Bloody Hellas – beniaminek z Werony walczy o europejskie puchary

2013-12-23 18:40:37; Aktualizacja: 10 lat temu
Bloody Hellas – beniaminek z Werony walczy o europejskie puchary Fot. Transfery.info
Dawid Kurowski
Dawid Kurowski Źródło: Transfery.info

Nikt nie spodziewał się tak dobrej postawy Hellas Werona w obecnym sezonie Serie A. Beniaminek pokonał w niedzielę Lazio 4:1 i walczy o udział w europejskich pucharach.

Zespół Andrei Mandorliniego zajmuje szóste miejsce we włoskiej ekstraklasie i ma szansę na zakwalifikowanie się do gry w Lidze Europy. Dzięki świetnym transferom dokonanym przed sezonem drużyna z potencjalnej czerwonej latarni ligi stała się jedną z czołowych ekip Serie A.
 
Lata przeciętności
 
Hellas powrócił właśnie do najwyższej ligi po jedenastu latach tułaczki w Serie B i C1. Klimat na wielką piłkę w Weronie panuje od dawna. Fani z tego pięknego włoskiego miasta należą do jednych z najlepszych we Włoszech. Gdy zawodnicy „Gialloblu” występowali na poziomie trzeciej ligi, na ich mecze potrafiło przyjść nawet piętnaście tysięcy kibiców. Wyobrażacie sobie podobną sytuację na spotkaniach Warty Poznań, czy Rozwoju Katowice? 
 
To, co dzisiaj dzieje się w mieście Romea i Julii, przypomina sytuację z sezonu 1984/85. W połowie lat osiemdziesiątych włoski średniak, jakim bez wątpienia był Hellas, mimo sprowadzenia Diego Maradony przez Napoli, Karla-Heinza Rummennige przez Inter i dominacji Juventusu Trapatonniego, potrafił zdobyć „scudetto”.
 
Andrea Mandorlini
 
Gdy Hellas sięgał po swoje pierwsze i jedyne mistrzostwo, Mandorlini musiał być niezwykle wściekły. Wówczas, świetny obrońca Interu Mediolan, rozgrywał swój pierwszy sezon w barwach „Nerazzurrich”. Jego zespół na końcu rozgrywek uplasował się dopiero na trzecim miejscu. Nie da się ukryć, że ówczesny mistrz kraju musiał wywrzeć na nim piętno. Obecny szkoleniowiec niegdysiejszego rywala próbuje obecnie nauczyć swoich piłkarzy grać tak, jak ich koledzy prawie trzydzieści lat temu. 
 
Trzeba mu oddać, że przełożenie stylu dawnych mistrzów na współczesne realia wychodzi mu całkiem dobrze.  Beniaminek nie zanotował na starcie serii czternastu spotkań bez porażki, a właśnie taką passę miała drużyna mistrzowska zespołu z Werony, ale nie są przecież aktualnie stałym bywalcem Serie A tak, jak w latach osiemdziesiątych. Biorąc pod uwagę, że to ich pierwszy od jedenastu lat sezon w elicie, to radzą sobie naprawdę dobrze. Miejsce, w którym znajduje się zespół z Werony, zawdzięcza głównie Mandorliniemu. 
 
W 2010 roku menadżer objął drużynę występującą na poziomie trzeciej ligi i zdołał w ciągu trzech sezonów wprowadzić klub do najwyższej ligi włoskiej. Mogło to trwać nawet krócej, ale w swoim pierwszym sezonie po awansie do Serie B, Hellas przegrało w barażach mecz półfinałowy z Varese.
 
Jedyną skazą na płótnie malowanym przez Mandorliniego są przegrane „Derby della Scala”, tak w swoim regionie kibice określają mecz odwiecznych rywali, czyli Hellas z Chievo. Rozczarowanie było jeszcze większe ze względu na pozycję, na których znajdowały się obie drużyny.  Bohater naszego artykułu zajmował wówczas szóste miejsce, a przeciwnik zza miedzy okupował ostatnie miejsce w tabeli. Trzeci taki pojedynek na poziomie Serie A był rozczarowujący dla kibiców z Curva Sud.
 
Andrea Mandorlini
 
Skąd nagłe sukcesy?
 
W styczniu 2009 roku klub był na skraju bankructwa. Od dłuższego czasu brakowało funduszy, wtedy pojawił się Giovanni Martinelli. Biznesmen, posiadający kilka firm, specjalizujących się głównie w produkcji tkanin i handlu nieruchomościami, zapewnił stabilizację finansową i wypłacił zaległości. Z jego decyzji w zespole został zatrudniony Andrea Mandorlini. Marzeniem włoskiego przedsiębiorcy było podniesienie jego ukochanego klubu z kolan. W tym celu poświęcił nie tylko wiele funduszy, ale i zdrowia. Zmarł piętnastego października 2013 roku po wieloletnich zmaganiach z chorobą.
 
Jak mówią ludzie z Werony, był postacią pokorną i wielkoduszną, miał ogromne serce. Był prezydentem, który dał nadzieję wielu kibicom. Wypełnił swoją ostatnią misję i zdołał przed śmiercią zobaczyć Hellas w Serie A. Przygotowywał się do tego momentu od dłuższego czasu, już w 2012 roku przekazał osiemdziesiąt procent udziałów wiceprezydentowi Bolonii, Maurizio Settemu, który natychmiast zrezygnował z obejmowanej funkcji i objął stery w ówczesnym klubie Serie B. W marcu 2013 roku, Setti odkupił pozostałe dwadzieścia procent akcji.
 
