Legia Warszawa: Pierwsza konferencja prasowa Aleksandara Vukovicia. „Jeśli pożar jest w Legii, pali się też mój dom”

2021-12-14 13:19:37; Aktualizacja: 2 lata temu
Legia Warszawa: Pierwsza konferencja prasowa Aleksandara Vukovicia. „Jeśli pożar jest w Legii, pali się też mój dom” Fot. Mikolaj Barbanell / Shutterstock.com
Rafał Bajer
Rafał Bajer Źródło: Legia Warszawa

Aleksandar Vuković podjął się wyzwania utrzymania Legii Warszawa w Ekstraklasie. Nowy-stary trener rozpoczyna swoją nową przygodę od spotkania z dziennikarzami.

Ostatnie dni były przy Łazienkowskiej niezwykle chaotyczne. Porażka 0:1 z Wisłą Płock sprawiła, że zespół mistrza Polski spadł na ostatnie miejsce w ligowej tabeli. Sprawiedliwość chcieli wymierzyć pseudokibice, którzy wtargnęli do autokaru, kiedy to zawodnicy wrócili do Warszawy, a w środku miał dojść do pobicia dwóch piłkarzy. Część z graczy mocno odczuła napiętą atmosferę i rozpoczęła starania o zerwanie kontraktu z winy klubu.

W międzyczasie z drużyną pożegnał się Marek Gołębiewski, któremu zupełnie nie udało się wpłynąć na zespół po zwolnieniu Czesława Michniewicza. Zastąpić go miał Leszek Ojrzyński, ten nie poprowadził jednak poniedziałkowego treningu, który zresztą i tak ostatecznie w ogóle się nie odbył. Zamiast tego do obowiązków trenerskich przywrócono zwolnionego w 2020 roku Aleksandara Vukovicia, który wciąż miał ważną umowę do końca obecnej kampanii.

Klub liczy, że mimo wcześniejszych nieporozumień 42-latek zdoła swoim charakterem przemówić do zawodników i zmotywować ich do osiągnięcia zaktualizowanych celów. Właśnie o tych zamysłach na dalszą część sezonu Vuković miał okazję opowiedzieć dziennikarzom na konferencji prasowej, która była zwoływana naprędce ze względu na napięty terminarz zajęć (już w środę „Legioniści” rozegrają swój ostatni zaległy mecz, przeciwko Zagłębiu Lubin).

Już na wstępie Vukovicia zapytano o jego wywiad dla serbskich mediów, w którym zapowiedział, że może wrócić do Legii Warszawa, ale nie chciałby współpracować z niektórymi osobami w klubie.

- Poniekąd to, co powiedziałem, było wypowiedzią bardzo hipotetyczną. Pytanie wydawało mi się wtedy abstrakcyjne, nie spodziewałem się, że faktycznie może dojść do mojego powrotu. Ta odpowiedź nie miała dla mnie takiego znaczenia - powiedział nowy szkoleniowiec Legii Warszawa.

- Na początku byłem zaskoczony telefonem, nie spodziewałem się go. Pomyślałem sobie, że nie wracam tu dla prezesa, dla dyrektora, nawet dla samego siebie, w końcu wracam na umowie, którą miałem wcześniej. Mogłem ją renegocjować, gdyby unosił się honorem, ale ten klub mnie ukształtował jako piłkarza i trenera. To jest połowa mojego dorosłego życia. Gdy pojawiła się taka możliwość, by wejść do swego rodzaju pożaru, zdecydowałem się to zrobić. Jeśli pożar jest w Legii, pali się też mój dom.

- Największy kryzys jaki pamiętam? Sytuacja w tabeli na to wskazuje, to mówi samo za siebie. Ale takie są fakty, nietrudno to zdiagnozować. Musimy się wziąć nie za analizę, czy jest to największy kryzys, ale nad tym, jak wyjść z tej sytuacji. Koncentrujemy się na najbliższym meczu.

Szkoleniowca zapytano również o pobicie piłkarzy przez pseudokibiców po meczu z Wisłą Płock.

- Nie miałbym pretensji do piłkarzy za to, że chcieliby komentować to, co zaszło w autokarze. Jako społeczeństwo powinniśmy kierować pretensje do kogoś innego. To co się wydarzyło, nigdy nie powinno mieć miejsca. Jeśli chodzi o samopoczucie piłkarzy, spotkam się z nimi dopiero po konferencji prasowej. Muszę ich przekonać, że nawet w takiej sytuacji musimy stawić temu czoła, podejść odważnie i na boisku pokazywać, na co tak naprawdę nas stać - powiedział. Rzeczniczka prasowa dodała, że na ten moment nie może skomentować sytuacji kontraktowej niektórych zawodników, zapewniła jednak, że policja w Grodzisku Mazowieckim prowadzi śledztwo i gdy tylko będzie coś wiadomo, wystosowany zostanie odpowiedni komunikat. Klub postara się pomóc w czynnościach, zaznaczono również, że autokar przemieszczał się w asyście radiowozów.

