ANALIZA TAKTYCZNA: Agüero rozstrzelał Koguty

2014-10-20 13:44:42; Aktualizacja: 10 lat temu
ANALIZA TAKTYCZNA: Agüero rozstrzelał Koguty Fot. Transfery.info
Mateusz Jaworski
Mateusz Jaworski Źródło: Transfery.info

W sobotnim hicie angielskiej Premier League Manchester City pokonał Tottenham Hotspur 4:1.

USTAWIENIE
 
Manuel Pellegrini dał odpocząć kilku swym podopiecznym przed kluczowym dla mistrzów Anglii starciem w Lidze Mistrzów z CSKA Moskwa. W sobotę nie zobaczyliśmy więc na Etihad Stadium Pablo Zabalety, Aleksandara Kolarova czy Edina Dżeko, z kolei Yaya Toure pojawił się na boisku dopiero w drugiej połowie.
 
W bramce Hart. Linię obronę tworzyli Clichy, Demichelis, Kompany i Sagna. Przed nimi dwaj środkowi pomocnicy – nastawiony stricte defensywnie i odpowiedzialny za destrukcję Fernando oraz Lampard, mniej angażujący się w fazę obrony, operujący nieco wyżej i biorący udział w poczynaniach ofensywnych gospodarzy, także głęboko na połowie Tottenhamu. Na skrzydłach Milner z Navasem. Na „10” Silva, a przed nim Aguero.
 
Pellegrini zdecydował się na zatem na ustawienie 1-4-2-3-1 w dosyć ofensywnej konfiguracji. W praktyce, ze względu na obecność w składzie Lamparda – w roli dla siebie typowej, bo pomocnika typu box-tobox – w fazie ataku City przechodziło na 1-4-1-4-1/1-4-1-3-1-1, z bardzo ofensywnie grającymi bocznymi obrońcami i Silvą operującym zaraz za Aguero, a niekiedy nawet obok Argentyńczyka. Po tym, jak Anglik opuścił murawę, na noszach, z powodu kontuzji, oglądaliśmy już ustawienie bliższe wyjściowemu, z Fernando i Fernandinho skupionymi na defensywie, operującymi tuż przed Demichelisem i Kompanym i z rzadka angażującymi się w poczyania ofensywne, za które odpowiadał kwartek Milner-Silva-Navas-Aguero.
 
Jeśli chodzi o ustawienie, to w teorii zespół Mauricio Pochettino był lustrzanym odbiciem gospodarzy, przy czym w tym miejscu należy jedynie zasygnalizować (więcej o tym w dalszej części analizy), że obie drużyny – pomimo gry w tym samym systemie, tj. 1-4-2-3-1 – istotnie różniły się pod względem adaptacji tegoż ustawienia w warunkach meczowych. Innymi słowy, choć to samo ustawienie, taktyka i sposób gry były odmienne.
 
W bramce Lloris. Formacja obronna: ofensywnie usposobiony Rose, Fazio, Kaboul oraz ustawiony na prawej stronie, choć nominalnie grywający w środku, Dier. Przed nimi Mason oraz Capoue. Ten drugi spełniał rolę holding midfielder, poruszając się raczej na własnej połowie i tym samym pozwalając Masonowi na udział w akcjach ofensywnych i grę wysoko na połowie City. Na skrzydłach Chadli z Lamelą. Obaj nie okupowali jednak sektorów przy liniach bocznych, a operowali w pasie środkowym boiska i wykorzystywali flanki – choć też nie zawsze – jako pozycję wyjściową do ścięcia. Byli to zatem tzw. odwróceni skrzydłowi. Na „10” Eriksen, zaś w roli jedynego napastnika Soldado.
 
 
FAZA ATAKU – SKRZYDŁA VS ŚRODEK
 
Jak wspomniałem, pomimo postawienia przez obu menadżerów na te same systemy (1-4-2-3-1), ich pomysły na sforsowanie defensywy rywali były zgoła odmienne.
 
