Van Ginkel: Piłka nożna nie miała wtedy znaczenia. To była kwestia powrotu do chodzenia

2021-02-09 12:35:53; Aktualizacja: 3 lata temu
Van Ginkel: Piłka nożna nie miała wtedy znaczenia. To była kwestia powrotu do chodzenia Fot. TV
Karol Brandt
Karol Brandt Źródło: Goal.com

Przed kilkoma tygodniami Marco van Ginkel zanotował pierwszy występ od 983 dni. Teraz podzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat tak trudnego czasu związanego z problemami zdrowotnymi, który ma za sobą.

Holenderski pomocnik do Chelsea przenosił się latem 2013 roku jako wielce perspektywiczny zawodnik. Anglicy wyłożyli za niego blisko 10 milionów euro i liczyli, że stosunkowo szybko zadomowi się w drużynie. Tak się jednak składa, że już we wrześniu zerwał on więzadło krzyżowe i był wyłączony z gry przez sześć miesięcy.

Następne lata to czas wypożyczeń do Milanu, Stoke City oraz PSV Eindhoven. Kiedy sezon w tej ostatniej ekipie dobiegł już końca, a Marco van Ginkel mógł wreszcie powiedzieć, że jest zadowolony z jego przebiegu (opaska kapitańska i 16 goli w 33 meczach), ponownie doszło do uszkodzenia kolana.

U 28-letniego dziś piłkarza zdiagnozowano zerwanie więzadła krzyżowego przedniego i mimo że już sam proces leczenia tego typu kontuzji jest skomplikowany, wystąpiły dodatkowe komplikacje. W konsekwencji musiał on poddać się jeszcze trzem operacjom, co było wynikiem pojawienia się zakażenia.

– Powiedziano mi, że takie rzeczy mogą się czasami zdarzyć, ale tylko jednej na 200 osób po operacji. Jest bardzo mało prawdopodobne, że się to stanie, ale u niektórych dochodzi do zakażenia. Byłem jedną z tych osób i było bardzo źle – zdradził.

– Normalna infekcja wymaga tylko antybiotyków i wszystko jest w porządku, ale ze mną było nieco gorzej, więc brałam antybiotyki przez trzy miesiące. Pojawiła się konieczność oczyszczenia kolana poprzez zabieg, który był wykonywany trzykrotnie. To były bardzo ciężkie chwile – dodał.

– Pod względem emocjonalnym i psychicznym było to bardzo trudne. Ale jestem bardzo pozytywną osobą i myślę, że każdy, kto mnie zna, mógłby to potwierdzić. To z pewnością pomogło utrzymać się mi przy życiu. Ale nie mogę zaprzeczyć, że miałem też trudne dni – zaznaczył.

Kiedy doszło do zakażenia, istniała poważna obawa, że Holender będzie zmuszony zakończyć karierę.

– Było 50% szansy na to, że będę musiał skończyć z piłką. Zwłaszcza po pierwszym tygodniu nikt nie wiedział, jak infekcja wpływa na staw. Po trzech miesiącach mój organizm zareagował jednak dobrze, ale nadchodził trudny, naprawdę trudny czas powrotu na najwyższy poziom, do gry w PSV, Chelsea lub jakimkolwiek innym klubie. W tamtym jednak początkowym momencie bardziej była to kwestia powrotu do chodzenia. Piłka nożna nie miała znaczenia – wyjawił.

Teraz Van Ginkel skupia się na jak najlepszych występach w ekipie „Rolników”. Celem jest powrót do regularnej gry.

– Jeśli uda mi się wrócić do swojego normalnego poziomu, to wiem na co mnie stać, ale w tej chwili skupiam się tylko na PSV i sobie. Chcę zebrać nieco więcej minut w następnych meczach. Nastawienie, którego potrzebujesz, jest takie samo, kiedy musisz wrócić po kontuzji. Musisz poprawiać się każdego dnia i tak jest ze mną. Jeśli tego nie masz, nigdy nie wrócisz po dużej, ciężkiej kontuzji. Czuję się szczęśliwy, że znów jestem piłkarzem – zakończył.

W obecnych rozgrywkach środkowy pomocnik jak dotąd zagrał trzy razy, co przełożyło się na 34 minuty spędzone na boiskach. W ojczyźnie przebywa on na wypożyczeniu i cały czas wiąże go kontrakt z „The Blues”.