- Czuję się silny i mam się dobrze. Chcę zrobić już następny krok, nie zamierzam chować się przed krytyką - zaczął na przedmeczowej konferencji prasowej 55-latek.
Przypomnijmy, że owa krytyka to efekt porażki Barcelony 3:4 w półfinałowym dwumeczu Champions League z Liverpoolem. Trener „Blaugrany” był pod ogniem wielu złych opinii, po tym jak w drugiej połowie rewanżowego spotkania z „The Reds” praktycznie bez wprowadzania żadnych zmian taktycznych pozwolił swojej drużynie na stratę trzech goli i ostatecznie odpadnięcie z Ligi Mistrzów.
Przegrany w fatalnym stylu półfinał zdaje się jednak nie przybijać gwoździa do trumny Valverde, jeśli chodzi o jego dalszą karierę w Katalonii:
- Rozmawiałem z prezydentem i czuję, że mam wsparcie klubu. Wiem, że po takim ciosie wszystko się destabilizuje. Wiemy, jaki jest ten sport. Czasem trzeba zburzyć wszystko, jak robią to nasze dzieci, gdy wpadną w złość, jednak potem trzeba poukładać to z powrotem na swoje miejsce.
- Czuję się trochę jak w „Wielkiej ucieczce” ze Stevenem McQueenem. Zawsze, gdy uciekam, łapią mnie i zamykają w celi za karę. Będę tam siedział aż to wszystko minie. Teraz mam jednak ogromną chęć zagrać jutrzejszy mecz – zakończył Hiszpan.
Barcelona zdobyła mistrzostwo Hiszpanii na trzy kolejki przed końcem rozgrywek, dzięki wygranej 1:0 z Levante. Pozostałe dwa mecze „Blaugrana” rozegra u siebie w najbliższą niedzielę, ze wspomnianym już Getafe oraz w sobotę 18 maja na wyjeździe z Eibarem. 25 maja podopiecznych Valverde czeka z kolei finał Pucharu Króla przeciwko Valencii. Wielu kibiców jest zdania, że ewentualna przegrana w nim będzie jednoznaczna z odejściem z klubu hiszpańskiego szkoleniowca.
Valverde został trenerem Barcelony w lipcu 2017 roku i od tamtej pory rozegrał z nią 116 spotkań, zdobywając 2,28 punktu na mecz. Wcześniej trenował takie drużyny, jak Athletic Club, Espanyol, Olympiakos, Villarreal czy Valencia. Jego kontrakt z Barceloną wygasa 30 czerwca 2020 roku.