Ekstraklasa gra (8) - Korona na dnie, Legia na szczycie, derby na remis
2013-09-23 12:44:23; Aktualizacja: 11 lat temu Fot. Transfery.info
W ósmej ligowej kolejce, rozpoczynającej ponad tygodniowy maraton z polską Ekstraklasą w zasadzie każde spotkanie miało swój smaczek i można się było spodziewać sporej dawki emocji.
No bo tak: lider grał z wiceliderem, ostatnia drużyna "o sześć punktów" z przedostatnią, zawsze emocjonujące derby Krakowa, starcie drużyny po 0:6 u siebie z klubem, który za moment może podzielić los Polonii Warszawa, spotkanie zespołu z najsłabszym bramkarzem w lidze z rozpędzoną Jagiellonią, ładnie grającej Zawiszy z momentami pięknie grającą Lechią, a do tego spotkanie Lecha z Pogonią, a więc nie tylko kolejna z gier o posadę Mariusza Rumaka, ale także mecz zespołów, które w tym sezonie niejako zamieniły się miejscami. Bo o ile Lech na wiosnę grał efektownie, o tyle Pogoń apatycznie. A teraz? Teraz to "Kolejorz" gra irytująco dla swoich kibiców, a Pogoń - na czele z Akahoshim - bardzo pozytywnie zaskakuje.
W zasadzie na najmniej elektryzujące spotkanie zapowiadał się mecz Piasta z Widzewem. Ot, jeden z meczów o środek tabeli. Na szczęście znacznie przerósł nasze oczekiwania. Choć nie, oczekiwania przerósł Piast, którego gra po odejściu Marcina Robaka wyglądała znacznie gorzej, niż gdy były Widzewiak występował jeszcze przy Okrzei. Z Widzewem w grze gliwiczan było wszystko - był pomysł, było wykorzystanie największego atutu, a więc stałych fragmentów gry bitych tego dnia w punkt przez Podgórskiego, wreszcie była dokładność. Po spotkaniach takich jak z Zawiszą czy Koroną (ze Śląskiem wyglądało to nieco lepiej, natomiast z Wisłą fatalnie było tylko w końcówce), to na pewno miła odmiana dla kibiców. Kibiców, którzy po meczu nie potrafili się nadziwić, jakim cudem Csaba Horvath, jeden z bardziej topornych defensorów w lidze, potrafił w jednym meczu zdobyć dwie bramki. Szczególnie, że ostatnio trafił do siatki... cztery lata temu, jako zawodnik holenderskiego ADO Den Haag.
A skoro jesteśmy już w temacie obrońców, to płynnie przechodzimy do meczu Lecha Poznań z Pogonią Szczecin, w którym pierwszoplanową rolę odegrał jeden z najlepiej opłacanych zawodników w Polsce, a więc Manuel Arboleda. Najpierw fantastycznie ograł w dużym tłoku w polu karnym obrońców Pogoni i pokonał bezradnego Janukiewicza, by później oddać z nawiązką "Portowcom" to, co im odebrał. Zawinił bowiem przy bramkach Adriana Frączczaka i Marcina Robaka, czego skutkiem jest dzisiejsza decyzja o odsunięciu go pierwszego zespołu i pozostawieniu go w Poznaniu, podczas gdy drużyna rozgrywać będzie kolejne ligowe spotkanie - z Piastem w Gliwicach.
Niewiele lepiej od Arboledy zagrał też Arkadiusz Głowacki, którego bardzo często chwaliliśmy, jednak akurat przy ul. Kałuży zaprezentował się dość marnie (oczywiście pamiętając, że wysoko postawił sobie poprzeczkę we wcześniejszych meczach). W ogóle derby Krakowa były meczem bardzo dziwnym, bo do przerwy grała Wisła, a od 46. do 90. minuty właściwie całkiem oddała pole Cracovii. Podopiecznym Franciszka Smudy w okresie największej przewagi udało się raz ukłuć rywali, podopiecznym Wojciecha Stawowego - również. Jak łatwo policzyć - wyszło na zero, a właściwie na 1:1. Na plus na pewno Ostoja Stjepanović, do którego nie byliśmy przekonani, a który wreszcie zagrał bardzo dobre spotkanie, realizując w bardzo dobry sposób wszystkie powierzone mu zadania.
