ANALIZA TAKTYCZNA: Mediolańskie męczarnie
2015-01-27 00:19:24; Aktualizacja: 9 lat temuInter Mediolan przegrał na Giuseppe Meazza z Torino 0:1. Bramkę dla gości zdobył Emiliano Moretti.
SKŁADY I USTAWIENIA
Inter Roberto Manciniego rozpoczął starcie z Torino w ustawieniu 1-4-2-3-1. W bramce Handanović. Formacja defensywna: Obi, Andreolli – którego tuż przed przerwą z powodu urazu zmienił Ranocchia – Vidić oraz D'Ambrosio. Przed nimi Kuzmanović z Guarinem, przy czym Kolumbijczyk nieco niespodziewanie pełnił rolę bardziej „6” niż „8” i wraz z Serbem tworzył duet defensywnych pomocników. Na skrzydłach – jednak jedynie nominalnie, bowiem obaj gracze chętnie schodzili do środka – Palacio i Podolski. Kovacić ustawiony był natomiast za plecami najbardziej wysuniętego Icardiego.
Giampiero Ventura, szkoleniowiec Torino, postawił już tradycyjnie na system 1-3-5-2(1-1). W bramce Padelli. Trójka obrońców to Moretti, Glik oraz Maksimović. Na pozycjach wahadłowych Molinaro i Darmian. W środku pola, jako defensywny pomocnik Gazzi, przed nim zaś Farnerud oraz Benassi. Duet napastników tworzyli – operujący względem siebie w pionie – cofnięty nieco Quagliarella i wysunięty Martinez.
Wyjściowe składy oraz ustawienia Interu i Torino. W odniesieniu do drużyny gości, inaczej niż na powyższej planszy ustawiony był Gazzi, operujący na pozycji nr "6" przed trójką środkowych obrońców.
Średnia pozycja zawodników obu drużyn. Źródło: WhoScored.
OBRAZ I PRZEBIEG MECZU
Inter od początku spotkania przejął inicjatywę, dominując posiadanie piłki. Ogółem, na przestrzeni całego meczu, gospodarze utrzymywali się przy futbolówce przez 63% czasu gry (per WhoScored i Squawka; według StatsZone było to nawet 70%), w większości na połowie Torino. Goście z kolei cofnęli się – ustawiając linię obrony w okolicach 20-25 metra – i szukali okazji do wyprowadzania szybkich kontrataków. Inter zmuszony został do gry w ataku pozycyjnym, a sytuacje bramkowe miał tworzyć wymieniając serie krótkich podań, w tym przyspieszając akcje zagraniami na jeden kontakt. Przed przerwą jednak - o czym szerzej za chwilę - strategie ofensywne obu zespołów kompletnie nie wypaliły, wobec czego oglądaliśmy spotkanie z gatunku tych „dla koneserów”.
Inter zdołał wykreować ledwie cztery okazje bramkowe, Torino zaś jedną. Gdy połączymy to ze statystyką strzałów – odpowiednio 1/7 oraz 0/1 celnych uderzeń – widzimy, że oba zespoły miały poważne problemy z fazą ataku.
Torino przyjechało na San Siro nastawione stricte defensywnie. W fazie obrony goście zasadniczo przechodzili do ustawienia 1-5-3-2 – wahadłowi Molinaro i Darmian zajmowali pozycje bocznych obrońców – a w zależności od rozwoju sytuacji boiskowej, płynnie rotowali pomiędzy pięcio- i czteroosobową formację defensywną. Wówczas jeden z obrońców wychodził wyżej, najczęściej za opuszczającym pierwsza linię graczem Interu, i uzupełniał własną linię pomocy; chwilami więc wspomniane 1-5-3-2 zmieniało się w 1-4-4-2. W ten sposób Torino starało się zapobiegać tworzeniu przez gospodarzy przewagi liczebnej w drugiej linii.
Torino w fazie obrony – ustawienie 1-5-3-2. Obaj wahadłowi zeszli do linii obrony i zajęli miejsce na flankach. Wszyscy gracze gości znajdują się za linią piłki. Linia obrony ustawiona jest głęboko, bo tuż przed polem karnym.
Torino broniło nisko, w krótkim i wąskim, kompaktowym i szczelnym bloku obronnym. Dobra organizacja sprawiła, że goście zachowywali odpowiednie (tj. niewielkie) odległości pomiędzy formacjami, zaś zawodnicy w poszczególnych formacjach grali blisko siebie.
Z tak zdyscyplinowanym i znakomicie ustawionym w defensywie zespołem Torino, Inter nie był sobie w stanie poradzić.
