Urugwaj 2.0

2017-11-10 15:07:49; Aktualizacja: 7 lat temu
Urugwaj 2.0 Fot. Transfery.info
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Nie ma takiej rzeczy, której nie zmieniłby czas.

O dziwo, dotyczy to nawet reprezentacji Urugwaju, choć do niedawna niektórych jej piłkarzy można byłoby posądzić o stosowanie dopingu w postaci kodów na nieśmiertelność. Kadra była jak zabetonowana. Była, bo w kilku ostatnich meczach Oscar Tabarez znacznie częściej zaczął sięgać po utalentowaną młodzież.

Długo apelowano do „El Maestro” – co robili kibice oraz dziennikarze – o to, by jakkolwiek odmienił zespół. W przypadku prowadzonej przez niego reprezentacji mieliśmy do czynienia z „miłością z przyzwyczajenia” do poszczególnych zawodników. Część, na przykład Lodeiro, Cebolla albo Alvaro Pereira, grała w niej głównie za zasługi, bo na pewno nie za formę sportową. Lata mijały, a wiodącymi postaciami w ekipie pozostawali ci sami piłkarze. Średni wiek wyjściowej jedenastki „La Celeste”, która występowała podczas Copa America Centenario, wahał się od 28,5 do 29,3 lat. A i tak był to wynik mocno zaniżany przez Jose Gimeneza czy Gastona Silvę, którzy wówczas mieli odpowiednio 21 i 22 wiosny na karku. 

2017 roku jeszcze nie można uznać za przełomowy, bo Tabarez zdecydowanie bardziej woli ewolucję od rewolucji, co zresztą jest zrozumiałe. Rosyjski mundial, do którego „Los Charruas” zakwalifikowali się bez większych problemów, odbędzie się za nieco ponad pół roku, więc to całkiem naturalne, iż szkoleniowiec nie chce zdestabilizować drużyny. Natomiast ulepszyć ją – dodać jej wigoru, entuzjazmu, młodzieńczego polotu – już jak najbardziej.

Twarzą nowego rozdania w reprezentacji został niejaki Federico Valverde. Pomocnik, do niedawna wonderkid rodem z Football Managera, bo jeszcze nieco ponad rok temu kopał piłkę na urugwajskich kartofliskach w barwach Penarolu. Niełatwo było obejrzeć go na żywo, no chyba że w młodzieżówkach, z których został wręcz wyrwany. Nadal bowiem mógłby występować w kadrze U-19, ale „El Maestro” zafundował mu przyspieszoną piłkarską maturę – zagrał w 3 ostatnich spotkaniach Urugwaju w eliminacjach do mundialu, spędził w nich 229 minut na murawie i nie były to występy anonimowe. Jak na chłopaka z rocznika 1998 wypadł bardzo dojrzale, bo odpowiedzialnie rozgrywał akcje, wygrywał dryblingi, a w debiucie przeciwko Paragwajowi strzelił gola, który bardzo pomógł drużynie odnieść zwycięstwo. Nic dziwnego, że jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności Real Madryt przyklepał jego transfer.

Postawienie na Valverde to też ukłon trenera Urugwaju ku wszystkim sceptykom narzekającym na styl gry tej ekipy. Tabarez zawsze dążył do tego, by prowadzona przez niego reprezentacja była skuteczna głównie w defensywie. Piłka może przejść, zawodnik nie? „El Maestro” najchętniej nie przepuszczałby przez nią nawet promieni roentgena! Przez lata dwójkę środkowych pomocników w ustawieniu 4-4-2 niemal zawsze stanowili zawodnicy defensywni, co sprawiało, iż przyjemniejsze oraz ciekawsze niż oglądanie gry „La Celeste” było przyglądanie się jak rośnie trawa lub schnie farba.

Tym bardziej należy docenić, iż szkoleniowiec Urugwajczyków wreszcie wymienił chodzące buldożery na kreatywnych budowniczych. Obok Valverde pewny plac ma Matias Vecino, rozgrywający Interu Mediolan, a także kolejny świeży rekrut, Nahitan Nandez. On co prawda nieco przypomina Javiera Mascherano, bo czyścić potrafi lepiej niż vizir, ale z drugiej strony nazwanie go przecinakiem byłoby sporym nietaktem. Znacznie bardziej pasuje określenie „pracuś” – pomocnik Boca Juniors biega jakby miał ADHD (w pozytywnym tych słów znaczeniu), co czyni z niego cennego box-to-boxa. Co ciekawe Tabarez korzysta z niego nieco inaczej, ponieważ często wystawia go na prawej flance. To manewr podobny do tego, który w Valencii, a wcześniej w Villarrealu stosował Marcelino, a także Diego Simeone w Atletico.

