Legendy Premier League: Dennis Wise
2012-12-16 01:30:35; Aktualizacja: 11 lat temu Fot. Transfery.info
Chuligan, zabijaka, przestępca i brutal. Prawdziwy kapitan, jedyny piłkarz z jajami i zawsze nieustępliwy. Świr. Albo po prostu Dennis Wise.
Opinie na temat Dennisa Wise’a od zawsze były podzielone. Jedni go kochali, inni nienawidzili. Jednak w czasie jego kariery nie było w Anglii nikogo, kto byłby obojętny wobec filigranowego pomocnika. Wszystko zaczęło się dość prozaicznie. Urodzony 16 grudnia 1966 r. w Londynie „Wisey” od samego początku szalał za futbolówką. Ale czy mogło być inaczej, skoro przyszedł na świat w roku, kiedy Anglia została mistrzem świata?
Na dobry początek… koniec
Chociaż urodzony w Londynie Dennis próbował swoich sił w lokalnych drużynach, na poważnie zainteresował się nim dopiero Southampton. „To było dla mnie wielkie wyróżnienie. Moi rodzice byli ze mnie bardzo dumni. Ja sam powiedziałem sobie: no, stary, teraz w końcu zaczynasz poważne życie piłkarza. Nie możesz odpuścić. Po prostu nie mogłem tego schrzanić.” – napisał Wise w swojej autobiografii. Dla młodego piłkarza angaż do młodzieżowej drużyny ekipy z St Mary’s Stadium (obecnie The Dell) to mogła być życiowa szansa. „Wcześniej nie bardzo wierzono, że się nadaję. Byłem niski, drobny. Dopiero jeden ze skautów coś we mnie zobaczył” - wspomina po latach piłkarz. Początki były jednak bardzo trudne. Tęsknota za rodziną była ogromna, jednak z czasem Wise’owi szło coraz lepiej. W 1984 r., sezon po tym jak dołączył do „Świętych”, młody piłkarz dostał szansę trenowania z pierwszym zespołem. To właśnie wtedy w mieście gruchnęła wieść, że w lokalnej drużynie jest chłopak, który już niebawem może być przyszłością Southampton. Jednak nikt nie wiedział wtedy, że ten żółtodziób wyleci z hukiem z klubu, nim zdąży zadebiutować w lidze.
„Wiedziałem, że mam szansę. Ktoś dał mi cynk, że niebawem zostanę poproszony na rozmowę w sprawie kontraktu. Szło mi dobrze, świetnie się czułem przy St Mary’s. Czego chcieć więcej? Wtedy ktoś mi powiedział, żebym nie zgadzał się na pierwszą propozycję, tylko zasugerował, że chcę więcej. To ponoć było normalne w dorosłej piłce” - opisuje całą sytuację na kartach swojej autobiografii „Wisey”. Niestety, pomocnik miał fatalnego doradcę, bo od razu usłyszał w krótkich, żołnierskich słowach, że w „Saints” jest skończony.
Wise wrócił do rodzinnego domu z opinią „cholernego, pyszałkowatego gówniarza”, któremu na dodatek poprzewracało się w głowie. Sam piłkarz czuł się z tym fatalnie. „Byłem w depresji. Moja przygoda z piłką skończyła się, nim się tak naprawdę zaczęła. Kiedy stanąłem w drzwiach domu moich rodziców… Zupełnie jakby ktoś dał mi w mordę”. Nie da się lepiej tego ująć.
Z początku nikt nie chciał dać szansy Wise’owi. Po kilku miesiącach szukania klubu, wreszcie piłkarz zakotwiczył w Wimbledonie, który grał wtedy w Second Division (odpowiednik dzisiejszej Championship). Początki były trudne. „Bardzo chciałem. Harry (Dave Basset, ówczesny szkoleniowiec Wimbledonu) uwierzył we mnie, a ja chciałem jak najszybciej mu się odwdzięczyć. Chyba aż za bardzo, bo wylądowałem w Szwecji na wypożyczeniu” - mówi sam zainteresowany. Z początku nie mógł się odnaleźć w ekipie z południowo-zachodniego Londynu, jednak pobyt w Grebbestads IF znacznie poprawił pozycję pomocnika w klubie.
-Nie było wątpliwości. Przez dwa miesiące zagrał tam 10 spotkań, miał 6 asyst i strzelił 5 goli. To było mu potrzebne, a my potrzebowaliśmy Dennisa w dobrej formie. Widać było, że ma charyzmę. Chciał tak bardzo, że zrobiłby wszystko, żeby tylko grać i wygrywać. Ktoś taki doskonale pasował do mojej układanki - wspomina Wise’a Dave Basset.