Odbiory i przechwyty graczy Torino.
Blokiem obronnym gości dyrygował oczywiście Glik. Polak operował na środku defensywy, nieco w głębi względem półśrodkowych Morettiego oraz Maksimovicia, zmienionego w drugiej połowie przez Bovo. Co ciekawe, Polak nie został zmuszony przez gospodarzy do podjęcia choć jednej próby odbioru (!) - tak zorganizowani i skuteczni byli w defensywie podopieczni Ventury.
Statystyki Glika prezentują się następująco: 3 przechwyty, 6 wybić (w tym 4 głową), 1 zablokowany strzał, 3/5 wygrane pojedynki w powietrzy i 1 faul. Do tego reprezentant Polski podawał z celnością na poziomie 73% (16/22). Najwięcej odbiorów wśród obrońców gości zanotował natomiast Maksimović (4/4, więcej miał tylko Benassi - 5/7).
Jako że pas środkowy był przez gości mocno zagęszczony – trzech obrońców, trzech pomocników i dwóch napastników – Inter próbował tworzyć sytuacje bramkowe wykorzystując boczne sektory boiska. Czarno-niebiescy atakowali przede wszystkim lewą flanką (aż 41%, per WhoScored), gdzie operowali Obi, wymieniający się pozycjami Palacio i Podolski, a także schodzący do boku Kovacić. Inter zanotował aż 36 dośrodkowań, jednak liczba ta nie przełożyła się dlań na żadne wymierne korzyści. Ledwie 7 dośrodkowań było udanych (6 z gry), zaś po dwóch piłkarze gospodarzy zdołali dojść do sytuacji strzeleckich. Ta ostatnia liczba jest jednak zawyżona – jedną z sytuacji było bowiem zupełnie niegroźne uderzenie Vidicia, w dodatku po centrze z rzutu rożnego.
7/36 ogółem i 2/14 centr w pierwszej połowie. Inter hurtowo posyłał dośrodkowania w pole karne Torino, jednak tylko raz z gry zdołał zagrozić w ten sposób bramce gości, gdy o metr, strzałem głową, chybił Icardi. Zwróćmy też uwagę na niewielką liczbę pojedynków podejmowanych przez gospodarzy na lewym skrzydle w strefie ataku (ledwie jedna próba, przy 4 na prawej flance).
Goście zanotowali 30 wybić, z czego 19 głową. Jak widzimy, większość z nich miała miejsce w strefie na skraju linii pola bramkowego, czyli tam, gdzie Inter dośrodkowywał najczęściej. Do 4 zablokowane centry.
W fazie ataku Palacio i Podolski starali się schodzić do środka i dołączali do Icardiego, tworząc coś w rodzaju tercetu atakujących. Czy to w środku, czy na na skrzydłach, obaj byli w meczu z Torino praktycznie bezproduktywni. Podobnie, niewielki pożytek w fazie ataku miał Inter z bocznych obrońców, dla których nieraz wspomniana dwójka zostawiała wolne korytarze na flankach.
Obaj boczni obrońcy stworzyli do spółki ledwie jedną sytuację bramkową (wspomniany strzał głową Icardiego), z rzadka próbowali tworzyć przewagę dzięki grze 1na1, do tego ich współpraca odpowiednio z Palacio i Podolskim – ujmując to możliwie delikatnie – nie układała się.
Pochylając się nad fazą ataku w wykonaniu Interu – poza kompletnie nieefektywną tego popołudnia grą skrzydłami – trzeba zwrócić uwagę na jeszcze dwie kwestie. Po pierwsze, ustawienie Guarina. Na papierze Kolumbijczyk partnerował Kuzmanoviciowi przed linią obrony, jednak zważywszy na miejsce rozgrywania meczu, rangę rywala oraz jego ultradefensywne nastawienie przed przerwą (a zwłaszcza na ten ostatni aspekt), wydawało się, że będzie operował wyżej, przesunięty przez Manciniego znacznie bliżej Kovacicia. Tak się jednak nie stało. We wstępnej fazie ataku Inter, Torino zawsze miało za linią piłki co najmniej 10 zawodników, gdy zaś akcja przesuwała się bliżej bramki Padellego, Martinez zostawał w okolicach 40-45 metra, a Quagliarella schodził bliżej pomocników. Dzięki obecności w tej strefie Kuzmanovicia, gospodarze mieli więc przewagę 3na2, co należy uznać za wystarczające. Mimo to Guarin – zapewne takie było polecenie Manciniego – utrzymywał pozycję bliżej środkowych obrońców niż Kovacicia i pozostałych atakujących. Gdy w fazie ataku Inter próbował rozmontować defensywę Torino, Guarin w większości przypadków operował głęboko, u dołu zakłożonego gościom „zamku”, mniej więcej na wysokości Kuzmanovicia. Obaj dublowali więc pozycję nr „6”, czyli defensywnego pomocnika asekurującego wyżej ustawionych partnerów, zabezpieczającego strefę przed środkowymi defensorami. W tej roli – zwłaszcza przed przerwą, gdy Torino nie stanowiło żadnego zagrożenia w ofensywie, momentami sprawiając wrażenie, że... za bardzo nie ma ochoty atakować – wystarczył natomiast jeden zawodnik.
