Gorący kartofel po mediolańsku, czyli dlaczego nikt nie chce Ricky'ego Alvareza

2015-10-27 10:07:53; Aktualizacja: 9 lat temu
Gorący kartofel po mediolańsku, czyli dlaczego nikt nie chce Ricky'ego Alvareza Fot. Transfery.info
Mateusz Jaworski
Mateusz Jaworski Źródło: Transfery.info

Kariera Ricardo Alvareza stanęła w miejscu. Tym razem nie chodzi jednak o kontuzje czy słabszą formę. Aktualnie Argentyńczyk nie wie, jaka jest jego przynależność klubowa - czy jest zawodnikiem Interu Mediolan, czy może Sunderlandu.

1. września 2014 roku. Transfer Deadline Day. Cała futbolowa Anglia żyje podanym o poranku komunikatem o przenosinach Radamela Falcao z AS Monaco do Manchesteru United. W cieniu tego głośnego transferu Gus Poyet, ówczesny menadżer Sunderlandu, chce zakończyć letnie okno transferowe mocnym akcentem. Po tym, jak Urugwajczyk dokonał jednej z najbardziej spektakularnych „Wielkich Ucieczek” w historii i w cudownych wręcz okolicznościach zdołał utrzymać Sunderland w Premier League, lato 2014 r. było na Stadium of Light niezwykle pracowite. Poyet zdążył pozyskać już sześciu graczy – w tym m.in. Jacka Rodwella z Manchesteru City za ponad 12 mln. euro oraz Willa Buckley’a z Brighton za ponad 3 mln. euro – ale na tym nie miało się skończyć. Ostatniego dnia okna transferowego Poyet dokonuje jeszcze dwóch transferów – Sunderland wypożycza Sebastiana Coatesa z Liverpoolu oraz Ricky’ego Alvareza z Interu Mediolan. Obu do końca sezonu. 

Transfer Alvareza był sporą niespodzianką. Oto bowiem gracz znajdujący się w szerokiej kadrze reprezentacji Argentyny, uczestnik Mistrzostw Świata w Brazylii, na którym Albicelestes zdobyli srebrne medale, nie tak dawno jeszcze przedstawiany jako nowy, czarno-niebieski Kaka, przenosi się do klubu, który wpadł w spiralę corocznej, morderczej walki o utrzymanie w angielskiej elicie. Gwiazda Alvareza jednak już wtedy mocno przygasła, choć – paradoksalnie – piłkarz miał za sobą naprawdę niezły sezon. W Seria A rozegrał łącznie 29 spotkań (4 z ławki), notując 4 gole i 8 asyst. Według WhoScored, tylko Hernanes, Rodrigo Palacio i Hugo Campagnaro zapracowali na wyższe noty niż Alvarez (7,40). Alvarez był ex aequo czwartym strzelcem drużyny i jej najlepszym asystentem. Inter pod wodzą Waltera Mazzarriego zdołał wdrapać się na piąte miejsca dające prawo gry w Lidze Europy. A wszystko to zostało zwieńczone powołaniem od Alejandro Sabelli na brazylijski mundial.


Tym niemniej, pomimo niezłych liczb, Alvarez wciąż był daleki od gry na miarę swojego potencjału oraz oczekiwań, jakie z jego osobą wiązano w Mediolanie. Największą przywarą Argentyńczyka była zdecydowanie jego chimeryczność. Jakkolwiek Mazzarri chętnie na niego stawiał, to jednak Alvarez – podobnie jak cały Inter – nie był w stanie utrzymać swej dyspozycji na wysokim przez dłuższy czas. Do tego zyskał łatkę gracza przewidywalnego – wybitnie jednonożnego, lubującego się w zejściach z piłką do środka na lewą nogę, kończonych uderzeniem na bramkę. Nie zmienia to jednak faktu, że miał za sobą najlepszy sezon a barwach Interu, a do tego tylko 26 lat na karku. W Mediolanie doszli jednak do wniosku, że zwłaszcza wobec kosztownego transferu Hernanesa i rozwijającego się talentu  Mateo Kovacicia, wszystkich potencjalnych „10” pomieścić nie zdołają. Trzeba przy tym przypomnieć, że w preferowanym przez Mazzarriego ustawieniu 1-3-5-2 dla gracza w typie Alvareza nie było innej, alternatywnej pozycji, na której można było zeń skorzystać – w przeciwieństwie choćby do Kovacicia, z którego włoski szkoleniowiec korzystał na pozycjach 6/8.