Crazy Gang
Po powrocie ze Szwecji Wise szybko wpasował się do drużyny i wywalczył z nią awans do First Division (odpowiednik dzisiejszej Premier League). Właśnie wtedy w Wimbledonie zrodził się tzw. „Crazy Gang”, czyli grupa szalonych boiskowych zabijaków i żartownisiów, których bały się największe gwiazdy i wszyscy trenerzy. - Nigdy nie wiedziałeś, co te świry wymyślą – opisuje Mark Hughes, legendarny piłkarz i były szkoleniowiec m.in. Manchesteru city i Queens Park Rogers. W skład Gangu wchodzili: Lawrie Sanchez, Vinnie Jones, John Fashanu i właśnie Dennis Wise. I chociaż Wimbledon miał wtedy opinię „wieśniaków, debili i boiskowych niedojdów”, jak opisuje w autobiografii Wise, to klub szybko stał się postrachem całej ligi. Agresywna obrona, nieustępliwość i walka do samego końca – tak wtedy grał Wimbledon, a jedną z jego gwiazd był „odzyskany dla futbolu” Dennis, który dowodził linią pomocy.
Apogeum złotej ery Wimbledonu był finał Pucharu Anglii w 1988 r. Dla ekipy „The Dons” już sam finał był sporym sukcesem. Ich rywalem był słynny i naszpikowany gwiazdami Liverpool z Alanem Hansenem i Johnem Barnesem na czele. Na Wimbledon nikt nie stawiał, jednak samym zawodnikom to w ogóle nie przeszkadzało. „Mieliśmy po prostu dobrą zabawę” - opowiada po latach Wise.
Jednak na legendarnym Wembley żarty się skończyły. I stał się cud. Crazy Gang pokonał gwiazdy z „The Reds” i dokonał największego wyczynu w historii klubu. Podanie Dennisa, gol Lawrie’ego Sancheza i karny obroniony przez Dave’a Beasanta zmieniły życia wszystkich.
Kapitan
Po tym sukcesie o Wise’a zaczęły walczyć różne kluby. - Sam chciałem odejść. Nie chciałem zostawiać chłopaków, ale pojawiło się tyle możliwości. Chciałem iść dalej, a pieniądze z mojej sprzedaży i tak przydałyby się klubowi. – wspomina sam zainteresowany. Na transfer Wise musiał jednak poczekać do 1990 r., kiedy to Wimbledon zaakceptował ofertę z Chelsea w wysokości 1.6 miliona funtów, co stanowiło ówczesny klubowy rekord. Wise z miejsca stał się ważną postacią w ekipie ze Stamford Bridge, gdzie spędził piękne 11 lat. „To nie jest kwestia pracy. To kwestia miłości, bo Chelsea ma się w sercu” – napisał Wise w swojej autobiografii. Rzeczywiście, piłkarz wielokrotnie manifestował swoją miłość do klubu, mimo, że nie zawsze był w nim mile widziany. Powszechne znane są utarczki Wise’a z Glennem Hoddle’em, choć sam piłkarz nie żywi nie niego po latach urazy. „Czasami był ostry. Nawet jeśli za ostry, to miał swoje zdanie. Po prostu. Ale jechaliśmy na jednym wózku i to było najważniejsze.” Wszystko z powodu incydentu, jaki miał miejsce w 1995. Wise wszczął bójkę z jednym z londyńskich taksówkarzy, za co został skazany na trzy miesiące pozbawienia więzienia. Co prawda, w ramach apelacji wyrok został zawieszony (dopatrzono się wielu nieścisłości w zeznaniach taksówkarza). „To był 13 marca 1995. Najgorsza godzina i pięćdziesiąt minut w moim życiu, kiedy myślałem, że pójdę do więzienia. To zdecydowanie zmieniło moje podejście do życia codziennego” – tak opisuje tamto zdarzenie Wise w swojej autobiografii. Piłkarz przestraszył się nie na żarty, co więcej, został do czasu wyjaśnienia sprawy usunięty ze składu Chelsea, stracił opaskę kapitańską i miejsce w reprezentacji. Stracił wszystko, na co tak ciężko pracował od momentu przyjścia do Chelsea.
I choć Wise dość szybko się pozbierał po incydencie z taksówkarzem, nie był to jego jedyny wybryk. W kwietniu 1999 w meczu Pucharu Zdobywców Pucharów Anglik rzekomo ugryzł obrońcę Realu Mallorca, Marcelino Elenę. Zarzut odrzucono, jednak niepokorny pomocnik i tak nie mógł zaliczyć tego sezonu do udanych – z powodu różnych zawieszeń (żółte i czerwone kartki) musiał pauzować łącznie w 15 spotkaniach. Wtedy to Sir Alex Ferguson powiedział o nim: - Ten chłopak to wariat, może wywołać bojkę nawet w pustym domu!