Źródło: WhoScored.
Powyżej widzimy heat maps (grafiki obrazujące, w których sektorach boiska dany zawodnik operował piłką) Guarina kolejno z meczów przeciw Genui (3:1) oraz Torino. W obu spotkaniach Guarin ustawiony był przed linią obrony, z tym że w tym pierwszym partnerował Medelowi. Jeśli idzie o posiadanie piłki, starcie z ekipą Gian Piero Gasperiniego do przerwy było bliźniacze do analizowanego meczu – Inter również dominował w tym elemencie (63,1% do 36,9%, ogółem 56,2% do 43,8%, per WhoScored). Skupmy się jednak na Guarinie. Co rzuca się w oczy, to przede wszystkim obszar boiska, na jakim operował Kolumbijczyk – w tamtym spotkaniu pracował niemal od jednego pola karnego, do drugiego. Był aktywny w fazie obrony, zabezpieczając wespół z Medelem strefę przed formacją defensywną, ale również, co niezmiernie istotne, mocno angażował się w fazę ataku. Przeciwko Torino najczęściej znajdował się przy piłce w okolicach linii środkowej, wówczas zaś „najgorętszy” był – poza tą strefą – ok. 30-35 metra na połowie rywala. Guarin operował praktycznie na całej szerokości pasa środkowego. Ponadto, znacznie częściej był przy piłce bliżej bramki rywali, za plecami grającego wówczas na „10” Hernanesa. W meczu z Torino natomiast – co wyraźnie widać na powyższej grafice – poruszał się przede wszystkim po prawej stronie pasa środkowego, na umiejscowionym w jego obrębie stosunkowo krótki i wąskim (a zatem niewielkim) obszarze; był też znacznie mniej aktywny na wspomnianym 30-35 metrze od bramki rywali i niemal nie atakował pola karnego, grając zdecydowanie niżej w zwycięskiej potyczce z Genuą.
Efekt? Interowi w strefie ataku brakowało dodatkowego zawodnika, dzięki któremu o sforsowanie bloku obronnego rywali byłoby istotnie łatwiej. Tę tezę potwierdzają tylko nieliczne sytuacje, gdy Guarin podchodził wyżej pod atakujących, mocniej angażując się w poczynania ofensywne bliżej pola karnego Torino, kiedy to Inter wydawał się groźniejszy i bliżej zdobycia bramki (vide szansa z drugiej połowy, gdy Shaqiri nie sięgnął piłki na piątym metrze, poprzedzona wymianą krótkich podań w polu karnym z udziałem Guarina).
W tym momencie płynnie przechodzimy do drugiej kwestii dotyczącej fazy ataku w wykonaniu Interu. Mianowicie, brak owego dodatkowego gracza w pasie środkowym w strefie ataku powodował, że ogromny problem ze znalezieniem sobie miejsca w odpowiednich strefach miał Kovacić. U Manciniego to Chorwat ma pełnić rolę rozgrywającego (wł. trequartista) operującego za plecami napastnika. W niedzielę Kovacić praktycznie nie miał miejsca między liniami obrony i pomocy Torino. Ponadto w strefie, w której stanowi największe zagrożenie dla rywali dzięki swym umiejętnościom dryblingu oraz prostopadłego podania przez linię obrony, czyli w pasie środkowym na wysokości od 16 do 30 metra, zawsze był przy nim zawodnik gości (najczęściej Gazzi). Włoch nie grał wprawdzie jako typowy „plaster”, ale przez cały czas w fazie obrony kontrolował aktualną pozycję Kovacicia, pozostając blisko gdy poruszał się on pomiędzy formacjami Torino; gdy zaś schodził do lewego skrzydła lub cofał się pod Guarina i Kuzmanovicia, Gazzi nie krył tak ściśle, zostawiając więcej miejsca.
