Ekstraklasa gra (3) - ból zębów, comeback Cracovii, niesamowity Visnia
2013-08-05 20:08:05; Aktualizacja: 11 lat temu Fot. Transfery.info
Dentyści nie pracujący w niedziele mieli w ten weekend sporo szczęścia. Kto oglądał wszystkie mecze Ekstraklasy tego dnia, tego zęby rozboleć po prostu musiały. W inne dni było lepiej, choć też bez przesady.
3. kolejka T-Mobile Ekstraklasy stała pod znakiem... nudy. Nie przez cały czas jej trwania, ale długimi momentami zastanawialiśmy się: co my do cholery robimy przed telewizorem!? A kibice na stadionach tym bardziej musieli zachodzić w głowę: na co ja do cholery wydałem pieniądze!?
Żeby nie było całkiem pesymistycznie, zaczniemy więc od meczu, który miał najwięcej tego, co w piłce kochamy najbardziej - bramek. Legia niczym walec przejechała się po Podbeskidziu, a najjaśniej w sobotni wieczór świeciła gwiazda Henrika Ojamaa. Estończyk zdobył bramkę, ale też szarpał tak, jak w swoich najlepszych meczach w ubiegłym sezonie Kuba Kosecki. Może się okazać, że podkradnięcie go Lechowi było najlepszym ruchem transferowym Legii w tym okienku, bowiem Ojamaa ma wszystko, by zostać gwiazdą naszej ligi. A podobno przy tym jest po prostu fajnym gościem, który może tylko i wyłącznie poprawiać atmosferę w szatni. Podbeskidzie natomiast - jak się okazuje - najbardziej osłabiło się... biorąc bramkarza Rybanskiego, który prezentuje poziom bliski dna.
Dno i kilometr mułu - to też świetne określenie dla ostatniego niedzielnego spotkania. Zagłębie i Lech stworzyły widowisko godne rozgrywek podwórkowych w Haiti. I prawdopodobnie tylu widzów, ilu ogląda tego typu mecze, wyszło wczoraj z lubińskiego stadionu zadowolonych. Mecz się odbył - i to w zupełności wystarcza jako relacja z tego wydarzenia.
Wcześniej jednak także nie było dobrze, bo to w trakcie meczu o 18:00 dentyści zaczęli odbierać pierwsze telefony. "Powrót Pawła Brożka", "mecz przyjaźni", "spotkanie dwóch nie tak dawnych mistrzów Polski" - tytuły ładne, ale tylko przed 90 minutami, które miały tylko jednego pozytywnego bohatera - Rafała Gikiewicza, którego należy pochwalić za kilka świetnych interwencji, w tym jedną genialną - gdy naprzeciw stanął, czy raczej wbiegł Rafał Boguski. Tą obroną "Giki" przekonał nas, że to on powinien zostać bramkarzem w naszej jedenastce kolejki (wcześniej rozważaliśmy kandydaturę Janukiewicza).
Dwóch zawodników dorzucił do niej Górnik Zabrze, który wygrał małe derby Śląska. Mecz z Piastem długimi momentami stał na wysokim poziomie, a Prejuce'a Nakoulmy nie speszyli nawet obecni na meczu skauci St. Etienne, co w przeszłości już mu się zdarzało. "Prezes" biegał aż miło, a przy bramce Macieja Małkowskiego na 1:0 wręcz ośmieszył Martineza Embuenę z Piasta, na 40 metrach odsadzając go tak, jak Ferrari odsadza na autostradzie Seicento. Pozostając w tematyce motoryzacyjnej, przy bramce wyrównującej autorstwa Marcina Robaka jak mało zwrotny TIR zachował się Rafał Kosznik, natomiast gol przewrotką Radosława Sobolewskiego urodą - w porównaniu do innych trafień w tej serii gier to już w ogóle - dorównywał urodą klasycznemu Fordowi Mustangowi.
Tej bramce dorównać mogłoby trafienie Herolda Goulona z meczu Zawiszy z Pogonią, otwierającego tą serię gier, jednak trochę "zepsuł" go rykoszet, po którym piłka wpadł do bramki strzeżonej przez Janukiewicza. Ale - po prawdzie - remis był bardzo sprawiedliwym wynikiem, bo i Zawisza i Pogoń miały swoje sytuacje (najlepszą dla gospodarzy zmarnował Michał Masłowski, natomiast dla gości, w ostatniej minucie - Jakub Bąk).
Remis byłby też sprawiedliwy w meczu Cracovii z Ruchem, który był chyba najlepszym widowiskiem w całej kolejce, w dużej mierze dzięki świetnym 120 sekundom Dawida Nowaka, kiedy to dwa razy dobił strzały swoich kolegów i z 0:1 dla Ruchu zrobił 2:1 dla "Pasów". Trzeba przy tym uczciwie powiedzieć, że przy obydwu golach - szczególnie przy tym pierwszym - spory udział miał bramkarz Ruchu, Krzysztof Kamiński, który dwa razy odbijał piłkę przed siebie, umożliwiając Nowakowi skuteczne dobitki.