Jedno z fundamentalnych założeń fazy ataku zakłada, że pole gry powinno być możliwie największe (w przeciwieństwie do fazy obrony, w której to drużyna broniąca winna dążyć do kompresji pola gry, tak w pionie [skrócenie], jak i w poziomie [zawężenie]). Gra City  przeciwko Tottenhamowi stanowi doskonały przykład realizacji tego założenia w praktyce. Gdy gospodarze byli w posiadaniu piłki, starali się konstruować swe ataki wykorzystując całą szerokość boiska, zarazem rozciągając formacje obrony i pomocy londyńczyków. City aż 77% ataków wyprowadziło skrzydłami, odpowiednio 40% lewym i 37% prawym. Dotyczyło to tak gry w ataku pozycyjnym, jak również szybkich ataków po odbiorze.
 
W tej metodzie, co niezmiernie istotne, City nie było jednak schematyczne. Drużynom bazującym na grze flankami można wszak dosyć często zarzucić pewną schematyczność właśnie, polegającą na ograniczeniu arsenału ofensywnego do oddania piłki skrzydłowemu i centrze tego ostatniego w pole karne. Podopieczni Pellegriniego korzystali ze skrzydeł na różne sposoby. Były zagrania na obieg z bocznym obrońcą, były dryblingi skrzydłowych kończone dośrodkowaniami oraz ścięciami w pole karne, były też przede wszystkim prostopadłe podania posyłane ze skrzydeł pomiędzy bocznego i środkowego obrońców Spurs, były również zagrania wprowadzające ze skrzydeł – diagonalne, po ziemi, nieco z głębi, były wreszcie akcje kombinacyjne, z serią podań na jeden kontakt, rozgrywane w poziomie, ze skrzydła, na wysokości 16-20 metra.
 
Powyższa infografika ilustruje podania City w strefie ataku. Warto zauważyć, że w przeważającej większości są to zagrania z bocznych sektorów boiska, kierowane bądź do środka, bądź po skrzytdle.
 
Z duetu skrzydłowych to rzecz jasna Navas bardziej trzymał się linii bocznej, podczas gdy Milner częściej szukał gry bliżej osi boiska.  Obaj mieli też wsparcie bocznych obrońców, którzy podłączali się do niemalże każdego ataku. Częściej jednak to Navas mógł liczyć na wsparcie Sagny niż Milner na obieg w wykonaniu Clichy'ego.
 
 
Spustoszenie w szeregach defensywnych Tottenhamu siał w szczególności grający na Rose'a Navas. Hiszpan wykorzystywał to, że jego przeciwnik – skądinąd typowy boczny obrońca współczesnego futbolu – brał udział w każdej ofensywnej akcji Tottenhamu i zostawiał z sobą połacie wolnej przestrzeni (dalej o tym, dlaczego tak się działo; z tego jednak wynikał większy odsetek ataków City stroną, po której biegał Navas). Z tych ostatnich Navas robił użytek zwłaszcza w kontratakach (vide bramka Aguero na 4:1 plus sytuacje, które hiszpański skrzydłowy kończył uderzeniami). Z kolei gdy City rozgrywało piłkę w ataku pozycyjnym, Rose bardzo często pozbawiony był wsparcia swego skrzydłowego lub defensywnego pomocnika, i to nie tylko w sytuacjach 1na1, ale także gdy prawym skrzydłem nacierał Sagna, tworząc tym samym przewagę liczebną. To samo dotyczyło prawej strony, za którą odpowiadał Dier, jednak w znacznie mniejszym stopniu (Dier nie podłączał się w ofensywie aż tak często i tak odważnie jak Rose).
 
Po drugiej stronie boiska, chętnie do skrzydła schodził bohater tego popołudnia w Manchesterze, czyli Aguero. Napastnik City brał tam udział w szybkiej wymianie podań – z reguły na jeden kontakt – by następnie przegrać ją z Silvą, Milnerem lub Lampardem i ściąć do środka, by szukać tam miejsca na prostopadłe podanie pomiędzy defensorami Tottenhamu.
 
Aguero ścina z lewego skrzydła, „klepka” z Silvą i błyskawiczne wyjście do prostopadłego podania w uliczkę pomiędzy Kaboulem a Dierem. Tym razeme Kun był na minimalnym spalonym.
 
 
W ten właśnie sposób, tj. z bocznych sektorów boiska i weń, The Citizens tworzyli sytuacje bramkowe.
 
