PNA 2012 za dwa dni: O mistrzostwach słów kilka

2012-01-19 10:57:48; Aktualizacja: 12 lat temu
PNA 2012 za dwa dni: O mistrzostwach słów kilka Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Tegoroczny Puchar Narodów Afryki będzie z wielu względów wyjątkowy. Na imprezie zabraknie trzech faworytów: Nigerii, Kamerunu i Egiptu. Po raz drugi odbędzie się też na terenie dwóch krajów. Krajów, nawet jak na Afrykę, egzotycznych piłkarsk

Gabon i Gwinea Równikowa to dwa kraje nietknięte ostatnimi czasy przez wojny. A jednak to dwa różniące się pod wieloma względami państwa. Gabon to kierunek bardziej biznesowy. Gwinea Równikowa natomiast to kraj plasujący się bardzo daleko w rankingach, jeżeli chodzi o rozwój gospodarki (początek drugiej setki).

Ale dość o otoczeniu, bo to nie ono odgrywać będzie kluczową rolę. To piłkarze, którzy w dużej mierze zostali swoim europejskim (i nie tylko) pracodawcom wyrwani w środku sezonu mają zapewnić nam jak najwyższy poziom emocji. A te już przed turniejem były podgrzane przez kilka arcyciekawych kwestii.

Syn marnotrawny

Do kadry Mali wraca Seydou Keita. Drugi najlepszy piłkarz Afryki 2011 roku zażegnał konflikt z krajową federacją i od razu został mianowany kapitanem przez trenera, Alaina Giresse. Wcześniej przez prawie dwa lata nie grał dla narodowego zespołu po tym, jak drużyna prowadzona przez Stephena Keshiego odpadła z Pucharu Narodów Afryki już po fazie grupowej. Zawodnik Barcelony twierdził, że nie czuł się liderem w zespole.

Mali ma zresztą podobny problem już od kilku lat. Natłok gwiazd afrykańskiej piłki sprawia, że ci najlepsi chcą sami wygrywać mecze. Popisy indywidualne nie przekładają się jednak na wyniki. W tym roku ma jednak być inaczej. Poza wspomnianym Keitą w kadrze nie ma Sissoko, Kanoute czy Mahamadou Diarry. Keita dostanie więc szansę liderowania Malijczykom, a pozostali będą mieli szansę stworzyć wokół pomocnika Barcy monolit, który ciężko będzie skruszyć.

Farbowany lis

Głośnym echem odbiła się także w Afryce sprawa naturalizacji Nando Rafaela. Piłkarz, który w wieku 8 lat nielegalnie wyemigrował do Holandii, by później grać w Niemczech otrzymał powołanie do reprezentacji Angoli na nadchodzące mistrzostwa. Co prawda "podkradanie" zawodników innym reprezentacjom (Rafael grał w młodzieżówce Niemiec) to nic nowego, to jednak ta sprawa jest pewnego rodzaju innowacją. Zwykle bowiem to europejskie reprezentacje naturalizują piłkarzy z Ameryki Południowej czy Afryki. Nando Rafael uznał jednak, że u naszych zachodnich sąsiadów nie ma szans się przebić, a w Angoli będzie gwiazdą.

O Angoli było zresztą głośno jeszcze z jednego powodu, niezwiązanego z reprezentacją. Otóż kilka dni temu zespół z tego kraju, Kabuscorp S.C. zasilił Brazylijczyk Rivaldo. Na pewno sukces w zbliżającym się czempionacie połączony z posiadaniem gwiazdy z najwyższej półki (co prawda 39-letniej i gasnącej, ale na początek dobre i to) w rodzimej lidze przyczyniłoby się do sporego wzrostu zainteresowania angolańską piłką. Obecnie bowiem liga Angoli to kompletne futbolowe peryferia.

Dodatkowa motywacja

Stwierdzenie, że mecz otwarcia zapowiada się arcyciekawie to wcale nie ironia czy uwłaczanie uczestnikom. Naprzeciw siebie staną bowiem Gwinea Równikowa i Libia. Może i piłkarsko te kraje nie są z najwyższej półki na Czarnym Lądzie, ale motywacji w obu ekipach na pewno nie zabraknie.