Drugim największym hitem, obok wspomnianych derbów miał być pojedynek Legii z Górnikiem, który na pewno nie zawiódł. Były chwile zadyszki i "typowo polskiej kopaniny", ale też był momenty, kiedy zastanawialiśmy się, czy przypadkiem nie oglądamy jakiejś znacznie mocniejszej ligi. Gol Madeja na 1:0 (a raczej przyjęcie z odwróceniem się do strzału) - fantastyczny. To, jak Legia zamykała momentami Górnika na własnej połowie w drugiej części meczu i jak szybko i wysoko odbierała piłkę - napawało optymizmem przed meczami w Lidze Europy. Bo zabrzanie to obecnie jedna z najbardziej miarodajnych ekip ligi. Jeśli jesteś w stanie postawić im równe warunki, możesz się liczyć w lidze. I tak Wiśle udało się z Górnikiem zremisować i wydaje się, że sporą niespodzianką będzie brak krakowian w grupie mistrzowskiej. Lechia również zremisowała z zespołem Adama Nawałki i również uważamy ją za kandydata nawet do gry w pucharach. No i Legia - wygrała i automatycznie objęła fotel lidera. Zremisował też co prawda Ruch, ale to był raczej wypadek przy pracy (wpadka z ostatniej minuty Norberta Witkowskiego). Wydaje się więc, że póki Górnik utrzyma taką dyspozycję, to właśnie spotkania z tym zespołem mogą pokazać, kto może walczyć o coś w naszej lidze, a kto powinien jeszcze poczekać.
Poczekają na pewno piłkarze Korony Kielce, która ugrzęzła na dnie ligowej tabeli. Zmiana opcji z walecznej polskiej na finezyjną hiszpańską może szybko wyjść bokiem w Kielcach, bo wystarczy porównać wyniki w tym sezonie za Ojrzyńskiego i Pachety:
- za Ojrzyńskiego 0 zwycięstw, 1 remis, 2 porażki (0:0 ze Śląskiem Wrocław, 1:2 z Widzewem, pechowe 2:3 z Wisłą po karnym w ostatniej minucie);
- za Pachety 1 zwycięstwo, 0 remisów, 3 porażki (2:0 z Piastem, 0:1 z Podbeskidziem, 3:5 z Legią, 0:2 z Zagłębiem).
Nie licząc meczu z Piastem, w którym Korona faktycznie grała ładnie i skutecznie i połowicznie tego z Legią (z przodu, bo z tyłu był kryminał), gra kielczan wyglądała słabo. Zresztą nawet po wynikach można powiedzieć, że było źle. Bo jeśli ktoś daje się ogrywać Podbeskidziu, nie strzelając temu zespołowi bramki (między słupkami stoi Rybansky), a następnie zbiera także od Zagłębia, nie pokonując drugiego bramkarskiego "maestro", Gliwy, to raczej nie świadczy to najlepiej o tym zespole.
To tyle jeśli chodzi o Koronę, bo na pewno trzeba też powiedzieć o Zagłębiu, które zagrało nieźle, na pewno skutecznie (znowu gola zdobył Piech), no i zgarnęło trzy punkty, których wartość jest nie do przecenienia. Gdyby bowiem przegrali, zajęliby ostatnie miejsce w tabeli, a wiadomo, jak taka świadomość działa na zawodnikow. A tak - spokojna 10. lokata, tuż za plecami przecież wciąż urzędującego wicemistrza Polski i ze stratą ledwie 3 punktów do grupy mistrzowskiej.
A w tej coraz wygodniej rozsiada się Jagiellonia, która może nie przejechała się już tak efektownie po Podbeskidziu, jak kolejkę wcześniej po Ruchu, ale kolejny wyjazd zaliczyła na plus (a nawet plus 3). A przecież jeszcze niedawno poza Białymstokiem ciężko było "Jadze" notować jakiekolwiek zwycięstwa. Obecnie - ma najwięcej wyjazdowych punktów ze wszystkich ligowców (11 w 6 meczach). A mimo to po meczu w Bielsku mógł pozostać niedosyt, bo zaciekłość, z jaką podopieczni trenera Stokowca zaatakowali w pierwszych minutach Podbeskidzie, można się było spodziewać takiego pogromu, jak ten z Ruchem. A tu tylko skromne 1:0...
