Saúl Ñíguez w pierwszym wywiadzie po przeprowadzce do Chelsea. „Analizę umowy skończyliśmy o 23:57...”
2021-09-01 11:32:04; Aktualizacja: 3 lata temuSaúl Ñíguez porozmawiał z Ibaiem Llanosem na jego kanale na Twitchu i wypowiedział się o swojej przeprowadzce do Chelsea oraz problemach, które napotykał w ostatnich latach.
Atlético Madryt dopiero ostatniego dnia okna transferowego doszło do porozumienia z Chelsea w sprawie wypożyczenia Saúla Ñígueza z opcją wykupu. Sprawa znalazła swój szczęśliwy finał, choć miała wiele wzlotów i upadków. Gdy wszystko stało się jasne, jeszcze w nocy piłkarz dał się zaprosić na twitchowy kanał Ibaia Llanosa, który porozmawiał z nim na temat przeprowadzki, która wahała się do ostatnich chwil.
- O 23:57 zakończyliśmy analizowanie umowy, a musieliśmy ją jeszcze złożyć. Byłem jak David De Gea. Pomyślałem sobie: To się nie uda, to już koniec - relacjonuje 26-latek zaraz po sfinalizowaniu rozmów.
- To był niesamowicie długi dzień, moja żona bardzo się denerwowała, a przecież za nami było już kilka dni w takiej atmosferze, to nie była łatwa decyzja. Tak duża przeprowadzka, opuszczenie swojego domu to skomplikowana operacja.Popularne
Zawodnik nie ukrywa, że był już pogodzony z faktem, iż zostanie na Wanda Metropolitano, wszystko zmieniało się jednak jak w kalejdoskopie. Dodaje również, że faktycznie głównym powodem wyprowadzki był brak możliwości gry na naturalnej pozycji w środku pola.
- Kiedy otrzymałem konkretną ofertę, powiedziałem agentom, że najpierw muszę porozmawiać z rodziną. Dwa dni wcześniej mówiłem żonie, że zostajemy w Madrycie. W zespole czułem się dobrze, jedyne co mi zawadzało, to brak gry na mojej naturalnej pozycji. Czułem się jak w stagnacji, moja głowa nie była w stanie zaakceptować mojej nowej roli.
- W Chelsea jest trzech pomocników, którzy regularnie grają na wysokim poziomie, nie będzie łatwo z nimi rywalizować, ale jeśli się zaangażuję i będę walczyć, uda mi się osiągnąć mój cel.
Saúl zaznacza, że walczył o pozostanie w ekipie „Los Colchoneros”, próbując rozmawiać o swoich rozterkach z Diego Simeone.
- Kilkukrotnie rozmawiałem z trenerem na temat mojej pozycji, było tak przez trzy lata. Zawdzięczam mu wszystko, mam z nim świetną relację, ale on musi myśleć o grupie. Uważał, że gdy grałem na skrzydle, zespół radził sobie lepiej, tak musiało być. Teraz jednak wszyscy wygrywają. Klub i trener sprowadzili zawodników, którzy ich satysfakcjonują, a ja idę do wspaniałej drużyny. Chelsea obiecała mi, że będę trenować na swojej pozycji, a gdzie będę grać - zobaczymy. Powrót do pewnych zwyczajów to najważniejszy powód mojej decyzji.
- Chcę tam iść i zobaczyć co się stanie. Nie chcę już dłużej o tym myśleć. Chcę zobaczyć Saúla, którego zawsze pragnąłem pokazać światu. Nie Saúla, którego widzieli w ciągu ostatnich dwóch lat. Frustrowała mnie myśl, że nie wiem nawet, co tak naprawdę mógłbym osiągnąć. Czułem, że utknąłem i teraz chcę się odblokować.
- Czy martwiłem się, że do transferu nie dojdzie? Tutaj wszystkie opcje były dobre. Pozostanie w Atlético byłoby świetne, tak samo jak transfer do Chelsea. To nie tak, że pobyt w Madrycie był dla mnie niewygodny, nawet jeśli prosiliby mnie o grę na skrzydle czy w ataku... Na początku lata dowiedziałem się, że mogę odejść, ale grałem dalej, nie zastanawiając się nad transferem.
- Skąd pomysł odejścia? Poprosiłem Simeone, żeby pozwolił mi trenować na mojej pozycji, żebym mógł być szczęśliwszy i odnalazł prawdziwą wersję siebie. Klub uznał jednak, że w takiej sytuacji może być lepiej, jeśli odejdę. Dla mnie to była najtrudniejsza decyzja w życiu, wiele osób mi przy niej doradzało.
- Żałuję, że nie mogę pożegnać się z kibicami. Gdybym wiedział, że mój ostatni mecz faktycznie będzie tym ostatnim, zachowałbym się inaczej, podszedł do nich, pokazał, co czuję. Tamtego dnia wszystko wskazywało na to, że zostanę, w poniedziałek było zresztą tak samo. Wszystko odmieniło się ostatniego dnia okna.