Legia - Korona 0:0, czyli triumf futbolu pragmatycznego

2017-04-17 19:28:16; Aktualizacja: 7 lat temu
Legia - Korona 0:0, czyli triumf futbolu pragmatycznego Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

Prawdziwa magia świąt. Jeśli ktoś nie wiedział jak działa, to dziś dostał odpowiedź – zespół grający najgorzej na wyjazdach (8 punktów w całym sezonie) bezbramkowo zremisował z Legią.

PrzyŁazienkowskiej mogliśmy obejrzeć spotkanie, w którym pragmatyzmzatriumfował nad kreatywnością. Stołeczna drużyna wyglądaładziś, jakby przed meczem trener Magiera rzucił swoim podopiecznymwskazówkę na poziomie przeciętnego wuefisty - łapcie piłkę iidźcie grać. Oczywiście jest to ironia, bo znając podejścieszkoleniowca Legii nigdy by sobie na taką fuszerkę nie pozwolił,aczkolwiek nie da się ukryć, iż warszawiakom po prostu brakowałopomysłu na grę.


Byćmoże obecni mistrzowie Polski zawiedli z powodu nadmiernegozaufania? Wydaje się, że niektórzy jej zawodnicy po prostu mająimmunitet na grę i choćby nie wiadomo jak źle się prezentowali,to i tak nie zejdą z murawy. Puszczamy oczko na przykład w stronęRadovicia, którego efektywność już od dawna pozostawia wiele dożyczenia. Z drugiej strony rozumiemy - w skali Ekstraklasy maogromne umiejętności i jednym zagraniem mógłby zmienić obliczekażdego meczu. Z trzeciej natomiast należy poświęcić chwilę kurefleksji, czy poleganie głównie indywidualnych umiejętnościachto rozwiązanie pozwalające Legii na spełnienie jej sportowychambicji?


Spójrzmyna skład: Vadis, Radović, Hamalainen, Kucharczyk - siłą tegoofensywnego kwartetu powinna być kreatywność, szybkość,umiejętność przyspieszenia akcji w odpowiednim momencie,kombinacyjne rozegranie. A jednak - co pokazał dzisiejszy mecz - ite ich cechy oraz skłonności wymagają odpowiedniego poparciataktycznego, by zostały przekute na ostateczne zwycięstwo.


Zdezorientowanilegioniści nie podtrzymali nawet wysokiej intensywności. Odposzczególnych zawodników stołecznej ekipy - choćby strasznieniedokładnego Moulina czy Kaspera „Copperfielda” Hamalainena -bardziej aktywny był trener Korony, Maciej Bartoszek, przez całyczas spacerujący, biegający i krzyczący przy linii bocznej.


Odbiciejego zaangażowanej postawy dało się zresztą wyraźnie zauważyćw piłkarzach gości. Zadziałało tu coś w rodzaju zasady „bijmistrza!”, bo kielczanie wyszli na to spotkanie jakby bardziejnakręceni. O podtrzymanie wysokiego poziomu koncentracji orazdeterminacji przez cały czas dbał zresztą szkoleniowiec Bartoszek.Nawet, gdy jakiś jego podopieczny zagrał niedokładnie, ale zgodniez tym co zaplanował trener koroniarzy, otrzymywał pochwałę.Nieważne, czy chodziło o złe przyjęcie, niedokładny, alepotrzebny akurat przerzut, lub wyjście na pozycję: „brawo, o towłaśnie chodzi, tak trzymać!” - pokrzykiwał menedżer. Coprawda było to nieco groteskowe, ale też i dodawało wiarypiłkarzom, że to co robią, po co robią, jak grają, rzeczywiściema sens.


- Mamlekki niedosyt po tym remisie, ale w gruncie rzeczy się cieszę.Gratuluję moim zawodnikom dobrej postawy, bo do samego końcawalczyli o zwycięstwo - mówił Bartoszek już po końcowym gwizdku.„Niedosyt” to chyba słowo klucz w kontekście oceny tegospotkania. Za tak dobrą organizację gry zawsze chciałoby sięzbierać największe zaszczyty.


TrenerKorony na pewno będzie chwalił poszczególnych zawodników już wkuluarach. Komplementy powinien zebrać na przykład Jakub Żubrowski.To w dużej mierze dzięki jego ciężkiej harówce w środku polakielczanie zachowali czyste konto, a pomocnicy Legii wyglądali naociężałych, jakby dopiero co odeszli od wielkanocnego stołu.Wychowanek Korony grał na wysokiej intensywności, szybko doskakiwałdo przeciwników, kiedy ci otrzymywali futbolówkę, a nie razodbierał im ją „na wyprzedzenie”. Dodajmy do tego dobreczytanie gry, timing, dzięki czemu interweniował czysto i mamymateriał na najlepszego zawodnika meczu. To swoją drogą wiele mówio jego estetyce - pięknej gry było w nim tyle, co w naszychbrzuchach wolnego miejsca po świątecznym obiedzie u babci.


Tymbardziej trener Magiera powinien się martwić, a zatem i od razuwziąć do pracy. W takich przypadkach drużynie potrzebny będzieplan B. Tymczasem zmiennicy nie wnieśli na murawę nic pozytywnego -szczególnie Daniel Chima Chukwu wyglądał na równie zagubionego,co w momencie, gdy zamiast na Łazienkowską pojechał na Narodowy.Atuty zawodników podstawowych zostały natomiast bardzo łatwozniwelowane przez koroniarzy - wąska, dość głęboka obronaoznaczała brak niezbędnego Kucharczykowi miejsca do rozpędzeniasię, Radoviciowi i Vadisowi brakowało przestrzeni do posyłaniaprostopadłych piłek czy wejścia w drybling, a Hamalainen co nanodze miał (dwie sytuacje), to zmarnował.


-Nie wygraliśmy, bo oddaliśmy tylko jeden celny strzał. Często źlewybieraliśmy. Zamiast grać na jeden kontakt, przetrzymywaliśmypiłkę, i na odwrót - stwierdził trener Magiera. Koroniarzedokładnie pokazali co należy zrobić, by zatrzymać Legię i -delikatnie rzecz ujmując - nie są to warunki nie do spełnieniaprzez byle jakiego ekstraklasowicza. Na wyjazdach gra się jej łatwiej,bo rywale, sądząc iż mają atut własnego boiska, bardziej sięodkrywają i wtedy zostają skarceni. Na sam koniec rundy zasadniczejwypadałoby jednak nauczyć się przezwyciężać takie słabości.No chyba, że celem nie jest mistrzostwo, a jedynie grupamistrzowska...