Wzruszająca historia Sterlinga. „Gdyby nie oni, dzisiaj byście nawet o mnie nie usłyszeli”
2018-06-24 00:30:23; Aktualizacja: 6 lat temuRaheem Sterling opowiedział swoją historię w tekście na portalu „The Players' Tribune”.
Anglicy walczą o jak najlepszy wynik na Mistrzostwach Świata w Rosji, a jednym z najważniejszych zawodników zespołu jest Raheem Sterling. 23-latek dopiero co sięgnął po mistrzostwo Anglii z Manchesterem City, a teraz marzy o tym, by zostać Mistrzem Świata. Na portalu „The Players' Tribune” wyjawił swoją drogę na szczyt, która nie była wcale usłana płatkami róż. W tekście skrzydłowy opowiada o swojej rodzinie, dorastaniu oraz początkach w piłce. Artykuł w całości i w oryginale można przeczytać pod tym linkiem - https://www.theplayerstribune.com/en-us/articles/raheem-sterling-england-it-was-all-a-dream.
- Moja córka jest trochę bezczelna. Moja mama ostrzegała mnie, że może się to stać. W wieku sześciu lat zaczynają pokazywać pewne swoje postawy - zaczął opowieść Sterling.
- Biegała po domu, śpiewając pewną piosenkę, a jej tata właśnie wygrał mistrzostwo z City. Zdobyliśmy 100 punktów. Ale czy ją to obchodziło? Ona ani trochę nie interesuje się City. Jest kibicem Liverpoolu. Przysięgam, że biega dokładnie tak samo jak ja - klatka do przodu, plecy w łuku, ręce na boki. Biega po korytarzu jak Raheem Sterling i wiecie co śpiewa? „Mo Salah! Mo Salah! Mo Salah! Runnin' down the wing! Salahhhhh la la la la la la la! Egyptian king! (Mo Salah, biegnie po skrzydle, Salah la la la.. Egipski król)”. Możecie w to uwierzyć? Jest dokładnie taka sama jak ja w dzieciństwie.Popularne
- Gdy miałem dwa lata, mój ojciec został zamordowany. To wpłynęło na całe moje życie. Niedługo później mama zdecydowała się zostawić mnie i moją siostrę na Jamajce, a sama udała się do Anglii, by zdobyć wykształcenie i zapewnić nam lepsze życie. Przez kilka lat żyliśmy z babcią w Kingston, pamiętam, że patrzyłem na inne dzieci z ich mamami i byłem bardzo zazdrosny. Nie rozumiałem, co robiła dla nas moja mama. Wiedziałem tylko, że jej nie ma. Babcia była wspaniała, ale w takim wieku każdy potrzebuje matki.
- Dzięki Bogu miałem piłkę nożną. Kiedy zaczynało padać, wszystkie dzieciaki wybiegały na zewnątrz, żeby pograć w kałużach, to była najlepsza zabawa. Ten obraz stawia mi się przed oczami, gdy myślę o atmosferze na Jamajce. Gdy pada, nikt się nie chowa. Po prostu wychodzisz i cieszysz się deszczem.
- Kiedy miałem już 5 lat, przeprowadziliśmy się do Londynu, do mamy. To był trudny czas, kultura była zupełnie inna, nie mieliśmy też pieniędzy. Mama zawsze upewniała się, że starczy nam na nasze potrzeby, ale umówmy się, to nie było życie na najwyższym poziomie. Pracowała jako sprzątaczka w hotelach, by zarobić na swoją edukację. Nigdy nie zapomnę, jak wstawałem o 5 rano, przed szkołą, by pomóc jej sprzątać toalety w hotelu w Stonebridge. Kłóciłem się z siostrą, że teraz to jej kolej na toalety, a ja zajmę się pościelą. Jedyny plus był taki, że mama pozwalała nam zawsze wziąć coś z automatu. Za każdym razem wybierałem batonik Bounty.
- Jako rodzina byliśmy bardzo blisko. Musieliśmy. Byliśmy dla siebie jedynym, co mieliśmy. Często pytałem mamy czy mogę wyjść, a ona mówiła: „możesz wyjść na zewnątrz, ale nie wychodź z domu”. Teraz jest mi z tym trochę źle, ponieważ gdy poszedłem do podstawówki, byłem niegrzeczny. Nie byłem zły, po prostu nie słuchałem. Nie chciałem siedzieć na miejscu, słuchać nauczycieli. Odliczałem czas do posiłku, a później prosto na dwór, pobiegać w kurzu, udawać, że jestem Ronaldinho. Tylko to mnie obchodziło. W końcu wyrzucili mnie ze szkoły. A w zasadzie powiedzieli mojej mamie, że potrzebuję innej szkoły, gdzie będą mogli poświęcić mi więcej uwagi. Sadzają cię w klasie, gdzie jest szóstka dzieci i trójka nauczycieli! Nie żartuję. Nie ma gdzie się ukryć.
- Najgorsza była podróż autobusem, każdego dnia. Nigdy nie zapomnę patrzenia przez okno na te wszystkie dzieciaki, które mogły iść do szkoły samodzielnie, pośmiać się po drodze. Bolało mnie to, myślałem, że też chcę być taki jak inni. Ale ja chciałem słuchać wyłącznie mojej mamy. W tym tkwił mój problem. Ale zmieniłem się, już po roku wróciłem do normalnej szkoły. Prawdziwą zmianę przyniosło jednak poznanie Clive'a Ellingtona.
