„Moneyball” w AZ Alkmaar. Czy to może się udać?
2015-04-16 15:34:17; Aktualizacja: 9 lat temuZatrudnienie prekursora i wizjonera ze świata bejsbolu w klubie piłkarskim dało powód do rozpoczęcia dyskursu na temat powodzenia innowacyjnych metod w piłkarskiej rzeczywistości.
W ostatnich tygodniach działacze AZ Alkmaarzdecydowali się na zaskakujący i bardzo interesujący zarazem ruch kadrowy.Zatrudnili bowiem w klubie na stanowisku doradcy Billy’ego Beane’a, byłegodyrektora bejsbolowego Oakland Athletics. Historia Amerykanina stała siętematem bestsellerowej książki MichaelaLewisa pt. „Moneyball: The Art of Winning an Unfair Game”. Na jej podstawiepowstał dramat sportowy z Bradem Pittem w roli głównej. Billy Beane zasłynąłinnowacyjnym podejściem do rozgrywekAmerican League w 2002 roku.
Borykająca sięz kłopotami finansowymi drużyna Oakland Athletics nie miała pieniędzy, byzbudować zespół na nadchodzący sezon. Menadżer oraz jego asystent postanowiliwykorzystać zaawansowane analizy komputerowe, które pozwoliły im pozyskać kilkuzawodników z nieprzeciętnymi umiejętnościami, dzięki czemu drużyna wygrała 20kolejnych meczów, ustanawiając wówczas rekord AL. Mało tego, ekipa z Kaliforniidała swoim bogatszym rywalom ogromnego prztyczka w nos, gdyż sześciokrotnie wciągu siedemnastu lat rządów Beane’a wygrywała rozgrywki swojej dywizji (2000,2002, 2003, 2006,2012, 2013).
Popularne
Teraz działaczeAZ Alkmaar mają nadzieję, że nowo zatrudniony doradca przeniesie swoje pomysły ipraktyki na płaszczyznę piłki nożnej, co pomoże im skutecznie rywalizować omiano najlepszej drużyny w kraju z Ajaksem Amsterdam i PSV Eindhoven. Czywykorzystanie tych nomen omen rewolucyjnych metod ma szansę powodzenia napiłkarskim boisku?
Czym właściwie jest „Moneyball”?
Abyprzeanalizować sens takiego ruchu ze strony włodarzy holenderskiego klubumusimy najpierw tak naprawdę zrozumieć, na czym opiera się strategia takkompetentnie przedstawiona w filmie pt. „Moneyball”. Wszyscy widzowie, którzymieli niewątpliwą przyjemność zobaczyć na ekranie tę historię mogą pomyśleć, żeBilly Beane osiągnął swój sukces, ponieważ pozwolił odejść z zespołu wszystkimnajlepszym zawodnikom, kupując na ich miejsce tani i zużyty „szrot” w postacizawodników albo wypalonych, albo niedocenianych lub tez najzwyczajniej wświecie nieznanych szerszej publiczności, by dzięki ciężkiej pracy i treningowistworzyć z nich bejsbolowe roboty i maszynki do wygrywania spotkań.
Do tegooczywiście sprzyjało mu szczęście i… abrakadabra, tytuł mistrzowskigwarantowany. Innym sympatykom tej opowieści może się też wydawać, że kluczemdo sukcesu całej operacji był komputer, w którym dokonywały się wszystkiewyliczenia, symulacje i prognozy rozwoju danych graczy.
Otóż nie, programnie opiera się tylko i wyłącznie na takich założeniach. Z pewnością nie są onejego fundamentem. Może oprócz ciężkiej pracy, gdyż jej nigdy w świecie zawiele.
A więcpodejście do sportu zaprezentowane i wykorzystane w Oakland Athletics to przedewszystkim ideologia. Ideologia, której tylko i wyłącznie stuprocentoweprzestrzeganie w danym (dłuższym) okresie czasu da korzyści wymierne dodokonanej inwestycji. Jej głównym zadaniem jest zniwelowanie nierówności, któredotykają poszczególne drużyny. Nie będę owijał w bawełnę, przede wszystkimchodzi o finansowe dysproporcje.
Za przykładniech posłuży sytuacja finansowa, w której znalazło się Oakland Athletic, kiedystery w klubie przejął Billy Beane. Swoją przygodę z tym zespołem rozpoczął w1998 roku - klub przeznaczył wówczas na płace 22 miliony dolarów. Mało? Właścicielniejednej drużyny piłkarskiej chciałby przeznaczyć tyle tylko i wyłącznie napensje swoich gwiazd. Ale w rzeczywistości bejsbolowej to były grosze.