Powyższe plansze przedstawiają kolejno podania otrzymane przez Kovcicia (passes received) oraz samego Kovacicia w strefie ataku. Jak widzimy, chorwacki pomocnik w poszukiwaniu piłki schodził do obu skrzydeł – zwłaszcza do lewego – oraz cofał się w okolice 40 metra. Na planszy po lewej stronie widzimy, że w pasie środkowym w strefie ataku w ogóle nie dostawał podań. Torino bowiem zagęściło ten sektor – trzech środkowym obrońców, trzech pomocników oraz dwóch napastników – a ponadto Gazzi cały czas był blisko Kovacicia. Tym samym rozgrywający gospodarzy dostawał piłkę nie tam, gdzie on chciał, a tam, gdzie odpowiadało to dowodzonym przez Venturę gościom. Druga z plansz dowodzi natomiast, jak niewielki wpływ na ofensywę Interu – właśnie z powyższych przyczyn – miał w niedzielę Kovacić. Ledwie dwa podania do przodu ze strefy, w której zwykły operować „10”, w dodatku oba po indywidualnych rajdach rozpoczętych mniej więcej w okolicach linii środkowej.
Kovacić podzielił zatem los Davida Silvy, którego problemy ze znalezieniem sobie miejsca w meczu ze świetnie zorganizowanym w defensywie Arsenalem opisywałem w ubiegłym tygodniu (więcej czytaj TUTAJ). W zagęszczonym przez gości pasie środkowym, przy stałym nadzorze Gazziego, Kovacić został odcięty od podań i w rezultacie nie mógł w tym sektorze kreować gry Interu. Po futbolówkę schodził zatem na flanki lub do tyłu, skąd nie stanowił już dla gości zagrożenia. W ten sposób Ventura skutecznie wyłączył Kovacica z gry w fazie ataku. I choć 20-latek dwukrotnie zdołał urwać się Gazziemu w rejonie linii środkowej i rajdami przedostał się na „16”, nie zmienia to faktu, że jego wpływ na ofensywę Interu był doprawdy minimalny.
W fazie obrony natomiast, Inter stosował wysoki, momentami ultraofensywny pressing. Gdy grę wznawiał Padelli, Icardi, Palacio i Podolski podchodzili pod obrońców Torino, uniemożliwiając wyprowadzenie piłki za pomocą krótkich podań. Gospodarze przechodzili wówczas na ustawienie 1-4-3-3. W ten sposób Torino było zmuszone do inicjowania akcji długimi podaniami, a gdy decydowało się na krótkie zagrania, Interowi parokrotnie udało się odzyskać piłkę dosyć blisko bramki Padellego. Gospodarze jednak nie zdołali wykorzystać tych sytuacji.
Druga połowa to już nie tak bojaźliwe i bezproduktywne w ofensywie Torino. Inter natomiast bez zmian - bezskutecznie - próbował poradzić sobie z blokiem obronnym gości. I to właśnie turyńczycy byli po przerwie bliżej zdobycia bramki, co ostatecznie im się udało.
W drugiej połowie Torino stworzyło sobie sześć sytuacji bramkowych, przy tylko dwóch Interu. Statystyka strzałów: 2/8 celnych Torino oraz 1/7 Interu.
W 56' minucie kontuzjowanego D'Ambrosio zastąpił Shaqiri i przez następne 10 minut Inter był nieco przemeblowany – Kuzmanović przeszedł na prawą obronę, jego miejsce obok Guarina zajął Kovacić, Shaqiri wszedł na prawe skrzydło, na lewe przeszedł Podolski, a Palacio operował za plecami Icardiego jako cofnięty napastnik. Porządek przywróciła dopiero zmiana Donkora za Podolskiego – Palacio wrócił na lewe skrzydło, Kovacić na „10”, a Kuzmanović na „6”.
Niezależnie od opisanych wyżej taktycznych przyczyn tak słabego występu Interu w ofensywie, nie można nie odnotować, iż gospodarze popełnili w niedzielę w strefie ataku mnóstwo niewymuszonych błędów. I to niejednokrotnie w momentach kluczowych dla powodzenia danej akcji. Mam tu na myśli zarówno niewłaściwe decyzje (np. strzał zamiast podania), jak i proste błędy techniczne. W tych decydujących momentach piłka nie słuchała się zwłaszcza pozostającego pod formą Palacio, wielokrotnie przeszkadzała też Obiemu.