 
Dlaczego jednak strategia City okazała się aż tak skuteczna? Przede wszystkim, Tottenham ustawiony był bardzo wąsko i zagęszczając pas środkowy, zostawiał gospodarzom na skrzydłach sporo miejsca. Co więcej, ani Chadli, ani Lamela nie angażowali się zbytnio w fazę obrony, przez co Rose i Dier musieli sobie radzić momentami nawet już nie 1na1, a w sytuacji przewagi liczebnej zawodników Manchesteru. Zwłaszcza po lewej stronie goście mieli sporo problemów z odpowiednim ustawieniem w defensywie. Momentami nie było wiadomo, kto ma pomagać Rose'owi – raz był to Mason, raz Chadli, koniec końców lewy obrońca londyńczyków mógł liczyć tylko na siebie. Kolegom na skrzydłach nie pomagał natomiast Capoue, zapewne ze względu na powierzone mu zadanie szczelnego zaryglowania przedpola defensywy.
 
Lewe skrzydło City. Milner i Clichy są w sytuacji przewagi liczebnej, we dwóch atakując pozbawionego wsparcia Diera. Zauważmy, że Capoue nie schodzi do boku, by tę przewagę gospodarzy zniwelować. Tym razem młody Anglik jeszcze sobie poradził. 
 
Tottenhamowi brakowało dyscypliny w defensywie – goście zbyt często po stracie piłki nie odbudowywali ustawienia, nie potrafiąc odpowiednio się zorganizować w fazie obrony. Zostawiali więc gospodarzom na własnej połowie dość miejsca, by ci konstruowali swe akcje ofensywne.
 
Z kolei pomysł Tottenhamu na fazę ataku polegał na wykorzystaniu przewagi liczebnej w środku pola. Tę goście tworzyli dzięki zejściom w tę strefę odwróconych skrzydłowych Chadliego i Lameli, cofającemu się po piłkę Soldado oraz aktywnemu Masonowi. Centralną postacią był Eriksen. Duńczyk odciskał swój stempel na niemal każdym ataku gości i jeśli akurat sam nie kończył akcji strzałem lub ostatnim podaniem, rozdzielał piłki nieco z głębi. Na największe wsparcie Eriksen (2 kluczowe podania) mógł liczyć ze strony Chadliego i Solado, którzy zanotowali odpowiednio 4 i 3 kluczowe podania.
 
 
Choć końcowy wynik zdaje się sugerować inaczej, akurat w tym zakresie strategia Pochettino okazała się słuszna. Tottenham bowiem, grając na wyjeździe, stworzył sobie ledwie jedną sytuację bramkową mniej niż Manchester (13:12) i oddał ledwie jeden mniej strzał (20:19), częściej natomiast uderzał z gry (12:14), łącznie zaś siedem prób było celnych (City miało ich jednak aż 12). Eriksen zaskakująco łatwo znajdował sobie miejsce pomiędzy obrońcami a pomocnikami City, często otrzymując podania posyłane za plecy Lamparda/Fernandinho lub Fernando.
 
Tottenham w fazie ataku ustawiony był bardzo wąsko. Dzięki zejściom odwróconych skrzydłowych goście znajdowali się w naprawdę korzystnych dla siebie sytuacjach - tutaj, w okolicach skraju pola karnego, pięciu graczy gości ma przeciwko sobie sześciu zawodników City, a do tego bez krycia jest oskrzydlający akcję Rose. Zawuażmy też, że po prawej stronie nie podłączył się Dier, grający znacznie ostrożniej niż Rose.
 
MANCHESTERU PROBLEM W ŚRODKU POLA
 
Efektywność Tottenhamu w atakach środkiem boiska ściśle wiąże się z problemem, jaki w tej strefie miało City. Było to widoczne zwłaszcza początkowym fragmencie spotkania, gdy na boisku był jeszcze Lampard. Wydaje się, że wystawiając byłego reprezentanta Anglii, Pellegrini nieco się przeliczył. Po pierwsze, Lampard operował wyżej niż Fernando, chętnie biorąc udział w atakach City (vide wywalczony rzut karny, którym Aguero otworzył wynik meczu). Gdy więc w posiadanie piłki wchodzili goście, Brazylijczyk zostawał sam na przedpolu defensywy. Tam zaś Tottenham starał się jak najszybciej wprowadzić dwóch-trzech graczy. Po drugie, Lampard nie stanowił dla gości żadnej przeszkody jeśli chodzi o destrukcję. Gracze Tottenhamu dosyć łatwo z nim sobie radzili – dryblowali, omijali czy uciekali. 
 
