„Pierwszą rzeczą, jaka przychodzi
mi do głowy, myśląc o mistrzostwach świata, jest malowanie. Małe
puszki farby koloru niebieskiego, zielonego i żółtego...
Najbardziej promienne barwy, jakie można sobie wyobrazić.
W
Brazylii mamy taką tradycję - co cztery lata, tuż przed startem
turnieju, wychodzimy na ulicę i malujemy farbami swoje miasta. To
swego rodzaju rywalizacja. Każdy chce stworzyć najpiękniejsze
malowidła. Przed mistrzostwami świata w 1982 roku, jak większość
chłopców w kraju, również wyszedłem na ulicę i malowałem.
Obrazki były dosłownie wszędzie.
(…) Siedząc z
przyjaciółmi przed telewizorem myślałem, że pewnego dnia może
mi też uda się być profesjonalnym piłkarzem. Szczerze mówiąc,
już w wieku pięciu lat widziałem, że moje życie może obracać
się tylko wokół futbolu. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale już
wtedy wiązałem się z tym sportem. To działo się wewnątrz mnie.
W wieku kilku lat łatwo oczywiście mówić, że chce się grać w
piłkę. Wtedy jednak nie wiesz, co to tak naprawdę znaczy. Nie
rozumiesz ogromu, jaki się z tym wiąże.
(…)
Nie wiedziałem, że to może potoczyć się tak szybko. Byłem w
końcu jednym z wielu małych chłopców kopiących piłkę....
Patrząc jednak wstecz, być może dostrzegam to, co
odróżniało mnie od innych. Ja nie tylko marzyłem o tym, by być
jednym z najlepszych, ale szczerze wierzyłem w to, że tak będzie.
Czułem, że mogę być jednym z najlepszych zawodników, jacy
kiedykolwiek grali w piłkę.
Śmieję się, ponieważ nie
mam pojęcia, skąd wzięło się to myślenie. Takie było po prostu
moje życie. Czułem to, odkąd pierwszy raz kopnąłem piłkę.
(…) Szczerze mówiąc, nie pamiętam pierwszego meczu
Flamengo, na który pojechałem wraz ze swoim ojcem. Niezbyt dobrze
pamiętam również czasy, z których pochodzi mój pierwszy
pseudonim...
Za każdym razem, gdy trafiałem do siatki, moi starsi bracia krzyczeli „Dadadooooooo!”. Za młodu miałem problemy z wymawianiem „Ronaldo”. Próbowałem, ale wychodziło bardziej „Dadado”. No więc byłem Dadado.
(…) W 1994 roku pojechałem na swój
pierwszy mundial. Jak już mówiłem, wszystko potoczyło się bardzo
szybko. Bycie członkiem zespołu na takim turnieju to wielka nauka.
Nie chodziło o samą grę, ale zrozumienie tego, jak być piłkarzem.
Jak zostać mistrzem świata. Na turnieju nie grałem, ale chłonąłem
wszystko, co tylko mogłem. Zbierałem informacje, robiłem notatki.
Wiedziałem, że kiedyś tam wrócę.
Tamto lato zmieniło
moją karierę i całe życie”.