Obecny właściciel Hellas to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Cechuje go romantyczne podejście, właściwe dla klubu z miasta Romeo i Julii. Zaraz po tym, jak zostawił Bolonię, powiedział: „Nie podoba mi się pomysł mieszania sportu z biznesem. Piłka nożna ma bardziej romantyczny wydźwięk”. Właściciel Antress Spa, jednego z czołowych graczy na rynku włoskiej mody, notuje roczne przychody na poziomie osiemdziesięciu milionów euro.
 
Uno, Due, Tre, Quattro? – Świetne transfery
 
Zakupy Hellas są kluczowym elementem w ich rozwoju. Nie jest to klub, który szkoli własnych piłkarzy dziesiątkami, nie zawsze mogą sobie pozwolić na drogie transakcje. Radzą sobie odkupując zawodników niechcianych lub wypożyczając ich. W obecnym sezonie, w swojej kadrze mają aż ośmiu wypożyczonych zawodników, jednak większość z nich ma zawarte klauzule transferu definitywnego. Sukces tkwi również w bogatej kadrze. Mandorlini może wystawiać na zmianę dwie różne i równorzędne jedenastki. 
 
Uno. Kluczowe jest nazwisko Juana Manuela Iturbe. Dwudziestolatek był niegdyś ochrzczony „nowym Messim” i w pewnym momencie stało się to jego przekleństwem. Sprowadzony do Porto z Quilmes, miał ruszyć na podbój lig europejskich. Kaliber tego gracza można porównać do Juana Quintero, również dwudziestolatka. Kolumbijczyk przebył drogę odwrotną do swojego rówieśnika. Najpierw miał przetarcie we Włoszech, w barwach Pescary, a dopiero później przeniósł się do Porto. Kariera Argentyńczyka potoczyła się inaczej, co nie znaczy, że gorzej. W Weronie zaczął prezentować się na miarę swojego talentu, a tego naprawdę mu nie brakuje. Już w lecie może zostać wykupiony za grosze, nawet tylko po to, by sprzedać go z zyskiem, co może być świetnym interesem. Zainteresowanie dwudziestolatkiem wyrażają między innymi: AS Roma i Liverpool FC.
 

Juan Manuel Iturbe w spotkaniu z Interem
 
 
Due. Jest coś w Serie A, co pozwala graczom około 35. roku życia strzelać bramkę za bramką. W Hellas gwarancją kolejnych trafień jest Luca Toni. Ile to już razy media kończyły za niego karierę, a on wciąż udowadnia swoją wielkość i to nie tylko tę fizyczną. Już w pierwszej kolejce obecnych rozgrywek dwukrotnie skierował piłkę do siatki, dając drużynie wygraną nad Milanem.
 
Tre. Z pewną rezerwą podchodziłem do sprowadzenia Alejandro Gonzaleza. Co by nie mówić, 25-letniego stopera z ligi urugwajskiej. Oczywiście nigdy nie powiedziałem, że to obrońca, który do Hellas się nie nadaje. Po prostu, „Gialloblu” znajdują się w miejscu, o które nikt by ich nie podejrzewał. Urugwajczyk nie zadebiutował jeszcze w barwach reprezentacji, jednak jest to tylko kwestią czasu.
 
Quattro. Romulo został wypożyczony do beniaminka Serie A z Fiorentiny. We Florencji nie dawano mu większych szans na grę, a w nowym zespole stał się kluczowym zawodnikiem. Często występuje na prawej obronie lub w środku pomocy. Dotychczas zanotował trzy trafienia i pięć asyst w szesnastu spotkaniach. Wcześniej, w barwach „Violi”, w trzydziestu meczach potrafił tylko dwa razy skierować piłkę do siatki i miał dwie asysty. Najważniejszy dla Brazylijczyka jest fakt, że może szybko udowodnić działaczom z miasta Dantego ich pomyłkę. Hellas znajduje się tylko cztery oczka za jego klubem macierzystym.
 
 

Jorginho - największa gwiazda Hellas Werona

 
Nie tylko jedno okienko
 
Nie jest oczywiście tak, że cały sukces zespołu opiera się na letnich transferach. Kręgosłup drużyny zbudowano dużo wcześniej. Juan Gómez przyszedł do zespołu już w 2008 roku z włoskiego Bellaria Igea Marina. W klubie ze Stadio Marc’Antonio Bentegodi jest niesłychanie ważnym elementem. Należy do trio odpowiedzialnego za ofensywę beniaminka Iturbe–Toni–Gómez.
 
No i oczywiście największa gwiazda zespołu – Jorginho. Wychowanek klubu z Werony w fantastycznym stylu zaadaptował się do warunków Serie A. Brazylijczyk z włoskim paszportem już teraz znalazł się na celowniku Liverpoolu, Evertonu, Arsenalu, Chelsea i pewnie wielu innych zespołów. Wartość 22-latka to przynajmniej dziesięć milionów funtów, co nie powinno odstraszyć potencjalnych kupców pomocnika. 
 
Nie wiemy, co prawda, jak długo Jorginho będzie zapewniał drużynie kolejne punkty. Nie wiemy, czy Hellas stać na coś więcej, niż dobre kilkanaście kolejek. Warto jednak oglądać ten zespół i mu kibicować, bo nieczęsto zdarzają się tak zwariowane sezony Serie A, kiedy Milan zamienia się rolami z beniaminkiem. Zespół z Werony dodaje włoskiej ekstraklasie trochę fantazji i bajkowości, którą miejmy nadzieję obejrzymy za rok w europejskich pucharach. Chcemy wierzyć, że przygoda „Gialloblu” z czołówką włoskiej elity nie skończy się tak, jak większość dramatów Szekspira, czyli nagłą śmiercią.
Więcej na ten temat: Włochy Hellas Verona Serie A