Problemów City nie można jednak sprowadzić do samego tylko wystawienia Lamparda. Niezbyt dobre spotkanie rozegrał Fernando – Brazylijczyk nadal nie daje powodów, by przekonać się co do jego wartości – nie dając linii obrony odpowiedniego wsparcia, niezbyt dobrym ustawianiem się (zbyt często z tego powodu dawał się wyeliminować z akcji), nadto popełniając błąd bezpośrednio skutkujący bramką dla Tottenhamu. Dopiero po przerwie City - zapewne na skutek wskazówek udzielonych w szatni przez Pellegriniego - gospodarzom udało się istotnie ograniczyć poczynania Tottenhamu w strefie środkowej. Fernando i Fernandinho ustawiali sie głębiej, szybciej doskakiwali do rywali i notowali więcej udanych odbiorów. Przed przerwą jednak, nawet pomimo pojawienia się Fernandninho w miejsce kontuzjowanego Lamparda, nie przeszkadzało to Tottenhamowi w konsekwentnym atakowaniu właśnie tą strefą. 
 
Lamela schodzi do środka. Otacza go trzech graczy City – poza Lampardem i Fernando także Milner – jednak żaden z nich nie podejmuje próby odbioru lub chociażby bardziej agresywnego doskoczenia w celu zamknięcia rywalowi możliwości podania do przodu i  wymuszenia nań wycofania futbolówki. Nie czyni tego ani Fernando, ani Lampard. 
 
Lamela podaje więc do Eriksena i wyłącza z akcji obu środkowych pomocników City. W rezultacie Tottenham ma aż trzech (!!!) graczy w polu karnym gospodarzy (w sytuacji 3x3). Zawuażmy ponadto na powyższym ujęciu ofensywny schemat Pochettino – wąsko ustawionych Lamelę i Chadliego oraz wysoko operującego Masona. Dzięki temu, nawet pomimo zejścia do boku skrzydła Soldado, goście wypracowali sobie doskonałą sytuację 3x3 w szesnastce City.
 
Soldado przy piłce, kryje go Sagna. O ile ustawienie Fernando jest jeszcze w miarę OK – asekuruje Sagnę i w razie krótkiego podania doskoczy do Eriksena – to już zachowanie/ustawienie Lamparda trudno wytłumaczyć. Choć Anglik jest świadomy, że ma kogoś za plecami, to nie kontroluje jego pozycji, ograniczając się do gestu w kierunku Clichy'ego. Nie kryje jednak Masona, choć był za niego odpowiedzialny. Przed utratą bramki City ratuje niezawodny Hart.
 
Chwilę później Lampard znów nie pomaga drużynie w defensywie. Fernando zostaje 1na2 z Chadlim i Lamelą. Anglik nie przeszkadza też Eriksenowi, który po zebraniu wybitej piłki z łatwością wchodzi w pole karne i groźnie uderza.
 
W drugiej połowie Tottenham już tak łatwo nie przedzierał się środkiem, mając zdecydowanie mniej z gry. Uniemożliwili to dużo lepiej ustawiajacy się Fernando i Fernandinho.
 
Brazylijscy defensywni pomocnicy są ustawieni są obok siebie, w niewielkiej odległości, przesuwając się za piłką i nie zostawiając luki, która pozwiłaby przemknąć się graczom Tottenhamu pomiędzy nimi. Jak tylko Townsend przyjmie piłkę, Fernandinho doskoczy do niego, kryjąc bardzo blisko. Mimo że Anglik odda celny strzł na bramkę Harta, zrobienie czegoś więcej z tej akcji - choćby oddanie lepszego uderzenia niż w środek bramki - uniemożliwił mu właśnie agresywnie krujący Fernandinho.
 
Co istotne, Tottenham stosował dosyć wysoki, ultraofensywny i ofensywny pressing, lecz wyłącznie w strefie środkowej. Goście nie podejmowali próby odbioru, gdy w posiadaniu piłki znajdowali się boczni obrońcy City, a jedynie wówczas, gdy środkowi pomocnicy dostawali piłkę od defensorów. I znów, Spurs sprawiali gospodarzom spore problemy właśnie dzięki odwróconym skrzydłowym, operującym w środku Chadliemu i Lameli, a także podchodzącemu wyżej Masonowi, tworząc przewagę 4na3, a nawet 4na2. Pressing ten, co oczywiste, nie był stosowany za każdym razem, gdy City wyprowadzało piłkę z własnej połowy. 
 
