Przypomnijmy, że odejście reprezentanta Węgier z Legii Warszawa w zimowym okienku transferowym jest już przesądzone. Kwestią sporną wciąż pozostaje tylko to, gdzie dokładnie przejdzie doświadczony snajper. Od dawna zdecydowanie najbardziej prawdopodobne wydają się przenosiny 28-latka do Chicago Fire, ale poważne zainteresowanie jego osobą mają wykazywać również Trabzonspor i kluby z Chin.
W niedzielę Nikolić z przytupem pożegnał się warszawskimi kibicami, notując hat-tricka w meczu z Górnikiem Łęczna.
Trwające rozgrywki są dla Nikolicia
dość dziwne. Mimo 12 trafień w Ekstraklasie, zawodnik nie ze
wszystkiego może być zadowolony. Jak sam mówi, najbardziej siedzi
w nim mała liczba szans, jakie otrzymał w fazie grupowej Ligi
Mistrzów. - Byłem w szoku. Wściekłość mieszała się z
niedowierzaniem. Każdy zawodnik może usiąść na ławce, to nic
wielkiego. Ale ja byłem najlepszym strzelcem zespołu, jednym z
najlepszych piłkarzy, liderem. Kiedy dowiedziałem się, że nie
zagram w pierwszym meczu z Borussią, nie wierzyłem.
- (…)
Do dziś nikt ze mną nie porozmawiał, nikt mi niczego nie
wytłumaczył. Stałem się królem strzelców, który nagle przestał
być Legii potrzebny - stwierdził Węgier.
W sumie w sześciu
spotkaniach fazy grupowej Champions League Nikolić rozegrał raptem
187 minut. Strzelił jednego gola - w drugim meczu z Borussią
Dortmund. - Przypomnę, że w eliminacjach Ligi Mistrzów
strzeliliśmy siedem bramek. Pięć zdobyłem ja. Każdy mecz
zaczynałem w pierwszym składzie. Nie byłem kimś przypadkowym.
Zaczęła się LM i przestałem się nadawać? To nie fair - przyznał
28-latek.
Nikolić został też zapytany m.in. o Besnika
Hasiego: - Nie powiem, że to zły szkoleniowiec, bo w Anderlechcie
miał dobre wyniki. Ale w Warszawie popełnił zbyt wiele błędów.
Przede wszystkim wzorce z Belgii chciał przenieść do Legii. A tak
się nie da. To dwa inne kluby.