„Mega niehigieniczne okienko transferowe”. Dyrektor sportowy Motoru Lublin o transferach

2024-08-26 13:21:27; Aktualizacja: 1 miesiąc temu
„Mega niehigieniczne okienko transferowe”. Dyrektor sportowy Motoru Lublin o transferach
Antoni Obrębski
Antoni Obrębski Źródło: weszlo.com

Michał Wlaźlik, dyrektor sportowy Motoru Lublin, mówi w rozmowie z weszlo.com o tym, dlaczego okienko Motoru Lublin nie było doskonałe.

Michał Wlaźlik został przed sezonem dyrektorem sportowym Motoru Lublin. Nie miał on łatwego zadania, gdyż otrzymał niewiele czasu na to, aby stworzyć drużynę, która po dwóch awansach z rzędu będzie gotowa walczyć o utrzymanie w Ekstraklasie. Pierwsze kolejki pokazują, że Motor nie będzie outsiderem, bo w pięciu meczach zdobył sześć punktów, a pokonał go tylko Raków Częstochowa.

Michał Wlaźlik mówi jednak, że nie było to idealne okienko transferowe Motoru. Dyrektor sportowy wytłumaczył to w rozmowie z weszlo.com.

- Mega niehigieniczne okienko transferowe. Nagle okazało się, że trzeba wzmocnić prawie każdą formację, oprócz boków obrony, nie mając wcześniej przygotowanych propozycji skautingowych. Opieraliśmy się na wcześniejszej wiedzy o zawodnikach, ale wszelkie informacje trzeba było zaktualizować. Budowaliśmy narzędzia, prozaiczna kwestia: dostęp do pełnej wersji Wyscouta mieliśmy dwa tygodnie później niż potrzebowaliśmy. Upadł przez to przynajmniej jeden interesujący transfer - powiedział Wlaźlik.

- Nie mieliśmy poparcia w danych. Weszliśmy do gry za późno. Piłkarz podpisał kontrakt w klubie, który miał pod nosem. Naturalnie wolałbym działać, jak Łukasz Masłowski, który transfery przygotowane ma dużo wcześniej, śledzi sobie zawodników, zna potrzeby drużyny i operuje na długofalowej strategii szukania wzmocnień. W Motorze do końca nie wiedzieliśmy zaś, kto da radę, a kto rady nie da. Oczywiście, mieliśmy dane motoryczne, które pokazywały, że Ceglarz czy Wolski poradzą sobie przy ekstraklasowej intensywności. Ale stuprocentowej pewności względem reszty kolektywu nie było, musiało się to wyklarować - dodał dopytany.

- Nie chcę powiedzieć, że tworzyliśmy cokolwiek na kolanie. Mnóstwo tematów trzeba było jednak pilotować naraz. W pierwszym meczu ligowym wypadł Kamil Kruk. Zostaliśmy z trzema stoperami, w tym z wracającym Najemskim i mogącym grać na środku obrony Mathieu Scaletem. Trochę rzeźba, ale wcale się tego nie boję. W drugą stronę, chcę pokazywać brzydotę tego wszystkiego. A nie, że ktoś jest zapięty pod szyję, garnitur, krawat, a do piłkarzy dzwoni jak lord… - po chwili kontynuował.