Manchester United na finiszu letniego okna transferowego dokonał hitowego wzmocnienia, zatrudniając Cristiano Ronaldo. Portugalczyk otrzymał najwyższy kontrakt w całej Premier League i trudno, aby klub oraz cała liga nie wykorzystały jego przybycia pod względem marketingowym.
36-latek jest rozpoznawalny na całym świecie jako CR7. To już marka wykorzystywana chociażby w przemyśle kosmetycznym. Z tym numerem grał on od 2003 roku w każdym kolejnym klubie, począwszy od „Czerwonych Diabłów”, przez Real Madryt (z przerwą na lata 2009-2010, gdy wciąż ten numer posiadał Raul), po Juventus. Idąc tym tropem, przyznanie zawodnikowi innego numeru niż jego ulubiona „siódemka” byłaby kontrowersyjna.
Angielska ekipa nie stroi od pokazywania atakującego w koszulce, na której widnieje wspomniana cyfra. Sęk w tym, że wciąż nie otrzymał on oficjalnie numeru.
Dale Johnson, analizując sytuację kapitana reprezentacji Portugalii, informuje, że szanse na pozytywne dla gracza zakończenie sprawy mocno wzrosły wraz z odejściem Daniela Jamesa do Leeds United.
Walijczyk grał z „21”, który mógłby przejąć Edinson Cavani, posiadacz „7”. Podobna sytuacja wydarzyła się w 2012 roku, gdy z Tottenhamu Hotspur odszedł Rafael van der Vaart. Wówczas jego „dziesiątkę” wziął Emmanuel Adebayor, a Premier League zobligowała go jedynie do pokrycia kosztów przesłania nabywcom trykotu Togijczyka z „25” na plecach nowej koszulki (numer przejął Hugo Lloris) lub zwrotu środków. Teraz może być identycznie, tyle że to Ronaldo zapłaciłby za trykoty z nazwiskiem Urugwajczyka.
Mistrz Europy z 2016 roku jak na razie został zaprezentowany bez numeru, ale bacząc na jego spokój w tej kwestii, wydaje się, że finalnie niebawem zagra on ze swoją „siódemką”, z którą strzelił 118 goli w barwach MU.
***
Najlepiej zarabiający piłkarze w Premier League. Cristiano Ronaldo zmiótł z planszy konkurencję