New YorkYankees w tamtym czasie utrzymywali swoich zawodników za bagatela 71 milionówdolarów, czyli dysponowali ponad trzy razy większym budżetem płacowym. Sytuacjazmieniała się przez kolejne lata – w 2003 roku zespół z Kalifornii płacił swoimbejsbolistom 50 milionów dolarów. Z tym, że „Yankesi” w tym roku również mieliponad trzykrotnie większy budżet ze 152 milionami dolarów. Co więc trzeba byłozrobić, by przeciwdziałać dominacji nowojorczyków? Odpowiedź na to pytanienasuwa się sama: zniwelować różnice w budżecie, nie tracąc przy tym na jakościzawodników.
Magia cyferek
Łatwo się mówi,zdecydowanie trudniej wcielić takie założenie w życie. By tego dokonać Beaneporuszył niebo i ziemię. Mając wcześniejsze doświadczenie z tym sportem (przez6 lat był zawodowym graczem, występował nawet w drużynie „Yankesów”) po prostuprzeanalizował, o co tak naprawdę chodzi w grze w bejsbol. Zastanowił się nadtym, co sprawia, że jedna z drużyn jest w stanie wygrać mecz, jakieokoliczności do tego prowadzą i jakimi cechami muszą wyróżniać się gracze, byto osiągnąć. Odpowiedzi na nurtujące go pytania szukał niemalże wszędzie: naboisku, w szatni, w biurach sponsorów i dyrektorów, zasięgał porad u skautów.
W pewnymmomencie poszukiwań dotarł do programu „Sabermetrics” - narzędzia służącego doanalizy bejsbolu, kładącego nacisk na statystyki osiągane przez graczy w trakciekażdego meczu. Wobec ogromnych problemów finansowych, woli zwyciężania oraznieufnego podejścia do tradycyjnych metod skautingu, które miały mieć negatywnywpływ na jego sportową karierę, Beane postanowił zawierzyć magii cyferek,wykresów oraz wyliczeń i wcielił zasady „Sabermetrics” do zarządzania zespołemOakland Athletics.
Filozofia tegoprogramu polega między innymi na wyliczeniu skuteczności i regularności, z jakąodbijający osiąga bazę bezpiecznie oraz tej samej regularności, biorąc poduwagę inne czynniki (na przykład siłę, z jaką uderza piłkę). Uważane jest to zadecydującą część w walce o zwycięstwo w meczu bejsbolowym. Zawodnicyposiadający dobre statystyki w tych elementach gry dają większe szanse napokonanie przeciwnika (dzięki temu większa liczba zawodników ma szansę nazdobycie bazy, poza tym zalicza również więcej runów).
Kto pierwszy, ten lepszy
Takie podejściedo bejsbola powstało na początku lat 90. ubiegłego wieku, czyli kilkanaście latwyprzedzało myślenie Billy’ego Beane’a. Dlaczego więc nikt przed nim nieskorzystał z takiej możliwości? Czołowe ekipy z łatwością mogły podążać za tympomysłem, praktycznie nic nie tracąc. Wówczas na rynku panowały jednak innetrendy. Wielcy tego sportu (jak i piłki nożnej w dzisiaj) budowali swojezespoły ściągając zawodników biorąc pod uwagę wiek, nazwisko, a nawet wygląd,co miało przynieść przede wszystkim komercyjny sukces w postaci sprzedanychbiletów, karnetów i gadżetów.
Przedstawiciele każdego zespołu mieli wgląd dostatystyk, którymi w swoich kadrowych wyborach kierował się Beane, ale nikt niezdecydował się ich użyć. Zamiast tego, kupowano gwiazdy na potęgę, martwiąc sięo to, ile popcornu i coli zostanie sprzedane na niedzielny mecz, i ilepieniędzy kibice zostawią w kasach klubowych sklepików z pamiątkami.
Sztabszkoleniowy w Oakland natomiast stworzył z zawodników nieoszlifowanych,niskowartościowych z mało znanymi nazwiskami graczy, którzy wyróżniali się wjednym, ważnym dla całego przedsięwzięcia aspekcie gry. Razem tworzyli całość, działającąniczym perpetuum mobile, wzajemnie się uzupełniającą i niwelującą jakiekolwiekstraty. Musimy jeszcze dodać do tego, że kiedy pojawiała się możliwość oddaniagwiazdy drużyny do innego klubu, bez wahania decydowano się na taki krok, bynastępnie znaleźć tańszy i mniej znany zamiennik, który jednak po odpowiednimwkomponowaniu do kadry będzie wykonywał swoje zadania z większą skutecznością.
Oddaj „Lewego” za Inzaghiego
Wyobraźmy sobieteraz, że wcielamy się w rolę dyrektora sportowego, a trener naszego zespołuzadecydował, że główną siłą jego podopiecznych w ofensywie będzie szybkikontratak prawym skrzydłem. W składzie na kluczowych dla tej koncepcji grypozycjach występują lubujący się w dryblingach Theo Walcott, piłki na skrzydłodogrywa mu Frank Lampard, a na szpicy akcję kończy Robert Lewandowski. Decyzjądyrektora sportowego z klubu odchodzą Walcott i Lewandowski, a na ich miejsceprzychodzą… David Odonkor i Filippo Inzaghi.
