczyka. Tym samym, w ogólnym rozrachunku liczba zawodników w ataku pozostała bez zmian.
O braku jakościowego zmiennika w środku pola kibice alarmują od czasu odejścia Aziza Tetteha. Teraz potrzeba wzmocnienia tej pozycji była wyjątkowo duża, ponieważ już w październiku wszyscy dowiedzieliśmy się, że Jakub Moder szykuje się już do odejścia z Lecha do Brighton. Zarząd miał kilka miesięcy na to, żeby znaleźć następcę Modera, ale w swoim stylu, przespał ten okres. Zimą sprowadził jedynie następcę Karlo Muhara – Jespera Karlstroma.
Radosław Murawski to oczywiście obiecujący transfer, ale dokona się on dopiero latem, a działacze „Kolejorza” już od dawna zdawali sobie sprawę, że środek pola należy wzmocnić już zimą. Naprędce wymyślili jedynie transfer Niki Kwekweskiriego, czyli 29-letniego Gruzina, który pozostawał wolnym zawodnikiem od grudnia, odkąd zakończył się jego kontrakt z kazaskim Tobołem Kustanaj. Lech sprzątnął go sprzed nosa pierwszoligowemu Widzewowi Łódź.
Do tego Lech ma też zupełnie odcięte skrzydła. Jakub Kamiński nie zachwyca tak, jak w poprzednim sezonie, Michał Skóraś to najwyżej ligowy średniak, a Jan Sykora wciąż nie odnalazł się w Poznaniu. „Kolejorz” dysonuje trójką skrzydłowych w przeciętnej dyspozycji. To prowadzi do sytuacji, jak chociażby w meczu w Lizbonie przeciwko Benfice, gdzie za skrzydłowych wchodzą boczni obrońcy i Lech gra absurdalnym ustawieniem z czterema bocznymi obrońcami. Czy w obliczu takiej sytuacji, ktoś w klubie uznał, że dobrze byłoby ściągnąć skrzydłowego? Nie ma potrzeby odpowiadanie na to pytanie.
Mówi się, że Poznań to miasto doznań, ale w kontekście piłkarskim – Poznań to miasto skrajności. Największe oczarowanie tego sezonu Ekstraklasy podejmie „u siebie” największe rozczarowanie. Najmądrzej zarządzany polski klub stanie naprzeciwko najgorzej zarządzanego polskiego klubu. Warta Poznań ostatnie domowe derby wygrała w 1950 roku. Faworytem dziś mimo wszystkiego nie będzie, ale kiedy, jak nie teraz, ma przełamać tę serię? 27. Derby Poznania między Wartą a Lechem zapowiadają się wybornie.
Mecz Warta Poznań - Lech Poznań w ramach Ekstraklasy rozpocznie się dzisiaj w piątek 26 lutego o 20:30, a transmisję z niego przeprowadzi Canal+ oraz TVP Sport.
MICHAŁ NIKLAS