Sytuacja 27-latka zmienia się jak w kalejdoskopie. Najpierw dążył on do odejścia, lecz kiedy jego przeprowadzka do Barcelony straciła prawo bytu, zaczął on ponownie wkupywać się w łaski nie tylko władz paryżan, ale i kibiców tej drużyny.
102-krotny reprezentant „Canarinhos” w bieżącym sezonie nieustannie czaruje wachlarzem zagrań, a jego wpływ na cały zespół jest niepodważalny. Było do doskonale widoczne w konfrontacji z Realem Madryt, gdy jego pojawienie się na boisku odmieniło bieg wydarzeń. Przedtem jednak dyrekcji mistrza Francji zrezygnowała ostatecznie z rozmów w sprawie przedłużenia z nim współpracy, i wygląda na to, że stało się tak nie bez przyczyny.
„Marca” informuje bowiem, że klub oraz zawodnik w tej chwili są na siebie skazani, ale z pewnością zmieni się to, gdy kampania dobiegnie końca. Wówczas można z góry założyć, że Neymar spróbuje wymusić na dyrekcji klubu odejście, a Paris Saint-Germain tym razem nie będzie próbowało go zatrzymać.
Oczywiście nie oznacza to, że ekipa znad Sekwany puści go za bezcen. Początkowo Nasser Al-Khelaïfi liczył na zarobek rzędu 300 milionów euro, lecz teraz, po przekalkulowaniu sprawy, wycenia swoją gwiazdę na 180 milionów euro. Ma on bowiem świadomość jego notorycznych problemów ze zdrowiem, a także upływającego czasu (w lutym Brazylijczyk skończy 28 lat). Tym samym paryżanie w walce o miano lidera zespołu jasno wskazują na Kyliana Mbappé, który ostatnimi czasy nie ma po drodze z Thomasem Tuchelem.
Przy tym wszystkim należy dodać, że taka kwota jest w zasięgu Barcelony, która latem próbowała pozyskać swojego byłego zawodnika. I choć teraz Katalończycy obrali sobie za cel Lautaro Martíneza, w obliczu przewidywanego przedłużenia umowy przez Argentyńczyka z Interem Mediolan, mogą oni ponownie zarzucić sieci na Neymara.
Atakujący w obecnym sezonie rozegrał dziewięć spotkań, strzelił sześć goli i zanotował asystę. Jego kontrakt traci ważność w połowie 2022 roku.