1. CONMEBOL, czyli konfederacja piłkarska Ameryki Południowej, jest pod względem liczby zrzeszonych związków zdecydowanie najmniejsza na świecie. Liczy sobie dokładnie dziesięć reprezentacji - w kolejności alfabetycznej: Argentynę, Boliwię, Brazylię, Chile, Ekwador, Kolumbię, Paragwaj, Peru, Urugwaj, Wenezuelę. W związku z tym kadry nie walczą o awans do turnieju Copa América w kwalifikacjach, bo nie miałoby to większego sensu. Ich liczba jest wręcz na tyle mała, że trudno o zbudowanie interesującego dla współczesnego kibica turnieju tylko w lokalnym gronie.
Wcześniej próbowano tak różnych formuł jak:
a) jedna faza grupowa (do 1963 roku włącznie),
b) kwalifikacje i sześciozespołowa grupa w turnieju głównym (1967),
c) trzy grupy po trzy drużyny, awans triumfatorów grup, faza pucharowa od półfinałów, mistrz poprzedniej edycji automatycznie bierze udział w półfinale (do 1987 roku włącznie),
d) dwie fazy grupowe: najpierw dwie grupy po pięć drużyn, potem jedna czterozespołowa grupa,
e) obecny, wydaje się, że optymalny, format: trzy grupy po cztery zespoły, potem faza pucharowa od ćwierćfinałów dla dwóch najmocniejszych zespołów z każdej grupy i dwóch z trzecich miejsc.
2. Od 1993 roku do Copa América zapraszano zazwyczaj po dwóch przedstawicieli strefy CONCACAF, czyli państwa Ameryki Północnej i Środkowej - najczęściej Meksyk, ale też Stany Zjednoczone, Kostarykę, Kanadę i Jamajkę. W 1999 roku zrobiono wyjątek - Japonia została pierwszą reprezentacją spoza obu Ameryk, biorącą udział w turnieju.
3. Tegoroczna edycja jest pierwszą, w której zdecydowano się na zaproszenie dwóch kadr narodowych spoza obu Ameryk. Wynikało to z siły wyższej - turniej pokrywa się czasowo z Gold Cup, czyli mistrzostwami strefy CONCACAF.
4. Nieprzypadkowo sięgnięto po dwie konkretne kadry z Azji. Z jednej strony - Katar, czyli za pośrednictwem giganta lotniczego Qatar Airways, jednego z głównych sponsorów turnieju i całej CONMEBOL, z drugiej zaś - po reprezentację bardzo blisko związaną z gospodarzem, Brazylią, czyli Japonię (migracje między tymi państwami w całkiem niedalekiej historii należy liczyć przynajmniej w setkach tysięcy), z której koncerny, jak choćby Toyota, niegdyś wieloletni główny sponsor Copa Libertadores, czyli odpowiednika europejskiej Ligi Mistrzów, od dawna intensywnie inwestują w Ameryce Południowej.
Warto pamiętać, że w tym samym czasie o tytuł najlepszej drużyny kontynentu walczy się też w Afryce, więc ten kierunek również odpadł już w przedbiegach. Z kolei Copa América nie jest atrakcyjnym turniejem dla mocnych federacji europejskich - ich piłkarze odpoczywają wówczas po długim sezonie, biorą udział w młodzieżowym EURO czy też po prostu operują w innych realiach finansowych, aniżeli drużyny z Ameryki Południowej czy Azji. A zaproszenie średniaka z Europy mijałoby się z celem - tak sportowym, jak i komercyjnym.
Warto podkreślić że sam Katar, który budzi tyle kontrowersji wśród kibiców na całym świecie, gwarantuje też ambitne podejście do rywalizacji sportowej, nie tylko ściąga dodatkowe pieniądze (co oczywiste i nie ma sensu z tym dyskutować). Jest obecnie mistrzem Azji, przygotowuje się do mundialu w 2022 roku. Mundialu, na który najprawdopodobniej i tak zakwalifikowałby się, nawet gdyby nie pełnił roli gospodarza.