TOP 10 najgorszych transferów w Primera Division w sezonie 2014/15
2015-06-11 21:11:05; Aktualizacja: 9 lat temuRozgrywki w Hiszpanii zakończyły się już prawie trzy tygodnie temu – nadszedł więc czas podsumowania transakcji dokonanych przez kluby z Primera Division.
Do tej pory pokusiliśmy się o wyróżnienie dziesięciunajgorszych transakcji na rynku angielskim. Nietrudno jest zgadnąć, że w tamtymrankingu królował nieobliczalny Mario Balotelli, który zamiast zbawić drużynęLiverpoolu, przysporzył jej tylko ogromnych problemów ze zdobywaniem goli. Całezestawienie możecie znaleźć pod tym linkiem: http://transfery.info/75629,top-10-najgorszych-transferow-w-premier-league-w-sezonie-20142015.
Tym razem pod lupę wzięliśmy rozgrywki ligowe w Hiszpanii.Nie da się ukryć, że większość ruchów na rynku w kraju z Półwyspu Iberyjskiegookazała się być trafiona, tym niemniej nie brakowało totalnych niewypałówtransferowych, które negatywnie odbiły się na kondycji poszczególnych drużyn wperspektywie całego sezonu oraz mogą zaważyć na przyszłości poszczególnychjednostek.
10. Esteban Granero (Real Sociedad)Popularne
Były zawodnik Realu Madryt miał wszelkie zadatki ku temu, bystanowić o sile drugiej linii ekipy prowadzonej przez Davida Moyesa. Irzeczywiście – na boisku pojawił się 38 razy w ciągu całego sezonu, ale goli iasyst w jego przypadku można ze świecą szukać. Zaledwie jedno trafienie wPucharze Króla i dwie asysty w lidze to za mało, jak na środkowego pomocnika,który miał być liderem. Czy Granero w końcu obudzi się ze snu zimowego izacznie grać na miarę swojego talentu?
9. Rubén Rochina (Granada)
Wychowanek Barcelony wspaniale prezentował się w starszychedycjach „Football Managera”, w których to po transferze do słabszego zespołuzdobywał gole jak na zawołanie. Rzeczywistość zostałazweryfikowana jednak przez prawdziwe boisko. Hiszpan w trakcie dwóch ostatnich lat zwiedziłcztery kluby, a w barwach Granady zdobył aż dwa gole. Marny dorobek strzeleckinie zwiastuje mu transferu do lepszej drużyny, chyba, że powróci do rezerwBarcelony. Tylko one z kolei będą występować w trzeciej lidze…
8. Pablo Hernández (Celta Vigo)
Mimo 28 lat na karku Celta jest jego pierwszym klubem naStarym Kontynencie. Niewykluczone natomiast, że ostatnim. Do Hiszpanii przybył, bypomóc ekipie z Estadio Balaidos w rywalizacji o europejskie puchary. Skończyłosię na ósmej pozycji w tabeli i dwóch golach w lidze. Dobrze, że kosztował raptempółtorej miliona euro, w przeciwnym razie kibice sami pokazaliby mu drogę nalotnisko na odprawę do Chile.
7. Eric Bailly (Villarreal)
W przypadku 21-latka z Wybrzeża Kości Słoniowej nie jest jużtak kolorowo. Villarreal wydał na jego pozyskanie prawie sześć milionów euro,co znacznie nadwyrężyło budżet „Żółtej łodzi podwodnej”. Bailly miał stać się dyrygentem defensywnych poczynań tej drużyny, a czas spędzał głównie sp na trybunach i ławce rezerwowych. Zainwestowanew niego pieniądze klub mógł spożytkować na w pozyskanie wartościowego partnerado ataku dla Luciano Vietto. Albo najlepiej na drugiego Luciano Vietto.
