Belgijski sen Charltonu
2014-10-18 00:28:21; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Właściciel miewający szalone pomysły, do tego trener bez jakichkolwiek sukcesów i jeden z najsłabiej opłacanych składów w lidze… A jednak - belgijska enklawa w Championship ma się znakomicie.
Gdy pod koniec grudnia ubiegłego roku Charlton przejął Belg Roland Duchatelet, kibice byli mocno podejrzliwi. Na jednym z for szybko przeanalizowano, kim jest nowy człowiek za sterami ich klubu i postawiono przy nim kilka dużych znaków zapytania. Po pierwsze - kapitał obrotowy jego firmy, Staprix NV wyniósł 30 milionów euro na minusie. Czyli - mówiąc krótko - Staprix miało 30 milionów euro zobowiązań więcej, niż środków na ich pokrycie.
A to nie jedyna rzecz, która wzbudziła podejrzenia fanów „The Addicks”. Duchatelet jest bowiem właścicielem kilku innych klubów: Standardu Liege, Alcorcon, Carl-Zeiss Jena i Saint-Truiden, natomiast jego syn ma w posiadaniu węgierski Ujpest. Obawiano się, że Charlton będzie jedynie klubem zasilającym inne drużyny, przede wszystkim ekipę z Liege. Duchatelet szybko… potwierdził te obawy.
- Nie wykluczam, że niektórzy zawodnicy mogą być sprzedani do Standardu i grać w Champions League. Klub musi czasem sprzedawać, by na siebie zarobić.
A i w Liege bynajmniej swojego prezesa nie kochają. A przynajmniej - nie kochali. W czerwcu ubiegłego roku kibice wyszli na ulice, żądając odejścia Duchateleta, który wsławił się zniknięciem 20 milionów euro z klubowej kasy (jak zapewniał - legalnie, by uniknąć płacenia wysokich podatków z korzyścią dla klubu), a także pomysłem, by wycofać klub z rozgrywek Jupiler League i zmusić belgijskie i holenderskie władze piłkarskie do utworzenia tzw. „Beneligi” dla najlepszych klubów z obu państw.
Pomimo początkowej niechęci, okazało się, że Duchatelet ma też klubowi sporo do zaoferowania. Przede wszystkim - ogromną siatkę skautów, na którą „The Addicks” ze swoim skromnym budżetem nie mogliby sobie pozwolić. I współpracę z pozostałymi klubami, bynajmniej nie opierającą się tylko na sprowadzaniu wyróżniających się piłkarzy Charltonu do Standardu. 5 z 6 zimowych transferów, zaraz po zmianie właściciela, pochodziło z klubów Duchateleta. Latem doszło kolejnych 9 graczy. Czterech ze Standardu Liege.
Zawodnicy ci w większości, choć nie wszyscy, stali się istotnymi postaciami klubu. Najlepiej poszło tym z drugiego, międzysezonowego rzutu. Oto statystyki z drugiej połówki poprzedniego sezonu tych sprowadzonych zimą:
Yohann Thuram - bramkarz - 4 spotkania
Loic Nego - prawy obrońca - 1 spotkania
Anil Koc - 0 spotkań
Astrit Ajdarević - ofensywny pomocnik - 22 spotkania, 2 bramki, 2 asysty
Reza Ghoochannejhad - napastnik - 17 spotkań, 1 bramka, 1 asysta
A to liczby z obecnego sezonu tych ze stajni Duchateleta, którzy doszli latem:
Tal Ben Haim - środkowy obrońca - 10 spotkań
Yoni Buyens - defensywny pomocnik - 11 spotkań, 2 bramki, 1 asysta
Frederic Bulot - prawoskrzydłowy - 5 spotkań, 1 asysta
George Tucudean - napastnik - 9 spotkań, 1 bramka, 1 asysta
- Jeśli masz piątkę dzieci, nie faworyzujesz ich, nie kochasz jednego bardziej, a drugiego mniej - twierdzi właściciel Charltonu. Po transferach z lata widać to znacznie bardziej, niż po tych zimowych. Dlaczego? Teorię na ten temat ma Thierry Luthers z belgijskiego radia RTBF: - Duchatelet zrozumiał ile można zarobić i zaczął polowanie na wielką kasę z praw telewizyjnych w Wielkiej Brytanii. To chyba obecnie jego główny cel.
Inni twierdzą, że gdy tylko uda się z Charltonem, Duchatelet powalczy o pełną pulę - dwa zespoły w dwóch najsilniejszych ligach Europy, w dodatku blisko wielkich ośrodków miejskich. Jeśli już zapomnieliście, Duchatelet jest też właścicielem AD Alcorcon, klubu położonego na południowym-zachodzie Area metropolitana de Madrid (Metropolii Madryckiej).
Wydaje się, że by osiągnąć tak ambitny cel, trzeba wydać wielkie pieniądze na zawodników i jeszcze większe - na trenerów. Póki co Charltonowi idzie i bez tego. Budżet klubu, jak i wydatki na płace są jednymi z najniższych w lidze (20. miejsce zarówno pod jednym, jak i pod drugim względem), a trener - Bob Peeters to gość bez jakichkolwiek sukcesów. Ba, w Belgii statystyki miał mocno średnie. Dopiero w latach 2010-2012 w Cercle Brugge osiągał jako takie wyniki, wcześniej za słabe rezultaty zwalniany był z Waasland-Beveren po 23 spotkaniach, a następnie z KAA Gent po ledwie 11 meczach. Od 27. października 2012 pozostawał natomiast bez pracy. I to jemu zdecydował się zaufać Duchatelet, a za nim poszli i zawodnicy, którzy zwyczajnie trenera i jego podejście „kupili”.
Szybko kupiła go też liga. Gdy po spotkaniu z Rotherham nie uścisnął tradycyjnie ręki menedżerowi rywali, Steve’owi Evansowi, szybko zrozumiał, że popełnił faux pas i udał się do biura szkoleniowca „The Millers”, by przeprosić i wypić z nim piwo.
Zapewne bajka, w której zespół z Wielkiego Londynu pozostaje jedną z dwóch niepokonanych ekip Championship, nie będzie trwała wiecznie, a na powrót do opuszczonej w 2007 roku Premier League przyjdzie jeszcze poczekać. Ale z ekscentrycznym Duchateletem u sterów, to w końcu może się udać. Z Liege chcieli go przecież wywozić na taczkach, a rok później byli wicemistrzami Belgii i grali o Champions League.