Piłka trafia do Lamparda, ustawionego przodem do własnej bramki, a więc w sposób korzystny dla drużyny broniącej. Atakują go Lamela i Eriksen. Do Fernando dochodzi Mason, do Navasa zaś Chadli. Odwróceni skrzydłowi znów zameldowali się w środku pola, gdzie tworzą przewagę liczebną, tym razem w fazie obrony.
 
 
 
Milner zszedł do środka i otrzymuje podanie od Lamparda. Momentalnie doskakuje doń Lamela.
 
Problemy City w środku pola była następstwem taktyki przyjętej przez Pochettino, tj. zagęszczenia środka i wysokiego pressingu w tej strefie boiska, nawet wobec operującego tam duetu Fernandinho-Fernando. Przyniosła ona oczekiwany rezultat, choć, po pierwsze, raczej wyłącznie w pierwszej połowie oraz, po drugie, nie w takim rozmiarze, w jakim życzyłby sobie tego argentyński menadżer. Goście wszakże zdobyli bramkę po tym, jak Mason odebrał piłkę Fernando i Tottenham znalazł się w sytuacji 3na1. A mogli więcej, lecz fenomenalny tego dnia był Harta.
 
TOTTENHAMU PROBLEM NA SKRZYDŁACH
 
Dosyć skuteczna w ofensywie, przyjęta przez Pochettino taktyka miała odbiła się negatywnie na postawie Tottenhamu w defensywie. City tak chętnie wykorzystywało oba skrzydła, gdyż Chadli i Lamela nie dość, że bronili wąsko, to jeszcze niezbyt chętnie wracali na własną połowę, by pomagać w destrukcji odpowiednio Rose'owi i Dierowi; temu pierwszemu niekiedy pomagał także Mason. Mistrzowie Anglii nie mieli więc większych problemów z tworzeniem na skrzydłach przewagi liczebnej, co następnie pozwalało wypracować sytuacje strzeleckie.
 
Rose 1na2 z Navasem i Sagną, bez pomocy ze strone kolegów.
 

Tu z kolei, pomimo sytuacji 3na3, gracze Spurs kompletnie odpuszczają Navasa. Fernando jednym podaniem wyłącza z akcji aż trzech rywali. Navas zaś, choć nie jest nawet blisko linii spalonego, pozostaje bez krycia na prawym skrzydle na wysokości pola karnego. Gesty Llorisa na nic się zdały. 

KONTRATAKI CITY

City było w posiadaniu piłki aż przez 62% czasu gry – istotnie przyczyniła się do tego czerwona kartka Fazio, która w praktyce zakończyła mecz – co nie przeszkodziło podopiecznym Pellegriniego w wyprowadzaniu groźnych kontrataków. Po wyjściu na prowadzenie 2:1 „The Citizens” nadal byli stroną dyktującą warunki gry, to jednak częściej wciągali Tottenham na własną połowę, by po odbiorze posłać długie podanie do Aguero lub Navasa. Pierwszy starał się wykorzystać przewagę szybkości i zwrotności nad duetem Kaboul-Fazio, drugi zaś – miejsce, które zostawiał Rose, oskrzydlający akcje Tottenhamu. Pozycji lewego obrońcy nie asekurował ani Mason – który, jak wspomniano, grał bardzo ofensywnie, głęboko na połowie City – ani też Capoue, holding midfielder operujący w strefie środkowej. 
 
Odbiór piłki w linii obrony i Sagna inicjuje szybki atak City długim, dokładnym podaniem do Navasa. Spójrzmy, jak wysoko ustawiony jest Rose – przy tak ofensywnie grającym obrońcy niezbędna jest asekuracja lewej flanki. Tego jednak w grze Spurs nie było. Dlatego rozpędzający się Navas ma przed sobą wolny korytarz. Mnóstwo miejsca i czasu, by bez trudu przedostać się w okolice pola karnego Spurs, a następnie obsłużyć partnerów dokładnym podaniem. Fazio nie może doskoczyć do rywala, bowiem spowodowałoby to powstanie ogromnej luki w strefie środkowej. Ponadto, rosły Argentyńczyk miałby spore problem z zatrzymaniem będącego w pełnym biegu, dynamicznego i zwrotnego Navasa. Pozostaje mu zatem utrzymywanie pozycji i odwlekanie wejścia w pojedynek tak długo, jak to tylko możliwe.
 