6. Álvaro Negredo (Valencia)
Mimo wszystko - rozczarowanie. Pięć ligowych trafień, jak napastnika, który jeszcze niedawno miał podbić Anglię, to wynik żenujący. Poprzeczkę podnieśli mu rewelacyjnie spisujący się koledzy, których tempa nie mógł dotrzymać raptem przeciętny Hiszpan. Jeśli ktoś przychodzi z zamiarem strzelenia ponad 10 goli, a strzela ich mniej od środkowo obrońcy zespołu, to coś tu jest nie tak. Negredo powinien martwić się o przyszłość - miał zapracować na transfer, tymczasem musi wracać tam, gdzie nikt na niego nie czeka.
5. Douglas (Barcelona)
O Brazylijczyku można by nakręcić film dokumentalny z serii„Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. Niewiadomo dlaczego, niewiadomo skąd iniewiadomo po co w sierpniu poprzedniego roku pojawił się w Barcelonie. Byćmoże był to splot niewyjaśnionych zdarzeń, a może chciał zobaczyć Europę, bo zaoceanem słyszał o niej wiele dobrego. Ito na tyle.
4. Lucas Silva (Real Madryt)
22-latek trafił do Realu później niż początkowo planowano, choć nie powinien wcale. Gdyby nie kontuzja Luki Modricia, zostałby zapewne w ojczyźnie, a tak na Santiago Bernabeu wyrzucono w błoto około 13 milionów. Opisanie jego pobytu w Madrycie nie wymaga wielkiego wysiłku - zniknął jeszcze szybciej, niż zadebiutował. Zdążył jednak pokazać, że ma zadatki na pierwszego od czasów Gravesena tak odważnie podejmującego decyzje kreatywnego pomocnika. Przy Brazylijczyku nawet Illarramendiego można podejrzewać o wirtuozerię.
3. Thomas Vermaelen (Barcelona)
Równie dobrze za sprowadzenie Belga można by nałożyć na Barcelonę kolejny zakaz transferowy, którego widmo zresztą wydaje się jej służyć. To jak kupowanie kota w worku, ale bez kota. A poco komu sam worek? Swoją drogą to niebywale drogi niewypał – kosztował niemalżedwadzieścia milionów euro, które można by rozdać biednym, zainwestować w biletpowrotny do Brazylii dla Douglasa, albo po prostu przekazać na pozyskanieinnego obrońcy… Za spełnienie marzeń Veramelen odwdzięczył się jednym występemligowym w ciągu całego roku. I jeszcze połasił się na medal za zwycięstwo wLidze Mistrzów…
2. Alessio Cerci (Atlético Madryt)
Dwa dobre sezony w Serie A zaowocowały transferem życia dobędącego na fali Atlético Madryt. Nie spodziewano się, że wypełni lukę po odejściu Diego Costy, ale też nie sądzono, że zamiast piłki, kopał będzie tyczki i przeszkody natreningach. Delikatnie mówiąc nie podołał. No dobrze, nie owijając w bawełnę –ośmieszył się na niewyobrażalną skalę i aż niewiarygodne, że z pomocną dłoniąwyszedł mu Milan. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło - jegoodejście do Mediolanu dało możliwość powrotu na Vicente Calderón FernandoTorresowi. I to na zawsze pozostanie największą zasługą Alessio Cerciego dlahiszpańskiej piłki.
1. Alfreð Finnbogason (Real Sociedad)
Może nie wydano na niego fortuny, ale w przeciwieństwie do konkurencji z podium, sprowadzony był z myślą do zostania liderem drużyny i zastąpienia Antoine Griezmanna. Islandczyk pokazał jednak, że z tymi super-strzelcami z Heerenveen jest coś nie tak. Pamiętacie Afonso Alvesa? Facet miał niesamowite liczby, a przepadł gdzieś pod Middlesbrough. Finnbogason ewidentnie poszedł w jego ślady, przyprawiając działaczom bólu głowy. Teraz wszyscy głowią się, jak go sprzedać, a przecież prognozowano, że w w perspektywie dwóch sezonów z poważną ofertą zgłosi się ktoś z czołówki. Póki co, ciężko nawet o chętnych z samego dołu.