Padło więc na Alvareza.

1. września Alvarez został oficjalnie piłkarzem Sunderlandu. Warunki? W tym momencie robi się ciekawie. Z tytułu rocznego wypożyczenia Alvareza Inter miał otrzymać kwotę 1,5 mln. euro, przy czy w umowie pomiędzy klubami znalazła się bardzo interesująca klauzula. Mianowicie zastrzeżono, iż w przypadku utrzymania się „Czarnych Kotów” w Premier League w sezonie 2014/2015, klub zobowiązany będzie do wykupienia piłkarza za kwotę 10 milionów euro. Była to klauzula – jak stwierdził później obecny dyrektor sportowy Interu Piero Ausilio – „unikatowa”, niezwykle rzadko spotykana w praktyce. O ile na porządku dziennym są umowy wypożyczenia konstruowane w taki sposób, że drużyna wypożyczająca zobowiązywała się do wykupienia zawodnika po osiągnięciu przez niego określonej liczby występów, bramek etc., to uzależnienie tego obowiązku od wyniku drużyny stanowiło pewne novum. W każdym razie – kontrakt podpisano, a Alvarez został oficjalnie zawodnikiem Sunderlandu.  


Źródło: Sunderland AFC.

* * *

16. marca 2015 roku Poyet zostaje zwolniony z Sunderlandu. Czarę goryczy przelała domowa porażka 0:4 z Aston Villą. Urugwajczyk zostawia „Czarne Koty” na 17. miejscu w tabeli, ledwie punkt na strefa spadkową.

* * *

17. marca 2015 roku Nowy menadżerem Sunderlandu zostaje Dick Advocaat.

* * *

20. maja 2015 roku Sunderland remisuje na wyjeździe z Arsenalem 0:0. Ten wynik daje gościom utrzymanie bez względu na rezultaty ostatniej serii gier. Advocaatowi udzielają się emocje – holenderski menadżer roni łzy szczęście najpierw na płycie boiska, następnie na konferencji prasowej. Misja została wykonana.

* * *

Sezon kończy się dla Sunderlandu happy endem, ale Alvarez z pewnością nie jest szczęśliwym człowiekiem. 13 meczów w Premier League (aż 8 z ławki), 0 goli, 0 asyst. Jesienią kontuzja kolana wyeliminowała go z gry na dwa miesiąca. Problemy zdrowotne ciągnęły się za nim przez całe rozgrywki, aż na początku kwietnia Alvarez usłyszał diagnozę – to już koniec sezonu. – Jest mocno kontuzjowany. Niestety, nie wygląda to dobrze. Nie sądzę, byśmy zobaczyli jeszcze na boisku w tym sezonie – mówił wtedy Advocaat.  Po raz ostatni w barwach "Czarnych Kotów" Alvarez wystąpił we wspomnianej porażce z Aston Villą.

Nic więc dziwnego, że w Sunderlandzie nie palą się do wykupienia Argentyńczyka. Nie dość, że niewiele grał, to kiedy już był na boisku, nie pokazał niczego, co uzasadniałoby wyłożenie 10 milionów euro. I jeszcze ta klauzula…

* * *

19. października 2015 roku. Alvarez nadal pozostaje zawodnikiem Interu. Od powrotu do Mediolanu nie rozegrał jednak w barwach czarno-niebieskich choćby minuty. Dyrektor finansowy Interu Michael Williamson, zapytany o tę sprawę na konferencji prasowej, mówi: – Jesteśmy przekonani, że mamy rację. Każdy klub powinien przestrzegać regulacji FIFA, a jeżeli tego nie robi, nie ma dla niego miejsca w futbolu.

