Puchar Narodów Afryki. Kto faworytem? Kto czarnym koniem? Kto sprawi zawód?
2008-01-19 23:07:43; Aktualizacja: 16 lat temu<i>Wczoraj na łamach naszej strony o rozpoczynającym się Pucharze Narodów Afryki wypowiedział się Michał Wolski. Dziś publikujemy przewidywania autorstwa Kuby Radomskiego.</i><br><br>To już jutro. Dokładnie(...)
To już jutro. Dokładnie o 18 polskiego czasu na murawę obiektu w Akrze wybiegną jedenastki Ghany oraz Gwinei. I cały Czarny Ląd, niezależnie od międzyplemiennych niesnasek, śledzić będzie 22 mężczyzn biegających za piłką. Wydarzeniem numer 1 na kontynencie stanie się jeden z najprostszych, ale i najwspanialszy sport świata. Futbol.
Dlaczego Puchar Narodów Afryki będzie imprezą niezwykłą? Bo poziom tamtejszego futbolu niebywale się wyrównał. W zasadzie tylko 2 zespoły spośród uczestników – Namibia i Benin – zasługują na miano outsidera. Na ostatnim Mundialu zamiast Nigerii, Kamerunu czy Egiptu (aktualnych mistrzów), zagrali Angolańczycy i reprezentanci Togo. Tych ostatnich zabraknie z kolei w tegorocznym Pucharze Narodów Afryki. Piłka wyrównuje się nie tylko w Europie, ale i na całym świecie.
Czas na krótką analizę imprezy, która nas czeka. Spróbujmy zadać sobie kilka kluczowych pytań. Jaki to może być turniej? Kogo upatrywać w roli faworyta? Kto sprawi swym fanom zawód? I wreszcie: kto zostanie czarnym koniem czempionatu na Czarnym Lądzie?
FAWORYCI
Kandydatów do tytułu widzę trzech: Ghanę, Wybrzeże Kości Słoniowej i … Mali. Gospodarzom jak wiadomo pomagają ściany (w Afryce szczególnie, prześledźcie sobie historię turnieju), poza tym gospodarze imprezy pokazali się ze świetnej strony na niemieckim Mundialu. Któż nie pamięta srogiej lekcji futbolu jakiej udzielili Czechom? Tyle, że Ghana, cytując Rafała Steca, bez Stephena Appiaha może przypominać mózg, któremu wycięto płat odpowiedzialny za abstrakcyjne myślenie.
Wybrzeże Kości Słoniowej… Toure, Eboue, Yaya Toure, Zokora, Drogba, Kalou. Patrząc na personalia, „Słonie” powinny tłamsić swoich rywali niczym Australa w każdych eliminacjach Fidżi i Wyspy Salomona. Tyle, że Wybrzeże Kości Słoniowej cierpi na coś, co nazywam „syndromem reprezentacji Hiszpanii”. Gra zespołu jest dużo lepsza od osiąganych wyników. Czy Afrykańczycy w Niemczech ustępowali w czymś Argentynie albo Holandii? Nie, a jednak w obu spotkaniach polegli. Do tego nagła zmiana trenera, ba – całej myśli szkoleniowej, bo oto za Niemca pojawia się Francuz. To tak jakby Chelsea zamiast Mourinho zatrudniła Capello.
I wreszcie Mali. No właśnie: na razie są mali, lecz mogą być wielcy. Bukmacherzy za ich triumf w imprezie płacą 17 do 1. Opłaca się zagrać. Czemu? Mali to zespół stworzony z niczego przez Henryka Kasperczaka, od paru lat czyniący stopniowe postępy. Spójrzmy chociażby na wyniki eliminacji. Ile Mali przegrało spotkań? Żadnego. Kogo dwukrotnie ograło? Togo, które grało na mistrzostwach świata. Teraz analiza składu. Doświadczeni Traore i Coulibaly czyszczą wszystko z tyłu, na środku pomocy Diarra i Sissoko wykonują czarną robotę, na skrzydle raz po raz harcuje Keita a akcje wykańcza Kanoute. Wszyscy, zwłaszcza ostatni dwaj, obecnie w doskonałej formie. Mali nie grało 2 lata temu w Egipcie. Może czas na wielki comeback?
