Mistrzostwa Świata, choć pod kątem sportowym udane, wytworzyły negatywny obraz polskiej kadry. Już podczas turnieju na światło dzienne wychodziły różne niepokojące informacje, lecz dopiero po odpadnięciu „Biało-Czerwonych” spadły medialne bomby.
Na skutek narastającego kryzysu wizerunkowego, PZPN musiał podjąć zdecydowane kroki. Z tego powodu z posadą selekcjonera pożegnał się Czesław Michniewicz, wobec którego padało wiele zarzutów. Ten między innymi nie cieszył się w szatni poparciem liderów drużyny. Na ich czele miał stać Robert Lewandowski.
Napastnik FC Barcelony jeszcze w Katarze wysłał sygnały, że coś jest nie tak. 34-latek na gorąco po meczu z Francją skrytykował taktykę preferowaną przez trenera, co obiło się szerokim echem.
Od mundialu minął ponad miesiąc. Sprawa konfliktu na linii Lewandowski - Michniewicz nie ucichła.
Według niedawnych rewelacji „WP Sportowych Faktów” dziesięciokrotny zwycięzca Bundesligi miał przedwcześnie opuścić trening, poprzedzający przytoczoną powyżej konfrontację z Francją.
Gwiazdor „Dumy Katalonii” w ten sposób wyraził ponoć swoje niezadowolenie z jakości prowadzonych przez byłego opiekuna Legii Warszawa zajęć.
Informacje te rozzłościły Lewandowskiego. „Przegląd Sportowy” skontaktował się w tej sprawie z otoczeniem napastnika, które oczywiście podważa wiarygodność całej sytuacji.
- Zastanawiamy się, jak odkręcić totalnie nieprawdziwą informację podaną przez sportowefakty.pl, a potem powtórzoną i nagłośnioną przez inne portale o tym, że Robert Lewandowski, rzekomo niezadowolony z jakości i poziomu zajęć, zszedł obrażony z boiska treningowego podczas mistrzostw świata w Katarze. Sytuacja, podobno, miała miejsce przed spotkaniem 1/8 finału MŚ z Francją. Robert jest zdenerwowany, ponieważ nigdy nic takiego się nie wydarzyło i zachodzi w głowę, dlaczego w ogóle coś takiego się pojawiło w mediach - usłyszał dziennikarz Robert Błoński.
W końcu głos w sprawie zabrał PZPN, a konkretniej jego rzecznik - Jakub Kwiatkowski.
- Przed meczem z Francją na mundialu w Katarze piłkarze trenowali na dwóch boiskach. Jedno było rozgrzewkowe, na drugim trwał trening. Tam zawodnicy ustawiali się do gierkę w siatkonogę. I Robert Lewandowski na tę siatkonogę przyszedł z drugiego boiska jako ostatni. Początkowo nie mieli w niej brać udziału bramkarze, ale z własnej woli się włączyli, no i w tej sytuacji dla Roberta zabrakło zwyczajnie miejsca w zespołach po obu stronach siatki. W tej sytuacji Lewandowski usiadł na ławce, a że trening był otwarty, to ktoś z zewnątrz mógł to odebrać jako jego zejście z treningu. Tak jednak nie było, to nadinterpretacja - powiedział w rozmowie z Interia.pl.