Zagłebie wraca do rywalizacji o awans do europejskich pucharów. Ruch skazany na ósme miejsce?
2016-04-22 20:04:13; Aktualizacja: 8 lat temuZagłębie Lubin po niemrawym początku z czasem przejęło całkowicie inicjatywę nad wydarzeniami boiskowymi i rozgromiło Ruch Chorzów 4:1.
Nerwowy początek
Od pierwszego gwizdka sędziego obie drużyny starały się narzucić swój styl gry. Robiły to jednak dość nieporadnie, stąd mieliśmy sporo niedokładności i dużo walki w środku pola. Z czasem do głosu zaczęli dochodzić zawodnicy Zagłębia i uspokoili grę na boisku. W tym samym czasie szczęście uśmiechnęło się jednak do Ruchu. Michał Koj wykorzystał zamieszanie w polu karnym Martina Polacka i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Lubinianie po stracie gola dalej grali swoje, jakby nie przegrywali 0:1 i w efekcie szybko umieścili piłkę w siatce gości. Niestety dla nich arbiter nie uznał tej bramki, bo dopatrzył się faulu na jednym z obrońców chorzowian. Ta decyzja sędziego również nie zraziła gospodarzy, którzy już w kolejnej akcji ponownie zaatakowali i tym razem zdobyli prawidłowego gola, a jego autorem okazał się Krzysztof Piątek. Po tym trafieniu „Miedziowi” trochę się rozluźnili i mogli za to drogo zapłacić. Na szczęście dla nich Łukasz Moneta nie wykorzystał tuż przed przerwą znakomitej okazji do strzelenia bramki, która dałaby ponowne prowadzenie Ruchowi.
Totalna dominacjaPopularne
Drugą cześć gry od mocnego uderzenia rozpoczęli gospodarze, którzy w ciągu dziesięciu minut dwukrotnie znaleźli sposób na pokonanie golkipera „Niebieskich”. Najpierw kapitalne podanie Filipa Starzyńskiego wykorzystał Arkadiusz Wożniak, a chwilę później niefortunnie futbolówkę do własnej siatki wpakował Paweł Oleksy. W tym momencie wydawało się, że już nic nie zabierze zwycięstwa Zagłębiu. Tymczasem kuriozalny błąd popełnił Martin Polacek, który za daleko wypuścił sobie piłkę i faulował w polu karnym Mariusza Stępińskiego. Sędzia się nie zawahał i wskazał na jedenasty metr oraz ukarał bramkarza lubinian... tylko żółtą kartką. „Niebiescy” nie mogli zrozumieć, dlaczego Raczkowski nie pokazał czerwonej kartki w tej sytuacji, ale arbiter nie zmienił swojego zdania. Tym samym Słowak stanął na linii bramkowej niezwykle skupiony i zdołał się zrehabilitować, broniąc uderzenie Stępińskiego. Po zmarnowaniu jedenastki chorzowianie kompletnie stanęli i szybko ukarał ich za to Łukasz Piątek wpisując się na listę strzelców po bardzo dobrym uderzeniu z dystansu. Podopieczni Stokowca po podwyższeniu swojego prowadzenia na 4:1 nie dążyli już za wszelką cenę do zdobywania kolejnych goli i spokojnie wyczekiwali końca spotkania, myśląc już zapewne o swoich następnych potyczkach w grupie mistrzowskiej.