Ricardo Quaresma – jak feniks z popiołów?
2015-05-18 14:13:28; Aktualizacja: 9 lat temu Fot. Transfery.info
O jego upadku i zmarnowanym talencie pisały już chyba wszystkie piłkarskie magazyny w Europie. Ale to właśnie od dawna niespełniający oczekiwań Ricardo Quaresma mocno przybliżył FC Porto do półfinału Ligi Mistrzów.
To mogła, nie, to powinna być wspaniała i błyskotliwa kariera. Dziś powinien mieć blisko sto występów w kadrze, co najmniej dwadzieścia bramek, chociażby raz wygrać Champions League i osiągnąć coś z reprezentacją. No i z pewnością domowy kominek powinna zdobić jakaś indywidualna nagroda, może nawet Złota Piłka.
Na takie osiągnięcia Ricardo Quaresma potencjał miał z pewnością. Od samego początku błyszczał na treningach, zgrupowaniach. Pod wrażeniem jego techniki byli wszyscy skauci w Europie. Na szczęście trafił do akademii Sportingu Lizobna, jednej z najlepszych w Europie. Jako skrzydłowy w młodzieżowych drużynach RQ7 robił furorę. A za partnera miał przez dłuższy czas Cristiano Ronaldo.
– W pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawę, że być może mamy u siebie dwóch młokosów, którzy w perspektywie kilku lat zostaną najlepszymi piłkarzami na świecie. I obaj długo w Sportingu nie zostaną – wspomina László Bölöni, który wprowadzał Quaresmę i CR7 do drużyny seniorów Sportingu.
W drużynie ze stolicy Portugalii większe sukcesy odniósł właśnie Ricardo. Walnie przyczynił się do zdobycia mistrzostwa, pucharu oraz superpucharu kraju w 2002 roku. Niebawem wielki świat otworzył przed nim drzwi i młody Portugalczyk zjawił się na Camp Nou, tuż przed sezonem 2003-2004.
- Wydaje się, że był pozostawiony sam sobie. Barca to specyficzny klub, a kiedy jesteś młody i tyle kibiców ma wobec ciebie wielkie oczekiwania, może być ciężko poradzić sobie z tym – ocenia Manuel Rui Costa, legenda reprezentacji Portugalii.
FC Barcelona bardzo chciała, żeby to się udało. Choć wcześniej sparzyła się na Simão Sabrosie, który również za młodu próbował podbić stolicę Katalonii. Tym razem nadzieje były jeszcze większe.
– Wszyscy wkoło mówili o mnie, że będę drugim Figo, że pomogę wygrać Ligę Mistrzów – wspomina sam Quaresma.
Wszyscy wiedzą, jak skończyła się jego katalońska przygoda. Skrzydłowy wrócił do ojczyzny, przygarnęło go FC Porto, w którym rozegrał najlepsze cztery sezony w karierze i trzykrotnie został mistrzem kraju.
- Różnica jest taka, że w Portugalii są oczekiwania co do drużyny, nie konkretnych piłkarzy. A kluby i trenerzy chronią zawodników przez „wodą sodową” i pomagają skupiać się tylko na futbolu – wyjaśnia Vitor Baia, legenda Porto i reprezentacji Portugalii.
Coś faktycznie musi być na rzeczy, bo Ricardo Quaresma w rodzimej lidze gwiazdą był zawsze. Jak grał w kraju, popisywał się trickami, słynnymi rabonami i trivelami.
- Nie wszystko zawsze jest takie, jakie się wydaje. Płynie we mnie cygańska krew, a to w Portugalii trudny temat. Jak dzieje się coś złego, zawsze obwiniani są za to cyganie. Wielokrotnie spotkałem się z przejawami dyskryminacji na tym punkcie – opowiadał w wielu wywiadach Quaresma.
Rzeczywiście kwestia pochodzenia była mu wielokrotnie wypominana, również w portugalskiej prasie. Sam piłkarz angażuje się w pomoc romskim rodzinom i bardzo dba o tradycje, wiążące go z tą kulturą. Być może to właśnie korzeniom Quaresma zawdzięcza uparty charakter, który nie pozwolił mu się załamać. W Porto się odbudował, później miał zostać Księciem Mediolanu, a ponownie okazał się niewypałem.
– Nie wiem, jak ktoś mógł wierzyć, że to wyjdzie. Tacy zawodnicy jak Ricardo nie podbijają Serie A. Tam gra się siłowo, nie technicznie. Nawet Ronaldinho we Włoszech nie zagrał zbyt wielu dobrych spotkań – ocenił Dejan Stanković, były kolega Portugalczyka z Interu.