Wróćmy jednak do Torino. Goście – jak wielokrotnie wskazywano – nie pozwalali Interowi na zbyt wiele w swojej strefie obrony. Przede wszystkim byli znakomicie zorganizowani oraz zdyscyplinowani, asekurując się wzajemnie i zachowując odległości między zawodnikami przy przesuwaniu się do skrzydeł, a także pomiędzy formacjami przy ruchu w pionie. W drugiej połowie do bardzo dobrej defensywy dorzucili całkiem przyzwoitą ofensywę. Jeszcze przed pojawieniem się na boisku Lopeza, Torino dwukrotnie w odstępie ledwie kilku minut zdołało błyskawicznie wyprowadzić piłkę po odbiorze, dostarczając ją do wspomaganych przez Farneruda napastników.
Lopez odegrał kluczową rolę w zmianie jakościowej, jaka zaszła w grze ofensywnej Torino. Będąc najbardziej wysuniętym zawodnikiem w drużynie Ventury, pełnił zarazem rolę odgrywającego, operując także nieco głębiej, bo w okolicach linii środkowej. Były napastnik m.in. Barcelony i Sampdorii, korzystając ze swych warunków fizycznych (189 cm, 83 kg) oraz siły, bardzo dobrze czuje się w grze tyłem do bramki: potrafi przyjąć piłkę pod presją rywala, zastawić się, przytrzymać futbolówkę i odegrać ją do podłączających się do ataku partnerów. Anglicy zwykli określać ten element gry jako hold-up play. I to wszystko Lopez zaprezentował w niedzielę, będąc dzięki temu znacznie bardziej przydatny drużynie niż Martinez.
Dzięki niemu zaś Torino znacznie skuteczniej wyprowadzało kontrataki i zawiązywało atak pozycyjny na połowie Interu. Koledzy chętnie posyłali do niego piłkę, Lopez zaś przyjmował ją z rywalem na plecach i starał się zgrywać do dołączających doń kolegów. Jeśli nie udało się podtrzymać tempa ataku, goście przechodzili do ataku pozycyjnego. Co więcej, Lopez był bardzo aktywny w strefie ataku, jednak nie jako egzekutor, a kreator, podejmując próby stworzenia sytuacji bramkowych za pomocą prostopadłych podań lub zagrań do skrzydeł.
Lopez doskonale radził sobie w grze tyłem do bramki, ale podawał z celnością na poziomie ledwie 50% (7/14). Po części wynika to jednak z faktu, że w strefie ataku chętnie brał na siebie ciężar rozegrania i próbował prostopadłych podań przez linię obrony Interu (vide podanie do Darmiana wyłapane w ostatniej chwili przez Handanovicia). Bardzo dobrze układała się jego współpraca z Qugliarellą, któremu stworzył nawet sytuację bramkową.
Poza Lopezem – a pewnym stopniu dzięki jego hold-up play – to wahadłowi Torino sprawili, że goście byli groźniejsi w fazie ataku. Obaj grali wyżej, bardziej do przodu, częściej podłączając się do ataków.
Dobrą drugą połowę Torino przypieczętowało w czwartej minucie doliczonego czasu gry. Lopez najpierw lekko odepchnął kryjącego go Donkora, następnie zbiegł do prawego narożnika pola bramkowego, przy bliższym słupki, i wygrał pojedynek w powietrzy z odpowiadającym za tę strefę... Icardim. Zgarnie do niekrytego na trzecim metrze Morettiego i 0:1. Rewanż Lopeza na Icardim stał się faktem. Podobnie jak już trzecia porażka Interu w Serie A pod wodzą Manciniego.
PODSUMOWANIE
Mancini bardzo krytycznie ocenił postawę swoich zawodników w strefie ataku, zauważając, że byli zbyt mało aktywni. Włoski szkoleniowiec miał zastrzeżenia także do tego, w jaki sposób jego gracze poruszali się na ostatnich 30 metrach. I, choć tylko częściowo, trafia w sedno. Sam bowiem uczynił zadanie sforsowania bloku obronnego Torino trudniejszym rezygnując z przesunięcia Guarina wyżej w fazie ataku, zwłaszcza w pierwszej połowie, gdy zajmowanie tak niskiej pozycji przez aż dwóch graczy nie było absolutnie potrzebne. Typowy przypadek over-defending.
Inter nadal nie może więc złapać właściwego rytmu. Mancini przegrał trzecie spotkanie od zastąpienia Waltera Mazzarriego, do tego w drugim kolejnym meczu w Serie A mediolańczycy nie zdobyli bramki. Po zwycięstwie w niezłym stylu nad Genuą, następne dwie kolejki (Empoli na wyjeździ i Torino u siebie) miały przynieść sześć punktów i podtrzymać dobrą passę. Tymczasem jest jeden punkt i feelgood factor znów zniknął w czarno-niebieskiej części Mediolanu.
MATEUSZ JAWORSKI