Dwa gole, tak jak Dawid Nowak, strzelił w ten weekend także Eduards Visnakovs, który w tydzień wyrównał dorobek strzelecki swojego brata w Ekstraklasie. Widzew miał płakać po Pawłowskim, jednak Łotysz sprawił, że nie trzeba było nawet wyciągać chusteczek. Pokazał też, że potrafi zdobyć bramkę z każdej pozycji, bo drugi gol był technicznie na bardzo wysokim poziomie. Pokonał jednak nie Zbigniewa Małkowskiego, który już w trzeciej minucie meczu złapał głupią czerwoną kartkę, a rezerwowego bramkarza Korony, Oleksija Szelakotina, który wcześniej nie potrafił też obronić karnego wykonywanego przez Łotysza. Na osłodę dla Korony, trzeba przyznać, że ładną bramkę z wolnego zdobył Paweł Golański.
Piękną strzelił też w poniedziałkowym meczu Lechii z Jagiellonią Paweł Buzała. Napastnik, który chyba najgorzej w całej lidze wykorzystuje sytuacje sam na sam, kropnął zza pola karnego nie do obrony dla Jakuba Słowika, wyprowadzając Lechię na prowadzenie. Prowadzenie, które kilka razy mógł podwyższyć Daisuke Matsui, jednak akurat dziś skuteczność miał na bardzo niskim poziomie. Na szczęście na znacznie wyższym przy rzucie wolnym Lechii znalazł się w powietrzu Sebastian Madera, który ustalił wynik meczu na 2:0.
NA PLUS:
+ Eduards Visnakovs - nie można napastnika Widzewa nie docenić. Wobec formy (a może to jego szczyt umiejętności...?) Mariusza Rybickiego, Visnia jest zawodnikiem, od którego zależy praktycznie wszystko, co Widzew może w przodzie. Gola na 2:1 z Koroną wypracował sobie praktycznie sam, strzelając z - wydawało się - niemożliwej pozycji.
+ Dawid Nowak - drugi strzelec dubletu w ten weekend, dającego Cracovii trzy punkty, a Nowakowi - nadzieję, że jeszcze odbuduje formę ze swoich najlepszych meczów w barwach Bełchatowa. O ile znów nie skreślą go kontuzje, może być największą gwiazdą ofensywy "Pasów" i gwarancją skutecznej walki o utrzymanie.
+ Znów ofensywa Legii - walec na ligowych rywali - to najlepsze określenie gry ofensywnej Legii w Ekstraklasie. Z tego walca trzeba jednak wymontować hamulce, które gdy przychodzi grać w eliminacjach Ligi Mistrzów, są zdecydowanie zbyt czułe.
NA MINUS:
- Zbigniew Małkowski - od początku ustawił mecz Widzewowi. Dał łodzianom rzut karny, samemu eliminując się z gry, a także pośrednio usuwając z placu Michała Janotę. Wydaje się niepotrzebny faul, który - jak się okazało - miał spory wpływ na zwolnienie trenera Leszka Ojrzyńskiego.
- Krzysztof Król - w małych derbach Śląska podejmował praktycznie same złe decyzje. W pierwszej połowie kończył niemal każdą akcję Piasta - strzałem w puste trybuny za plecami bramki Witkowskiego, bądź dośrodkowaniem w rejony band okalających boisko.
- Daisuke Matsui - Japończyk miał być gwiazdą całej ligi, rozbudził nasze apetyty dwiema bramkami z Podbeskidziem, a dziś - dwa razy fatalnie pudłował, zanotował też kilka prostych strat i niecelnych zagrań. Wejście Wojciecha Zyski za Matsuiego dziś akurat było sporym wzmocnieniem Lechii.
JEDENASTKA KOLEJKI: Gikiewicz - Golański, Głowacki, Madera, Broź - Nakoulma, Sobolewski, Goulon, Ojamaa - Visnakovs, Nowak
ZAWODNIK KOLEJKI: Eduards Visnakovs
NIEUDACZNIK KOLEJKI: Krzysztof Król
MECZ KOLEJKI: Cracovia - Ruch Chorzów 2:1
BRAMKA KOLEJKI: Radosław Sobolewski (Górnik Zabrze) - zobacz TUTAJ
WYNIKI:
Cracovia - Ruch Chorzów 2:1 (Nowak 81., 83. - Zieńczuk 13.)
Zawisza Bydgoszcz - Pogoń Szczecin 1:1 (Goulon 49. - Akahoshi 16.)
Widzew Łódź - Korona Kielce 2:1 (Visnakovs 8. (karny), 77. - Golański 45.)
Legia Warszawa - Podbeskidzie Bielsko-Biała 4:0 (Saganowski 41., Pinto 52., Ojamaa 60., Dwaliszwili 65. (karny))
Górnik Zabrze - Piast Gliwice 2:1 (Małkowski 27., Sobolewski 82. - Robak 55.)
Śląsk Wrocław - Wisła Kraków 0:0
Zagłębie Lubin - Lech Poznań 0:0
Lechia Gdańsk - Jagiellonia Białystok 2:0 (Buzała 16., Madera 80.)