Ten nieco odmieniony Urugwaj mogliśmy oglądać już w kilku ostatnich meczach eliminacji do mistrzostw świata w Rosji, ale najbardziej przemeblowany, a zarazem efektowny podczas pojedynku z Boliwią. Wówczas „El Maestro” dosłownie zaszalał, bo w wyjściowej jedenastce do boju posłał właśnie wyżej wymienionych Valverde i Vecino, a także Rodrigo Bentancura, 20-letniego rozgrywającego Juventusu oraz Giorgiana de Arrascaetę, ofensywnego pomocnika z Cruzeiro. 

Okazało się, że „Los Charruas” potrafią grać w piłkę trzymając ją przy nogach równie dobrze, co niegdyś bez niej. Oczywiście nadal bazowali na szybkości wyprowadzanych ataków, ale starali się zaskakiwać rywali sposobem rozprowadzania akcji – próbowali akcji trójkowych, prostopadłych podań, wdawali się w pojedynki indywidualne, które nie polegały tylko na wykorzystaniu  dynamiki. Dodatkowo w meczu z „La Verde” podopieczni Tabareza posiadali futbolówkę przez 56% czasu, chociaż ich ogólna średnia jest aż o 9% niższa. To pokazuje jak głębokie rezerwy tkwią w Urugwajczykach, szczególnie w pokoleniu dopiero wchodzącym do seniorskiego futbolu.

Czy w meczu z Polską „El Maestro” również zdecyduje się na takie odejście od wyznawanej jak dotąd filozofii? Nawet gdyby nie chciał, to i tak będzie musiał trochę poeksperymentować, ponieważ nie zagrają w nim Muslera oraz Luis Suarez, a niewykluczone są rotacje również na innych pozycjach. Piątkowe spotkanie powinno zatem być dla Urugwajczyków kolejnym krokiem w stopniowej ewolucji kadrowej. 

Tabarez tym razem powołał aż 9 zawodników w przedziale od 19 do 23 lat i większość zapewne będzie miała szansę pokazać się na Stadionie Narodowym. Na przykład Maxi Gomez, 21-letni napastnik Celty, który w tym sezonie La Ligi strzelił 6 goli w 10 meczach, ma zastąpić zmagającego się z urazem Luisa Suareza. – Jest silny, gra mądrze, piłka szuka go w polu karnym. Nie boi się starć z przeciwnikiem. Ma ten niezbędny piłkarski charakter – tak o Maxim mówił Ricardo Merino, jego były trener. Na występ ostrzą sobie zęby także wyżej opisywani Valverde, Bentancur, Nandez, de Arrascaeta, a także Mauricio Lemos, który może wskoczyć w miejsce Godina.

Już teraz lista młodych urugwajskich talentów robi wrażenie, a w sekcji U-20 czekają kolejni. To niemal pewne, że Tabarez prędzej czy później spotka się z kłopotem bogactwa, a wielu innych będzie mu zazdrościło. Ba, to chyba już się dzieje, ponieważ swojego miejsca w seniorskiej kadrze nie może znaleźć Lucas Torreira, kolejny utalentowany pomocnik, filar Sampdorii i… pechowiec. Trudno mu będzie się przebić biorąc pod uwagę sam fakt jak dużą ma konkurencję. Jego notowań nie poprawia też to, że nie grał w urugwajskich młodzieżówkach, a zatem jest piłkarzem „spoza systemu”. To ważne, ponieważ „El Maestro” blisko współpracuje z Fernando Coito, szkoleniowcem reprezentacji U-20 i czerpie głównie z jego wychowanków. Skoro jednak Maxi Gomez znalazł się w seniorskiej drużynie „Los Charruas”, to może i Torreira wkrótce się tego doczeka?

Pomijanie Lucasa zdaje się mieć drugie dno – „El Maestro” stara się minimalizować ryzyko. Wpuszczenie do zespołu większej liczby niedoświadczonych i niezgranych z resztą zawodników graczy odbiłoby się negatywnie na realizacji wypracowanych już wcześniej taktycznych schematów, a na tym punkcie szkoleniowiec ma obsesję. Chyba nikogo nie zdziwiłoby, gdyby organizował swoim podopiecznym kilkugodzinne sesje z samego przesuwania się po boisku…

Aby jednak w pełni wykorzystać potencjał piłkarzy, którymi obecnie dysponuje, Tabarez nie ma wyboru – musi iść na kompromis. Postawić na kreatywność i finezję, kosztem „licytacji na masę mięśniową, pojemność płuc i na to, czyj łokieć twardszy”, jak to zgrabnie ujął Paweł Wilkowicz. Tylu świetnie wyszkolonych technicznie i błyskotliwych graczy nie było w kadrze Urugwaju od czasów, których nie pamiętałby nawet Eduardo Galeano. Nadszedł czas szlifowania diamentów.

MARIUSZ BIELSKI
Więcej na ten temat: Mistrzostwa Świata Urugwaj MŚ 2018