Młode talenty: cz. 75 [Eric Dier]

Dier ma 17 lat i na co dzień mieszka w Portugalii. Na Półwysep Iberyjski wyemigrował jako maluch, wraz ze swoimi rodzicami, dziesięć lat temu. Odkąd skończył 11 lat, kapitanował kolejnym młodzieżowym rocznikom Sportingu Lizbona, poza U-19, w którym dziarsko sobie poczynał będąc teoretycznie trzy lata pod kreską. W kwietniu 2010 roku podpisał pierwszy w karierze profesjonalny kontrakt. Spory wpływ na taki ruch włodarzy Sportingu miało zainteresowanie ze strony Arsenalu i Manchesteru United, skłonnych ściągnąć Diera z powrotem do domu. W Lizbonie już zacierają ręce, bo senior to będzie z niego przedniej marki, i puszczać gdziekolwiek nie mają zamiaru.

Reprezentacyjny strój Dier dostał wielkim awansem. W strukturach FA do momentu pojawienia się z gracza Sportingu wraz ze znanymi w kraju rodakami, kopiącymi jak jeden mąż dla klubów angielskich, wiedziano o nim niewiele. Albo prawie wcale. Albo wcale. Z Lewisem Holtby’em Dier mogą sobie przybić „piątkę”.

Sam Dier jeszcze w październiku mówił, że nie zaprząta sobie głowy bieganiem za piłką w ojczyźnie. – To nie jest tak, że nie kręci mnie gra w Anglii. Chodzi o to, że moim zdaniem właśnie tutaj jest dla mnie najlepsze miejsce do rozwoju. W Sportingu nie boją się stawiać na młodych. Gdzie indziej byłoby mi w tym wieku ciężko o regularną grę, a to jest dla mnie najważniejsze i dlatego wybieram Sporting. Kiedyś swoich sił w Premier League na pewno spróbuję, to nie ulega wątpliwości .

Nad wiek dojrzały z niego gość. Zwłaszcza w tym fragmencie. – Niektórzy młodzi zawodnicy tracą głowy, gdy idą do wielkiego klubu. Sądzą, że sięgnęli gwiazd, że zrobili coś wielkiego. A to przecież dopiero początek. Rocznik urodzenia 1994, tylko przypomnę.

Po tak wyważonych słowach mógłbym przysiąc, że obywatel Dier najwcześniej za dobre 5-7 lat wyruszy na podbój najlepszej ligi świata. No to niespodzianka – w czwartek wyszło na jaw, że młokosa pozyskał Everton.

Naturalnym byłoby wykupienie utalentowanego defensora za kilka milionów funtów – mniej więcej tyle życzyłby sobie na obecnym etapie kariery Diera Sporting. Po to podpisano profesjonalny kontrakt do połowy 2013 roku, by chłopaka nie wyciągnęli parszywi angole za czapkę gruszek. Kuriozum tej sytuacji polega na tym, iż Dier został do Evertonu tylko wypożyczony, a właściwie – do akademii liverpoolczyków. Na całe sześć miesięcy. O prawie pierwokupu ani widu ani słychu, wychodzi więc na to, że takiego zapisu strony do transakcji nie włączyły. Z punktu widzenia Sportingu, to logiczne, z perspektywy Evertonu – zupełnie nie.

Dier przez pół roku pogra z rówieśnikami w szkółce Evertonu, zaliczy kilka gier w zespole rezerw. Dla Sportingu to rozwiązanie dość korzystne – chłopak oswoi się z realiami angielskimi, wróci do Lizbony jako lepszy zawodnik, z nowym doświadczeniem, i nic już nie stanie na przeszkodzie, by dostał ksywkę w stylu „rzeźnik” albo „czołg”. Jak już przebije się do pierwszego zespołu, to on będzie wyznaczał standardy ostrości gry, nogi ani myśląc odstawiać. Na to wygląda, że Sporting przerzucił Diera na półroczny obóz.

Więcej: Pan Nikt na Transfersblog.pl
Autor: Mateusz Jaworski