Odonkor, bo dysponuje ogromną szybkościąi w decydującym momencie 9/10 jego dośrodkowań prawą nogą kończy się nawybranym wcześniej punkcie, oraz Inzaghi, ponieważ jak nikt inny potrafi znaleźćsię w danym miejscu pola karnego o danym czasie, by tylko dopełnić formalnościdostawiając stopę, aby skierować piłkę do bramki.
Obaj są dużotańsi w utrzymaniu od swoich poprzedników, co tylko potwierdza zasadnośćwymiany personalnej według filozofii „Moneyball”. Pomyślmy, co by było, gdybydziś ktoś wpadł na pomysł podobnej transakcji?
Oczywiście,powyższa sytuacja jest dość radykalna w swoim założeniu, jednakże w pełnioddaje rozwiązanie, jakie mogłyby mieć założenia filozofii bejsbolowej w piłcenożnej w praktyce. Tym niemniej, pomysły na zastąpienie graczy odchodzących zAFAS Stadion przekazywane przez Amerykanina mogą być bardzo ważnym czynnikiemprzemawiającym na korzyść wcielenia owej strategii w życie.
W ostatnichlatach z ekipy popularnych „Kalmarów” odchodzili między innymi Jeremain Lens,Niklas Moisander, Mousa Dembele, Ron Vlaar, Adam Maher i Graziano Pelle, a więcgracze bynajmniej nie będący anonimami dla kibiców piłki nożnej w Europie.Zastąpienie ich odpowiednimi zawodnikami, posiadającymi podobne atrybutymogłoby zagwarantować ciągłość budowania struktury kadry oraz brak spadku jakościowegozespołu.
„Moneyball” w Liverpoolu
Ze strategiimających swoje korzenie w bejsbolu postanowili skorzystać również działaczeangielskiego Liverpoolu. W 2010 roku rządy w zespole z Anfield Road objęliamerykańscy inwestorzy z Johnem W. Henrym na czele. Mający za sobą sukcesy zBoston Red Sox biznesmen postanowił przenieść ideały zza oceanu na grunteuropejski. Polityka transferowa „The Reds” nie zmieniła się wówczas o 180stopni, jednakże jej owoce są obecne w drużynie z miasta Beatlesów do dziś.
- Nie sądzę, bykiedykolwiek ktoś z naszego klubu użył słowa „Moneyball”, określenie to jednakcały czas było w obiegu. […] Myślę, że skorzystanie z tej metodologiiprzyniosło nam sukces. Ciągle stajemy się silniejsi. Piłka nożna w naszymwydaniu staje się lepsza, nasze ruchy na rynku transferowym również. Jesteśmyniezwykle zadowoleni, że dzięki temu do naszej drużyny trafili PhilippeCoutinho i Daniel Sturridge. Będziemy podążać tą drogą. Nie nazwałbym jednaktego strategią „Moneyball”. To połączenie ludzi z ich umiejętnościami, którepomogą nam osiągnąć sukces – powiedział dwa lata temu Ian Ayre, dyrektorzarządzający „The Reds”.
Dwaj wymienieniwyżej piłkarze trafili do angielskiej ekipy na podstawie fachowej ispecjalistycznej prognozy biorącej pod uwagę ich przydatność do kadry.Oczywiście, od skuteczności takich rozwiązań na transferowym rynku są wyjątki,a daleko szukać nie trzeba. Wystarczy spojrzeć na casus Mario Balotellego.
A dziś wszyscy tylkopieniądz…
Dlatego też skłaniamsię ku temu, że Beane będzie doradzał Holendrom na polu zarządzania klubem - przede wszystkim weźmie pod lupę finanse. W świecie znany jest przede wszystkimjako twórca pionierskich rozwiązań ekonomicznych i sportowych, które pozwalająna ocenę jakości graczy. Pokazał jednak też, że w czasie, gdy pieniądzeodgrywają w sporcie znaczącą rolę (często niemalże kluczową) można znaleźćsposób na skuteczną rywalizację z ekipami dużo bardziej majętnymi.
I tak w 2014roku Oakland City osiągnął play-offy wydając na pensje 83 miliony dolarów,podczas gdy potężni Los Angeles Dodgers 235 milionów dolarów! Zawodnicy zKalifornii byli premiowani kwotą 940 tysięcy dolarów za zwycięstwo, a ichrywale z „Miasta Aniołów” są nagradzani okrągłymi 2.5 milionami dolarów.