- Jesteśmy w momencie, w którym nie potrzebujemy piłkarzy, ale ludzi. Nie muszą to być nawet „Legioniści”, konieczne są po prostu odpowiednie osoby, z odpowiednim charakterem i wolą walki.

- Znam sporo piłkarzy w klubie, oni spełniają moje kryteria. Wierzę, że wśród reszty też się tacy znajdą, wszyscy będą nadawać na takich samych falach.

- 17 piłkarzy odeszło od czasu, gdy się pożegnałem? To na pewno nie świadczy o stabilności drużyny. Takie zmiany wymagają czasu, by drużyna zaczęła dobrze grać. Widać, że momentami brakuje zgrania. Kiedy wynik z tygodnia na tydzień jest coraz bardziej deprymujący, robi się trudniej. Musimy zrobić wszystko, by uporządkować pewne sprawy, bo tylko dobrze funkcjonująca drużyna może wyjść z takiego kryzysu.

- Czy w Legii jest tak źle, jak się o tym pisze? Trudno się wybronić przed takim zdaniem, patrząc na nasze miejsce w tabeli na półmetku sezonu. Wszystkim jednak wydaje się, że ta drużyna jest dużo słabsza, niż faktycznie jest. Nie będę polemizował, bo jest źle, ale postaramy się udowodnić, na co nas stać.

- Dariusz Mioduski? Nasze relacje są bardzo profesjonalne. Jestem tu przede wszystkim dla klubu, a jestem przekonany, że prezesowi również zależy na dobru Legii. Chciałbym, żebyśmy zmierzali do celu wspólnie. Ja zostawiam przeszłość za sobą, nie będę tego wciąż przeżywać. Nikt w klubie nie będzie miał ze mną problemu we współpracy.

- Moja umowa? Kończę kontrakt wraz z końcem sezonu, nic tutaj się nie zmienia. Na razie nie wybiegam w przyszłość dalej niż mecz z Zagłębiem Lubin. Przychodziłem z pełną świadomością, że po sezonie może mnie tu już nie być.

- Czy zawodnicy nie będą chcieli grać po ostatnich wydarzeniach? Każdy człowiek jest inny i inaczej reaguje na napotkane przeszkody. Wiem, że dzisiaj wszyscy będą do mojej dyspozycji, z wyjątkiem tych, którzy są kontuzjowani. Pamiętam, że w 2017 roku mieliśmy podobną sytuację, ale wtedy do następnego meczu mieliśmy bodajże dwa tygodnie, mogliśmy to na spokojnie przetrawić. Potrzebujemy czystej głowy, i tak ciążą na nas ostatnie wyniki. Te wydarzenia nam nie pomagają, ale musimy sobie z nimi radzić.

- Nasze cele? Cieszę się, że dziennikarze TVP i TVN siedzą obok siebie, idźmy w tym kierunku... A co do pytania, mi nikt celu nie musi nakreślać, najważniejszy jest dla mnie następny mecz. Chcę poskładać tę drużynę, ale potrzebuję na to czasu i treningów. Teraz liczy się starcie z Zagłębiem Lubin, nie myślę nawet o czwartku i przygotowaniach do następnego meczu.

- Jak dowiedziałem się o powrocie? Zadzwonił do mnie dyrektor Kucharski. Już sam telefon był dla mnie zaskoczeniem, ale odebrałem i rozmawialiśmy długo. Ja nie jestem nieświadomy tego, co tutaj się dzieje. To jest jednak Legia, zawdzięczam klubowi wiele i gdyby jutro był taki moment, że przeczytałbym, iż naraziłem klub na jakąś szkodę, nie mógłbym sobie darować.

- Transfery? Ja wiem, że okno zaraz startuje, ale ja nie chcę teraz nawet o tym myśleć. Gdybym ja teraz układał sobie w głowie, kto byłby dla nas wzmocnienie, nie mógłbym się skoncentrować na najbliższych meczach, które są kluczowe. Zawsze omawialiśmy wzmocnienia wspólnie i pewnie nic pod tym względem się nie zmieni, ale na to przyjdzie jeszcze czas.

Na koniec Vuković zapowiedział, że dopiero przy okazji treningu dowie się, z kogo tak na dobrą sprawę będzie mógł skorzystać w czemu z Zagłębiem Lubin. Jest już jednak po wstępnych rozmowach z lekarzami, którzy przedstawili mu pokrótce stan zdrowia niektórych graczy. Serb skierował się również z małym apelem w kierunku kibiców.

- Wsparcie jest nam teraz bardzo potrzebne. Wzajemne obrażanie się na siebie niczego nie da, bo każdy chciałby widzieć klub w innym miejscu. Kibice wykazali się już dużą cierpliwością, byli wystawieni na dużą próbę, ale nadal musimy na nich liczyć.