To samo, co Rose'a dotyczyło również Diera, choć w mniejszym stopniu. Tottenham zostawiał City jeszcze więcej miejsca, i to na obu skrzydłach, z czego gospodarze skrzętnie korzystali. Kaboul i Fazio musieli się więc ścigać z Navasem, Milnerem czy Aguero, często znajdując się w sytuacji 2na2 (zawuażmy, że spóźniony Fazio sprokurował trzeci rzut karny dla City i w konsekwencji wyleciał z boiska, nie mogąc nadążyć za sprintującym Aguero). To była zaś woda na młyn dla szybkich atakujących City, którzy większość tych błyskawicznych ataków kończyli strzałami na bramkę Llorisa. Ilość miejsca, jakie atakujący City mieli na skrzydłach, była po prostu zbyt duża. Przyczyną było zaś nie tylko ofensywne usposobienie bocznych obrońców, ale również brak odpowiedniej asekuracji. W ten sposób Navas dochodził do sytuacji strzeleckich (cztery strzały, dwa celne; więcej uderzeń, 11, miał tylko Aguero) i sytuacje te tworzył Aguero (cztery kluczowe podania, najwięcej w zespole, w tym akcja zakończona wykluczeniem Fazio).
 
PODSUMOWANIE
 
Sobotni szlagier Premier League nie zawiódł. Było w nim bowiem wszystko, czego można oczekiwać od meczu piłkarskiego - bramki, parady bramkarzy, rzuty karne wykorzystane i obronione, czerwona kartka, dużo gry do przodu.
 
Od strony taktycznej, obaj menadżerowie mogą być zadowoleni z tego, jak ich zespoły zaprezentoway się w fazie ataku, lecz już z pewnością nie tyczy się to fazy obrony. Lepiej w tej ostatniej wypadli jednak gospodarze, którzy potrafili zdecydowanie poprawić swoją grę w defensywie w drugiej połowie. Po przerwie, poza rzutem karnym niewykorzystanym przez Soldado, Tottenham stworzył sobie ledwie jedną dogodną sytuacje (po centrze Rose'a groźnie uderzał Soldado właśnie). Goście z kolei przez cały mecz nie potrafili znaleźć odpowiedzi na atakujących skrzydłami gospodarzy. Wątpliwe wydaje się, aby Pochettino nie polecił ani skrzydłowym, ani defensywnym pomocnikom, by wspomagali bocznych obrońców.
 
Świetne spotkanie rozegrał Navas, który okazał się strzałem w dziesiątkę Pellegriniego. Wąsko ustawiony Tottenham i ofensywnie grający Rose dali Hiszpanowi dość miejsca, by ten zrobił użytek ze swoich największych atututów, czyli szybkości i dynamice zarówno z piłką przy nodze, jak i bez niej. Niejako standardowo, Navas nie zdobył bramki ani nie znotował asysty, jednak wkład w zwycięstwo miał naprawdę spory. Równie udane zawody, choć mniej spektakularne i efektowne, ma za sobą Milner.
 
Nie można także nie wspomnieć o wpływie decyzji sędziego Jona Mossa przebieg meczu. Wszystkie karne dla City były podytkowane prawidłowo, jednak zastrzeżenia można mieć do "jedenastki" podyktowanej dla Tottenhamu i wyrzucenia z boiska Fazio.
 
Słaby tego dnia Demichelis nie faulował jednak Soldado w polu karnym. Błędna decyzja arbitra.
 
Co do pierwszego - gdyby Soldado pokonał Harta, City raczej nie mogłoby sobie pozwolić na grę z kontry - to Tottenham nieco by się cofnął - i nie miałoby w rezultacie aż tyle wolnego miejsca, by wyprowadzać szybkie ataki. Co do drugiego - czerwona kartka dla Fazio skończyła mecz. Wykluczenie, Aguero na 3:1, za chwilę jest 4:1.
 
Ale to tylko gdybanie. Pomimo "pogromu", Pochettino był zadowolony z gry, choć jego zmartwieniem pozostaje postawa zespołu w obronie. Pellegrini ma mniej powodów do niepokoju, choć przeciwko lepszym przeciwnikom City nadal brakuje defensywnej konswekencji i solidności.
 
MATEUSZ JAWORSKI