* * *

Spór pomiędzy Interem a Sunderlandem dotyczy wspomnianej klauzuli zawartej w umowie wypożyczenia Alvareza. Oddajmy głos Ausilio: – Nasze stanowisko opiera się na jednoznacznym postanowieniu kontraktu. Jego anglojęzyczna wersja nie budzi wątpliwości. Jesteśmy przekonani, że w pełni wywiązaliśmy się z naszych zobowiązań. Umowa wypożyczenia Alvareza zawierała unikatową klauzulą, na podstawie której Sunderland zobowiązał się wykupić zawodnika (…) w przypadku pozostania w lidze na kolejny sezon, bez względu na występy (…).

Pomimo uniknięcia spadku, Sunderland nie wykupił Alvareza. Jak jednak, wobec klarownego postanowienia umowy wypożyczenia, klub uzasadnia odmowę przelania na konto mediolańczyków kwoty 10 mln. euro tytułem transferu argentyńskiego pomocnika? Otóż, zdaniem jego przedstawicieli, Inter naruszył postanowienia umowy wypożyczenia przez wstrzymanie zgody na operację Alvareza, przez co ten stracił sporą rozgrywek. Co zaś za tym idzie – naruszenie to uprawnia Sunderland do odmowy wykupienia karty zawodniczej Alvareza. 

Bez ogródek na temat linii obrony obranej przez Sunderland wypowiedział się Ausilio: – Umowa między nami a Sunderlandem jest w tym zakresie jednoznaczna. To absurd, by z tak oczywistą i prostą sprawą zwracać się do FIFA – stwierdził na łamach Corriere dello Sport. Włoch dodaje: - Oni [Sunderland] znaleźli jakiej wytłumaczenie, uważamy je jednak za bezpodstawne. (…) Opieramy się na umowie z Sunderlandem. Transfer doszedł do skutki i Alvarez jest ich zawodnikiem.

FIFA podjęła w sprawie Alvareza póki co jedną decyzję. Sam piłkarz zwrócił się do federacji o ustalenie jego statusu jako wolnego gracza, dzięki czemu mógłby przenieść się do argentyńskiego San Lorenzo. Ustalono już nawet wstępnie warunki kontraktu. FIFA była jednak nieugięta – dopóki nie zostanie rozstrzygnięty spór na linii Inter-Sunderland, Alvarez nigdzie się nie rusza. Jak długo jednak piłkarz pozostanie w tej swoistej próżni? Nie wiadomo. – Możemy potwierdzić, że sprawa z wniosku Interu Mediolan przeciwko Sunderlandowi dotycząca Ricardo Alvareza jest w toku. Z tego też względu nie jesteśmy uprawnieni do udzielania dalszych komentarzy ani też wskazania terminu przewidywanego jej rozstrzygnięcia. Potwierdzam także, że FIFA skontaktowała się z Argentyńskim Związkiem Piłki Nożnej w sprawie rejestracji zawodnika w jednym ze zrzeszonych w niej klubów – powiedział rzecznik prasowy FIFA.

Na całą tę sprawę warto spojrzeć z perspektywy obu klubów. O sprowadzenie Alvareza na Stadium of Light zabiegał Poyet, którego w klubie już nie ma. Jego następcy – choć zawodnik pod wodzą Advocaata nie zagrał ani razu z powodu kontuzji – również. Transakcja okazała się niewypałem tak pod kątem sportowym, jak i finansowym. Nie może więc dziwić – jakkolwiek może to stanowić naruszenie umowy z Interem – że Sunderland próbuje wykręcić się z tej niekorzystnej transakcji. Alvarez na Wyspach trapiony był przez kontuzje, kiedy jednak bywał zdrowy, to nie pokazał niczego, co uzasadniałoby wyłożenie za niego kwoty ponad 10 mln. euro. Sam piłkarz również nie pali się do powrotu. 