Libijczycy będą grać dla swoich rodaków, którzy po ostatnich wydarzeniach u szczytów władzy chcieliby móc spontanicznie i radośnie wyjść na ulice. W grupie A poza zasięgiem "Zielonych" wydaje się być tylko Senegal. Zambia, a przede wszystkim Gwinea Równikowa są do ogrania, a to może być kluczem do awansu do ćwierćfinału. Ten zaś byłby niewątpliwie dla zespołu Branko Smiljanicia ogromnym sukcesem.

Ale gospodarze broni na pewno nie złożą. Choć przeciętny kibic poza nazwiskami Javier Balboa, Roberto Bodipo i Ivan Bolado nikogo z pozostałych "Nzalang Nacional" raczej kojarzyć nie będzie, to motywacji nie powinno im zabraknąć. Nie powinno, a wręcz nie może. Zespół ma bowiem dostać do podziału milion dolarów amerykańskich za pokonanie w meczu otwarcia Libii. Ten fakt pokazuje, jak bardzo ludziom w Gwinei Równikowej zależy na sukcesie w nadchodzącym turnieju.

A u faworytów...

Wobec nieobecności Nigerii, Kamerunu i obrońców tytułu - Egiptu, na murowanych faworytów wyrastają przede wszystkim: Wybrzeże Kości Słoniowej, Senegal oraz Ghana. Eksperci wskazują przede wszystkim na popularne "Czarne Gwiazdy" jako na głównych pretendentów do tytułu. Zgranie, determinacja i głodny sukcesów skład mają być największymi atutami Ghany. Cóż się jednak dziwić. Piłkarze przewidywanej podstawowej jedenastki "Black Stars" to zawodnicy bardzo wysoko cenieni w Europie.

Jeżeli zaś chodzi o Wybrzeże Kości Słoniowej, to kluczowa tutaj może być postać Didiera Drogby. Niemal na pewno będzie to ostatni turniej "Didiego", na który poleci z Londynu. Iworyjski czołg młodszy już nie będzie, a wobec absencji Samuela Eto'o staje się on głównym kandydatem do korony króla strzelców. Na korzyść występów Drogby w mistrzostwach Afryki przemawia fakt, że kolejny czempionat już za rok. Do tej pory lider "Słoni" raczej nie powinien znacznie spuścić z tonu. Dlaczego jednak czekać cały rok, skoro można poprowadzić kolegów z drużyny do triumfu już teraz. Szczególnie, że w ich szeregach znajduje się najlepszy afrykański piłkarz minionego roku, Yaya Toure.

Popisy strzeleckie Drogby przyćmić może jednak zespół Senegalu. Tak potężnej linii ataku ten zespół nie miał chyba nigdy. Moussa Sow wygrał klasyfikację snajperów we Francji w zeszłym sezonie, Mamdou Niang to najlepszy strzelec Ligue 1 sprzed dwóch lat, Demba Ba to postać numer jeden w Newcastle (15 goli w 18 meczach), a jego (od niedawna) klubowy kolega, Pappis Cisse to król strzelców Bundesligi z ubiegłego sezonu. Jeśli w parze ze skutecznością będzie szła gra defensywna, a pomocnicy będą obsługiwać swoich strzelców wyborowych dokładnymi podaniami, to Senegal może zajść bardzo wysoko.

I choć spekulować można bez końca, to wszystko – jak to w piłce bywa – zweryfikuje boisko. Boisko, dookoła którego zasiądą uśmiechnięci od ucha do ucha kibice. Uzbrojeni w vuvuzele i bębny. Czarodzieje, pasjonaci piłki, ale też ci, którzy przychodzą na stadion pośpiewać w rytm gorącej afrykańskiej muzyki. Puchar Narodów Afryki ma bowiem – poza stricte piłkarskimi walorami – ten niebywały koloryt, który sprawia, że oglądanie meczów sprawia naprawdę wielką przyjemność.


Szymon Podstufka