Wspomniany Ruch lekko zrehabilitował się w tej kolejce przed swoimi kibicami, remisując ze Śląskiem Wrocław. Przy marnej atmosferze na Cichej (trudno się dziwić po niedawnym 0:6), już bez Jacka Zielińskiego, "Niebiescy" zaprezentowali się całkiem całkiem. Tak mniej więcej do momentu, w którym trzeba było skierować piłkę do siatki. Śląsk - to samo. Obydwa zespoły raziły nieskutecznością, a sytuacji miały co niemiara. Na szczęście odczucia wizualne po meczu uratował Hołota z Kuświkiem, którzy sprawili, że w skrótach można było na moment zapomnieć o fatalnej skuteczności Dziwniela czy Plaku.
Słabo ze skutecznością było też w Gdańsku, gdzie na papierze grały ze sobą dwa zespoły, potrafiące pięknie operować piłką i strzelić kilka bramek. Niestety, to co przyjął papier, tego nie przyjęło boisko. Skutecznego do bólu Vasconcelosa zupełnie nakryli czapką Madera z Bieniukiem, a na ofensywę Lechii przestała już chyba działać magia Barcelony. Mecz był chyba najgorszym ze wszystkich weekendowych (a patrząc przed kolejką na rozkład jazdy raczej ciężko się było tego spodziewać) i szczęście że wpadły dwa gole, które sprawiły, że w żadnym ligowym spotkaniu nie padł w tej kolejce wynik bezbramkowy.
NA PLUS:
+ kibice Legii i Górnika - nawet oglądając mecz w telewizji słychać było, że gra toczy się o coś więcej, niż tylko o ligowe punkty. Liczna "delegacja" z Zabrza stawiała poprzeczkę wysoko, ale fani Legii nie pozostawali dłużni. Bardzo mało było momentów, kiedy trybuny milkły. Naiwnie wierzymy, że to także dzięki atmosferze piłkarze mieli siły, by zapieprzać przez praktycznie całe 90 minut.
+ Arkadiusz Piech - 3 spotkania po powrocie z nieudanej próby podboju Turcji śladami Kamila Grosickiego i 3 bramki, po jednej na każde ze spotkań. Ściągnięcie go do Polski może się okazać najważniejszym ruchem transferowym Zagłębia, jeśli nie całej ligi. Bez niego "Miedziowym" byłoby potwornie ciężko o gole. W sumie tak, jak na początku sezonu.
NA MINUS:
- Dominik Furman - sposób, w jaki Legia straciła choćby drugiego gola u siebie ze Steauą nic Furmana nie nauczył. Z Górnikiem kilka razy wdawał się w niepotrzebne zabawy na własnej połowie, a szczególnie raz mógł paść z tego gol, gdyby nie niedokładne ostatnie podanie Zahary. A obiecywał, że więcej tak nie będzie.
- Manuel Arboleda - za mecz, w którym strzeliło się bramkę, zostać odsuniętym od zespołu? Da się. Manuel Arboleda pokonał co prawda Radosława Janukiewicza, ale później zagrał poniżej wszelkiej krytyki. Dzisiaj z Piastem nie będzie miał okazji się poprawić, bo trener Rumak zostawił go w Poznaniu, a wziął ze sobą trzech zawodników drugiego zespołu.
JEDENASTKA KOLEJKI: Kaczmarek - Frączczak, Horvath, Rzeźniczak, Straus - Luis Carlos, Gajos, Stjepanović, Vrdoljak, Podgórski - Piech
ZAWODNIK KOLEJKI: Csaba Horvath
NIEUDACZNIK KOLEJKI: Manuel Arboleda
MECZ KOLEJKI: Legia Warszawa - Górnik Zabrze 2:1
BRAMKA KOLEJKI: Michał Chrapek w meczu Cracovia - Wisła Kraków (1:1) - zobacz TUTAJ
WYNIKI:
Podbeskidzie Bielsko-Biała - Jagiellonia Białystok 0:1 (Plizga 44.)
Piast Gliwice - Widzew Łódź 3:0 (Horvath 19., 58., Ruben Jurado 25.)
Lech Poznań - Pogoń Szczecin 1:2 (Arboleda 31. - Frączczak 53., Robak 58.)
Lechia Gdańsk - Zawisza Bydgoszcz 1:1 (Grzelczak 24. - Luis Carlos 34.)
Cracovia - Wisła Kraków 1:1 (Nowak 74. - Chrapek 31.)
Zagłębie Lubin - Korona Kielce 2:0 (Piech 45., Cotra 82.)
Ruch Chorzów - Śląsk Wrocław 1:1 (Kuświk 62. - Hołota 59.)
Legia Warszawa - Górnik Zabrze 2:1 (Vrdoljak 34. (karny), Jodłowiec 86. - Madej 24.)