Co do Interu, tutaj sprawa jest dosyć oczywista. Finanse. Klubowi z Mediolanu od paru już lat przyglądają się instytucje UEFA odpowiedzialne za przestrzeganie Finansowego Fair Play. Erick Tohir od swojego przybycia do stolicy Lombardii stara się wyprowadzić czarno-niebieskich ze spirali zadłużenia pozostałej po rządach Massimo Morattiego i  latach życia ponad stan. Sprawić, by klub przestał przynosić tylko straty, a zaczął na siebie zarabiać tak, jak robią to największe futbolowe firmy w Europie. Istotną rolę w tym programie naprawczym odgrywają transfery. Poniekąd zmuszony do tego przez regulacje FFP, Inter wyspecjalizował się w tzw. kreatywnej księgowości, nader chętnie korzystając z wypożyczeń z obowiązkiem wykupu po zakończeniu okresu wypożyczenia (Dodo, Shaqiri, Miranda, Jovetić, Perisić). Aby jednak zbilansować księgi rachunkowe, mediolańczycy muszą sprzedawać. Pod tym kątem, transfer Alvareza był prawdziwym majstersztykiem. Inter nie tylko miał odzyskać prawie całą kwotę wyłożoną za Argentyńczyka w 2011 roku (ponad 12 mln. euro). Co bowiem istotne, obowiązek wykupu nie został uzależniony ani od okoliczności dotyczących samego zawodnika (np. bramki), ani też od okoliczności takich jak liczba występów czy czas spędzony na boisku, co teoretycznie – z jednej strony – zabezpieczałoby Sunderland na wypadek, gdyby Alvarez nie sprawdził się, niezależnie od przyczyny (co miało miejsce), z drugiej zaś stwarzałoby możliwość łatwego uniknięcia kłopotliwego obowiązku (poprzez np. ograniczenie czasu gry). Warunkiem wykupu Alvareza było natomiast utrzymanie się w Premier League, a zatem cel rok rocznie stawiany przed kolejnymi menadżerami. Innymi słowy – transfer definitywny został uzależniony od tego, co dla klubu stanowi absolutny priorytet, czyli uniknięcia spadku do Championship. Nadto, Inter zabezpieczył się pod kątem finansowym – utrzymanie w elicie oznaczało bowiem dla Sunderlandu dalszą partycypację w środkach z tytułu praw telewizyjnych, a co za tym idzie – gwarancję, że znajdą się pieniądze na wykupienie Alvareza.

Tymczasem Sunderland sprawił Interowi nie lada psikus. Mediolańczycy przystępując bowiem do letniego mercato przyjęli istotne założenie, że na klubowe konto wpłyną pieniądze za transfer Alvareza. Według Transfermarkt, tegoroczne zakupy kosztowały Inter 88,25 mln. euro, wpływy ze sprzedaży zawodników wyniosły zaś 74,92 mln. euro. Dołóżmy do tego 10 mln. euro i byłoby prawie na zero. A tak – strata w wysokości niespełna 14 mln. euro. Jakie ma to znaczenie dla klubu w kontekście problemów z FFP, nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć.

* * *

Póki FIFA nie rozstrzygnie sprawy Alvareza, ten pozostaje w tej swoistej próżni.  W federacji się nie spieszą, w Interze przebierają nogami, a Sunderland oczekuje na decyzję, czy dzięki tej nieco karkołomnej linii obrony uda się wygrać przegraną sprawę. I tylko szkoda w tym wszystkim samego piłkarza, którego kariera zamiast nabierać rozpędu, dalej wyhamowuje.

MATEUSZ JAWORSKI