Ogromne oczekiwania uwarunkowane dokonaniami prawoskrzydłowego podczas jego pierwszego pobytu w drużynie „Kogutów” sprawiły, że 31-latek już na starcie nie miał łatwego zadania. Sytuacji nie ułatwiał również fakt, że do Londynu przybył on z kontuzji.
José Mourinho i spółka głęboko wierzyli w to, że Garethowi Bale’owi potrzebnych jest maksymalnie kilka tygodni na dojście do optymalnej formy. Portugalczyk zresztą często chwalił Walijczyka za jego postawę, zachęcając do dalszej pracy. Jednocześnie nie zamierzał zbytnio forsować ciała zawodnika, który w ostatnich latach miewał różnego rodzaju problemy zdrowotne.
Ostatecznie przez pierwszych kilka miesięcy „Książę Walii” uzbierał 11 występów okraszonych trzema trafieniami, a przy tym ani razu nie spędził na murawie pełnych 90 minut. Na domiar złego w tej chwili zmaga się z urazem.
Tottenham Hotspur opłaca pensję gracza w wysokości 220 tysięcy funtów tygodniowo, a więc kosztuje go to więcej niż utrzymanie chociażby Heung-min Sona. Idąc tym tropem, Anglicy chcieliby, żeby te liczby szły w parze z dyspozycją prezentowaną na boisku. Tak jednak nie jest.
Mając to wszystko na uwadze, jak informuje „AS”, Real Madryt zdążył się już oswoić z myślą, że latem Bale wróci do Hiszpanii, a to z kolei może pokrzyżować klubowi plany transferowe. W tym kontekście dodajmy, że pełne wynagrodzenie etatowego reprezentanta Walii wynosi 40 milionów euro i właśnie tyle będzie trzeba wypłacić graczowi w trakcie sezonu 2021/2022, o ile ponownie znajdzie się chętny na jego usługi.
Tym sposobem, po upływie ledwie połowy wypożyczenia, „Królewscy” zaczęli nastawiać się na powrót atakującego, który niegdyś kosztował ich 101 milionów euro.