W Mediolanie skrzydłowego namaścił sam Luis Figo, który określił go mianem swojego następcy, ale zwracał także uwagę na inne niż piłkarskie walory zawodnika.
– On ma charakter, potrafi pracować dla drużyny. Zastąpi mnie i poprowadzi Inter do sukcesów. – przekonywał były pomocnik.
Efekt wszyscy znamy. Po połowie sezonu zawodnik wręcz uciekał do Chelsea. Słów krytyki nie szczędził mu również trener Interu, Jose Mourinho, określając RQ7 mianem wielkiego rozczarowania. W Londynie wcale nie było lepiej.
– Wtedy Ricardo wydawał się bardzo zagubiony. Anglia to nie liga dla niego, każdy to wiedział. Ale on liczył na Luisa Felipe Scolariego, który mu ufał i go lubił, prawie jak własnego syna. To jednak zbyt mało – wspomina Baia.
Nie jest tajemnicą, że Quaresmie w tym czasie nieco sława zaszumiała w głowie. Wtedy też stał się bohaterem portugalskich mediów, które zatrudniały socjologów i psychologów, by zrozumieć, co się z stało z tym zdolnym młodzieńcem.
Późniejszy transfer do Turcji okazał się strzałem w dziesiątkę, przynajmniej na początku. Beşiktaş był budowany pod Quaresmę. Zarabiał dużo, grał świetnie. W pierwszym sezonie 11 bramek, 18 asyst, nagroda dla najlepszego pomocnika i transferu w lidze. Drugi sezon minął pod znakiem kłótni z kolegami, zwłaszcza z weteranem Nihatem Kahvecim.
– Na boisku Quaresma grał bardzo egoistycznie. Kończyłem karierę, chciałem się nieco pobawić piłką, pomóc młodszym wejść do wielkiej piłki. On uważał się natomiast za pępek świata – ocenia Turek.
W końcu doszło do scysji z trenerem, Carlosem Carvalhalem. W ruch poszła butelka z wodą rzucona w trenera i w efekcie zawodnika najpierw zawieszono, przesunięto do rezerw, a później rozwiązano z nim kontrakt. Do tego doszło pobicie policjanta w sądzie, za co piłkarz trafił do więzienia. Tym samym potwierdził swój status enfant terrible portugalskiej piłki.
Dalsza historia to walka o powrót do piłki. Pobyt w Al Ahli również okazał się nieporozumieniem. Mówiono, że piłkarz pojechał tam dla pieniędzy, ale powód może być zupełnie inny.
– Po prostu nikt go nie chciał. Nie był potrzebny ani w Porto, ani w Benfice ani w Sportingu. A do innych klubów by przecież nie poszedł. Musiał swoje odczekać – uważa Rui Costa.
1 stycznia 2014 roku Ricardo Quaresma wrócił do FC Porto. Wrócił do klubu, którego kibice nigdy w niego nie zwątpili, dla nich zawsze był gwiazdą. Pięknym gestem ze strony klubu było podarowanie mu 7-ki na koszulce, ulubionego numeru piłkarza. Chociaż wciąż spotykał się z niechęcią kibiców z innych miast, głównie z powodu swojego pochodzenia, kibice Porto wspierali O Cigano, jak nazywają go dziennikarze. W przeciągu pół roku Quaresma zagrał w 24 spotkaniach, zdobył 10 bramek i zaliczył 9 asyst. Innymi słowy – spłacił kredyt zaufania.
Aktualny sezon również jest dla niego udany. Wrócił do kadry, gra regularnie, a na dodatek strzelił dwa gole Bayernowi. Tym samym pokazał całej piłkarskiej Europie – jestem, żyję i gram, nie skreślajcie mnie za wcześnie. Bo choć Quaresma ma już 32 lata, to w Porto może osiągnąć jeszcze dużo. A że w tym klubie gra mu się najlepiej – to już udowodnił. Czy zatem odrodził się jak feniks z popiołów? Zapytany przeze mnie kibic FC Porto prawdopodobnie najlepiej odpowiedział na to pytanie: Cygan nigdy piłkarsko nie umarł i dopóki gra w Porto, zawsze będzie groźny. Bo on jest nasz, choć niepokorny i denerwujący, czasami okazuje się prawdziwym geniuszem. Jest w tym dużo prawdy, bo jeśli Porto wyeliminowałoby Bayern, Quaresma na pewno zostałby jednym z największych bohaterów tego sezonu dla „Smoków”.
ADAM FLAMMA