CZARNY KOŃ
W tej roli widzę przede wszystkim Zambijczyków i Gwinejczyków.Ktoś kiedyś stwierdził, że miarą siły zespołu z Afryki jest ilość piłkarzy grających w Europie. Zatem teraz dla was zagadka: ilu powołanych na turniej Zambijczyków gra na naszym kontynencie? Okazuje się, że jest ich jedynie trzech. Większość występuje w lokalnych zambijskich klubikach, z którymi z powodzeniem o wygraną mogłaby grać Flota Świnoujście. A jednak Zambijczycy potrafili wygrać grupę, a w ostatnim spotkaniu wprawić w osłupienie kibiców z RPA, po 21 minutach prowadząc na wyjeździe 3-0 z faworyzowanymi „Bafana, bafana”. Nie wiem kto wypowiedział tamte słowa, niemniej jest w błędzie. Zambia zapewne powalczy z Egiptem o awans do ćwierćfinału. I nie jest bez szans.
Gwinea to takie przeciwieństwo opisanej wyżej Zambii. Dla tamtejszych kopaczy Europa to Ziemia Obiecana: jedynie rezerwowy golkiper Tomy Diarso paraduje i piąstkuje w rodzimej lidze, a większość zawodników biega po boiskach francuskich albo tureckich. Niemal w każdej formacji znajdziemy zawodnika, który swoją postawą popchnie do walki mniej znanych i doświadczonych kolegów. Obrona – Dianbobo Balde (taki Dickson Choto, zderzyć się z nim to jak wjechać samochodem w Maczugę Herkulesa), pomoc – Pascal Feindouno (spec od ważnych bramek), atak – Fode Mansare. Gwinea zaskoczy dojrzałością i kulturą gry, a spotkanie otwarcia może nie być dla Ghany przyjemnym spacerkiem.Popularne
KTO SPRAWI ZAWÓD?
Nigeria, Maroko, Egipt, Tunezja, RPA. Całkiem możliwe, że żadna z tych ekip nie wejdzie do ćwierćfinału.
Dlaczego Nigeria? Ano z paru powodów. Po pierwsze moim subiektywnym zdaniem Berti Vogts wielkim trenerem nie był i nie jest (wiem, pewnie zaczniecie zaraz mówić o Euro 96). Po drugie, „Superorły” cierpią od niedawna na deficyt dobrych piłkarzy defensywnych. Co z tego, że z przodu trzeba wybierać między Martinsem, Utaką, Kanu i Yakubu, jeżeli w obronie pozostanie polegać na Afolabim, Shittu, Taiwo i Yobo. Nie ma już ani Oliseha ani Taribo Westa. Po trzecie – John Obi Mikel. To typowy gracz, który lepiej prezentuje się w klubie aniżeli w kadrze. Taki nigeryjski Frank Lampard. Po czwarte – Nigeria jest w grupie z Wybrzeżem Kości Słoniowej i Mali.
O Maroku, Egipcie, Tunezji i RPA mogę napisać razem. To przykłady drużyn, które z czołowych teamów kontynentu stają się afrykańskimi średniakami. W Maroku największe gwiazdy (El Karkouri , Hadji), powoli schodzą ze sceny, a wątpię, by Tarik Sektioui powtórzył swą niedawną akcję z Ligi Mistrzów. Egipt niby broni trofeum ale pamiętamy chyba ubiegły turniej: masa szczęścia, sędziowie ze wzrokiem Raya Charlesa, zadziwiające słabości rywali. Do tego brak Mido. W Tunezji, niczym w Maroku, brakuje świeżej krwi, dochodzi do tego konflikt trenera Lemerre’a z tamtejszą federacją. A największą słabością RPA może paradoksalnie być Carlos Alberto Perreira. „Nawet moja córka wygrałaby z Brazylią ostatnie mistrzostwa świata” – powiedział mi kiedyś Jan Tomaszewski. I coś w tym w sumie jest. Perreira odpadł już w ćwierćfinale, a w grupie miał masę szczęścia w meczach z Chorwacją oraz Australią. Niewykluczone, że rozsławionemu coachowi miejsce w szyku pokażą „Lwy Terangi” naszego Henryka Kasperczaka…
Kuba Radomski