Jednak oprócz skandali, Dennis Wise to przede wszystkim prawdziwa legenda „The Blues” i ich wieloletni kapitan. W latach 1990-2001 „Wisey” rozegrał 445 spotkań w niebieskiej koszulce i strzelił 76 bramek, często będąc jedynym Anglikiem na boisku w drużynie „Niebieskich”. To właśnie dzięki ogromnemu wpływowi na kolegów z zespołu i umiejętności integrowania wielokulturowej szatni, Wise został okrzyknięty prawdziwym sercem Chelsea. – On nigdy nie odpuszcza i zawsze daje nam kopa do działania. U niego nie ma podziałów. Jesteśmy jednością. – tak opisywał kolegę z zespołu Marcel Desailly. Z londyńczykami Wise wygrał dwukrotnie Puchar Anglii (1997, 2000), Puchar Ligi (1998), Puchar Zdobywców Pucharów (1998), Superpuchar Europy (1998) i doprowadził klub do ćwierćfinału LM w sezonie 1999/2000. Te sukcesy czynią go, obok Johna Terry’ego, najbardziej utytułowanym kapitanem w historii Chelsea. Dio historii przejdzie m.in. jego bramka strzelona Milanowi na San Siro w 1999, o której kibice do tej pory śpiewają mniej lub bardziej niecenzuralne piosenki.
Na nowej drodze
W 2001 r. Dennis Wise opuścił Londyn i przeniósł się do Leicesteru, jednak długo nie zagrzał tam miejsca, ponieważ klub zawiesił go za złamanie nosa i szczęki klubowemu koledze, Callumowi Davidsonowi. Wise odwoływał się od decyzji klubu, procesował się z nim, jednak przegrał. W 2002 przeniósł się do Milwall i przy najbliższej okazji podziękował byłemu klubowi strzelając mu bramkę. Już rok później został grającym managerem klubu i doprowadził go pierwszego w historii finału Pucharu Anglii. Tam co prawda lepszy okazał się Manchester United (porażka 3:0), ale Milwall zadebiutował dzięki temu w europejskich pucharach. Dalej Wise’owi nie wiodło się tak dobrze i rozstał się z klubem z przyczyn „różnic światopoglądowych odnośnie budowania drużyny”, jak to wyjaśniał.
W 2005 r. powrócił na krótko do Southampton, jednak ponownie klub ten nie był dla niego szczęśliwy. Później zaliczył jeszcze kilka spotkań w Coventry, po czym w 2006 r. zakończył karierę.
I chociaż Dennis Wise pozostanie w pamięci kibiców głównie jako piłkarz klubowy, należy pamiętać, że w kadrze Anglii w latach 1991-2001 rozegrał 21 spotkań i strzelił 1 bramkę. Co prawda nie odegrał w niej znaczącej roli, jednak na nieudanym dla Anglików EURO 2000 był obok Davida Beckhama, Michaela Owena i Steve’a McManamana najlepszym w ekipie Synów Albionu. Być może gdyby nie incydent z taksówkarzem, po którym Wise stracił miejsce w kadrze, występów w drużynie narodowej byłoby znacznie więcej.
Życie po…
Po zakończeniu kariery Dennis Wise również nie daje o sobie zapomnieć. Najpierw z pomocą dawnego kolegi z boiska, Urugwajczyka Gusa Poyeta, prowadził Swindon Town, by szybko przenieść się do Leeds United. Tam zaczął zaczął być doceniany jako trener. Zmienił oblicze drużyny, pojawiły się pierwsze zwycięstwa, wszystko układało się coraz lepiej. Problemy zaczęły się w październiku 2007, kiedy Poyet opuścił Leeds i został asystentem Juande Ramosa w Tottenhamie. Niedługo później nieoczekiwanie sam Wise opuścił klub i przeniósł się do Newcastle United, gdzie został dyrektorem wykonawczym. Miał zajmować się transferami, skautingiem i stworzeniem profesjonalnej akademii. I tutaj znów wzbudził kontrowersje. Szybko popadł w konflikt z kibicami i włodarzami klubu. Zawodnicy, których polecił klubowi w ogóle się nie sprawdzili, a winą za to obwiniono właśnie Wise’a. Doszło nawet do tego, że Kevin Keegan oskarżył byłego pomocnika Chelsea o kupowanie piłkarzy, których widział tylko i wyłącznie za pośrednictwem Youtube’a. Oliwy do ognia dodała pogłoska, jakoby tuż przed śmiercią sir Bobby Robson powiedział, że wielu ludzi zrobiło wiele złego Newcastle i on im wybacza. Wszystkim, ale nie Wise’owi. To bardzo zabolało byłego członka Crazy Gangu.- To załamało mnie i moje pojmowanie futbolu. – przyznał w wywiadzie. Jeszcze nie tak dawno Dennis Wise udzielał się w organizacjach wspomagających Chelsea, jednak od jakiegoś czasu udziela się tylko jako ekspert telewizyjny. Czy za jakiś czas znowu powróci do futbolu? Choć odpowiedzi nie zna nikt, jedno jest pewne – Dennis Wise na pewno znowu wzbudzi wiele kontrowersji.
ADAM FLAMMA