Według mniebejsbolowy czarodziej z Ameryki ma sprawić, że AZ Alkmaar będzie walczyć onajwyższe cele z innymi ligowymi drużynami, mimo finansowych przepaści międzynimi. Według holenderskich mediów od 2009 roku Alkmaar wydało na transfery 191%mniej pieniędzy niż PSV, 141% mniej od Twente, 120% mniej od Ajaksu. Dlaporównania Oakland pod kierownictwem Beane’a przeznaczyło na płace o 235% mniejfunduszy niż „Yankesi”, 163% mniej niż Red Sox i 127% mniej od Dodgersów. Jakwidać, nie szata zdobi człowieka.
Aby jeszczemocniej podbudować te statystyki warto zwrócić uwagę na to, że OaklandAthletics w ciągu ostatnich sześciu lat zanotowało zaledwie (!) średnio 0,5zwycięstwa mniej od Red Soxów, 3,5 mniej od Dodgersów i 8,5 mniej odnowojorskich Yankees. Biorąc pod uwagę budżety wszystkich zespołów jest towręcz niebywała sytuacja. Jeśli chodzi o formę piłkarzy AZ w tym samym okresieczasu, kończą oni rozgrywki ligowe średnio 14 punktów za PSV i Twente oraz a 22punkty za Ajaksem.
Jak więc to ugryźć?
Może sięwydawać, że strategia „Moneyball” przyniesie piłce nożnej wiele dobrego.Trudność w jej zastosowaniu w praktyce jest jednak znamienita – nikt niewynalazł jeszcze idealnego przepisu na wygrywanie meczów. A przynajmniej ja otakim nie słyszałem. Bejsbol, tak jak koszykówka, zwłaszcza w wydaniuamerykańskim, rządzą się swoimi prawami. Ile razy każdy z nas widział wInternecie film z meczu bejsbolowego, w którym pałkarz zalicza „home run”, albokiedy dwumetrowy koszykarz o lekko mówiąc ponadprzeciętnej muskulaturze zdobywatrzypunktowym rzutem wygraną dla swojego zespołu 0,3 sekundy przed zakończeniempojedynku?
Trener drużynypiłkarskiej nie może wziąć przerwy dla swoich zawodników na potrzeby rozegraniadanej akcji, bo na przykład środkowy obrońca drużyny przeciwnej jestkontuzjowany, a jego zastępca ma jakiś słaby punkt. Piłka nożna jest bardziejpłynnym i nieprzewidywalnym sportem, nie ma w niej goli liczonych potrójnie, awykopanie piłki poza stadion nie daje szansy na wygranie spotkania. Poza tymjeszcze nigdy nie rozegrano dwóch identycznych meczów - każdy pojedynek wymagaod trenera innego podejścia, innej taktyki, piłka nożna to sport kontaktowy, ana boisku umierają zawodnicy. W bejsbolu tego nie ma.
Oddaj królowi, co królewskie
Największąprzeszkodą może okazać się jednak to, co najbardziej w piłce kochamy - a więcspektakl, piękno gry, które musiałoby uznać wyższość statystyk i wyuczonych wstu procentach zagrań w imię wygrywania meczów i pucharów. „Moneyball” toprzepis na sukces, w którym każdy pojedynczy trybik jest odpowiedzialny zaswoją rolę, a jego brak może okazać się brzemienny w negatywne skutki.
Chwałęwyznawcom tej filozofii daje tylko i wyłącznie przestrzeganie tych zasad. WidokLeo Messiego, czy Cristiano Ronaldo przebiegających 60 metrów z piłką,mijających rywali jak tyczki i strzelających gola efektownym lobem nadbramkarzem byłby wówczas totalnie zabroniony, gdyż w 60-70 minucie spotkaniaoddychaliby oni rękawami po kilku takich rajdach, co znacznie obniżałobyefektywność całej drużyny.
Tak więc kibiceAZ powinni podejść do nowej strategii klubu z lekkim dystansem. Owszem,pojedyncze elementy przeniesione z bejsbolu na płaszczyznę piłkarskąmogą się sprawdzić. W zglobalizowanym świecie pieniądz ma władzę i potrafiprzechylić szalę na korzyść zwycięzcy. Nie bezpośrednio rzecz jasna, ale zpewnością daje możliwości posiadającym go. Dlatego też skuteczne niwelowanieróżnic powinno być kluczowym postulatem w polityce Billy’ego Beane’a jakodoradcy w klubie piłkarskim.
Potrafił onprzecież odnosić sukcesy z biednym jak mysz kościelna zespołem, którego stratafinansowa do głównych i najbogatszych rywali w walce o najwyższe laury wynosiłaśrednio 118 milionów dolarów! No chyba, że uda mu się znaleźć poszukiwany odstu lat magiczny przepis na wygrywanie meczów piłkarskich…