- To był facet, który był w okolicy mentorem dla wszystkich, którzy nie mieli ojców. W weekendy brał nas na wycieczki po Londynie, pokazywał nam inną stronę życia. Czasem graliśmy w snookera, generalnie robiliśmy wszystko, co nie wiązało się z codziennością. On się o nas troszczył. Pewnego razu zapytał się co kocham robić. Proste pytanie, ale nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Powiedziałem jednak, że kocham grać w piłkę. Zaproponował mi grę w swoim małym zespole w niedzielnej lidze. Ten moment zmienił moje życie. Od tamtej pory miałem obsesję na punkcie piłki.
- W wieku 10-11 lat zainteresowały się mną większe kluby. Fulham, Arsenal... Gdy chce cię Arsenal, zawsze myślisz, że musisz tam iść. Wiecie, największy klub w Londynie. Chwaliłem się kolegom, że tam przejdę. Ale mama była innego zdania. To najmądrzejsza osoba na świecie. Powiedziała, że mnie kocha, ale nie sądziła, bym mógł iść do Arsenalu. Zdziwiłem się, ale wyjaśniła, że tam będzie 50 chłopaków tak samo dobrych jak ja. Że będę tylko numerem. Namówiła mnie, żebym poszedł do QPR i to była chyba najlepsza decyzja w moim życiu.
- Dbali tam o mnie, ale to było problematyczne dla mojej rodziny. Mama nie pozwalała mi samemu jeździć na treningi, więc odwoziła mnie siostra. Dojeżdżaliśmy tam trzema autobusami. Wyjeżdżaliśmy o 15:15, wracaliśmy o 23. Każdego. Dnia. Zawsze na mnie czekała na górze, w kawiarni. Wyobraźcie to sobie - 17-latka robi coś takiego dla młodszego brata. I nigdy nie słyszałem, by na to narzekała. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, ile dla mnie poświęca. Gdyby nie moja rodzina, dzisiaj nawet byście o mnie nie usłyszeli.
- Dorastałem w cieniu swojego marzenia. Dosłownie. Z podwórka widziałem stadion Wembley. Wierzyłem, że kiedyś tam zagram. Jak miałem 14 lat, nauczycielka zdenerwowała się na mnie, gdy nie słuchałem i pytała czy naprawdę myślę, że futbol to to, co będę robić w życiu, czy zdaję sobie sprawę ile dzieci chce zostać piłkarzami. Później dodała: „co czyni cię wyjątkowym?”. To zapadło w mojej pamięci. Pomyślałem: „ok, zobaczymy co to takiego”. Dwa miesiące później dostałem powołanie do kadry U-16. Wypracowałem dwa gole w meczu z Irlandią Północną, mecz był transmitowany w telewizji. Gdy w poniedziałek poszedłem do szkoły, niespodziewanie ta nauczycielka stała się moim największym fanem.
- Prawdziwy punkt zwrotny nastąpił, gdy miałem 15 lat. Chciał mnie Liverpool, a to trzy godziny drogi od domu. Przekonywałem mamę, że chcę tam iść. Uwielbiałem moich przyjaciół, nadal są dla mnie najważniejsi. Ale w tamtym czasie wokół miało miejsce wiele przestępstw, czułem, że Liverpool to szansa na oderwanie się od tego i skupienie się na futbolu.
- Przez dwa lata byłem duchem. Gdy tylko miałem wolne, jechałem do Londynu, do mamy. Zamknąłem się w swoim świecie, pracowałem tylko nad futbolem. Klub załatwił mi pobyt u pary, która była już po siedemdziesiątce. Traktowali mnie naprawdę jak własnego wnuka. To był chyba najważniejszy czas w moim życiu. Jedyne o czym myślałem to zdobycie kontraktu, dzięki któremu moja mama i siostra nie musiałyby się o mnie martwić. A dzień, kiedy mogłem kupić mamie dom był chyba najszczęśliwszym w moim życiu. Jak byłem dzieckiem, trzy albo cztery razy dostawałem wiadomość od mamy z nowym adresem, gdy wracałem autobusem z treningu. Ciągle się przeprowadzaliśmy, nie było nas stać na czynsz. To było już dla mnie normalne.
- To trochę przykre, ale muszę to powiedzieć. W mediach czasem postrzega się mnie jako osobę, która lubi błyszczeć. Lubi diamenty. Lubi się pokazywać. Nie wiem, z czego to się bierze. Gdy kupiłem mamie dom, pisano niewiarygodne rzeczy. To przykre, że ludzie tak robią. Nienawidzą czegoś, o czym nawet nie wiedzą. Kiedyś się tym przejmowałem, ale teraz dopóki moja mama, moja siostra i moje dzieci żyję bez stresu, również mi jest dobrze. A jeśli ktoś chce pisać o łazience w domu mojej mamy, mogę mu tylko powiedzieć, że 15 lat temu sprzątaliśmy toalety w Stonebridge, a na śniadanie jedliśmy batony z automatu. Jeśli ktoś zasługuje na szczęście, to jest to moja mama. Przyjechała do Anglii z niczym, sprzątała toalety, a teraz jest dyrektorem w domu opieki. A jej syn reprezentuje Anglię.
- Najbardziej szalone dla mnie jest to, że pierwsze powołanie dostałem w wieku 17 lat. Na Wembley pierwszy raz pojawiłem się na meczu z Ukrainą w kwalifikacjach do mundialu. Patrzyłem przez okno autokaru i myślałem: „tu mieszkał mój przyjaciel... na tym parkingu jeździliśmy na rolkach... na tym rogu podrywaliśmy dziewczyny... a to trawnik, na którym myślałem, że to wszystko się wydarzy”.