Alfabet mundialu
2010-06-26 00:29:22; Aktualizacja: 14 lat temuFaza grupowa afrykańskiego mundialu zakończona. Czas na podsumowania. Zaczynamy od alfabetu pierwszego etapu - przybliżamy co powiedział do dziennikarzy selekcjoner Słowacji, pomagamy w niedzielnym wyborze, cz(...)
A jak Albicelestes – czyli Argentyna, czyli najbardziej jak dotąd przereklamowany zespół tego turnieju. Zdecydowanie stoimy po stronie Jacka Gmocha w jego sporze z zachwycającym się taktyką Maradony Engelem. Przecież, gdyby nie Mascherano – najlepszy dziś defensywny pomocnik świata – ten zespół nie miałby linii pomocy. Na Meksyk potencjał ofensywny jeszcze raczej wystarczy, na Anglię lub Niemców już raczej nie.
B jak buzeranti vyjebani – czyli po polsku: „jebane pedały”. To słowa, które trener Słowaków wypowiedział nie w momencie awarii roweru, którym jechał na trening, ale do dziennikarzy ze swojego kraju, tuż po żenującym występie jego piłkarzy z Paragwajem. Zbluzganie żurnalistów jednak pomogło – rozbity wydawałoby się zespół znów stał się drużyną. Jak teraz Weiss nazwie więc przykładowego dziennikarza z Koszyc? Wolimy nie spekulować
C jak Cristiano Ronaldo – złoty chłopiec, najlepszy na świecie, fenomen. Ile tak jeszcze będzie się o nim mówiło? Znów zawodzi na ważnym turnieju. Gola odkrytej Korei Północnej strzeliłby i Robert Szczot, Szczot też pewnie narzekałby na sędziów, że jego aktorskie pady nie zawsze raczą nagradzać wolnym. Szczerze? Gdy ktoś mówi, że CR7 to jeden z najlepszych piłkarzy świata, obraża Messiego, Villę, Xaviego, Iniestę, Mascherano, Drogbę, Rooneya i Robbena. W takiej mniej więcej kolejności.
D jak dysproporcja – ta w turniejowej drabince. Wiemy już, że w półfinale zagra ktoś z czwórki – Urugwaj, Korea, USA i Ghana. Z kolei taka Anglia, by dojść do finału, będzie musiała kolejno ograć Niemców, Argentynę i Hiszpanię zapewne. Stawiamy, że potknie się na tej trzeciej przeszkodzie.
E jak Enyeama – Vincent, bramkarz Nigeryjczyków, o których jeszcze tu będzie. Klasyczna droga od bohatera do zera. Najpierw powstrzymanie Messsiego, potem „Cabaj” przy golu Tziolisa, w trzecim meczu „Pawełek” po strzale Koreańczyka z wolnego.
F jak futbol!!! - tym razem nie w sensie synonimu słowa piłka nożna. Chodzi nam o okrzyk wydawany przez meksykańskich kibiców, w momencie gry bramkarz wykopuje piłkę, poprzedzany takim charakterystycznie narastającym szmerem. Używając terminologii weszlo.com - futbol!!! - wuwuzele 10:0.
G jak gwizdanie – czyli sędziowanie na mundialu w RPA, na razie mimo wszystko nadspodziewanie dobre. Obserwujemy uważnie pracę arbitrów i możemy postawić tezę, że jeszcze nie popełniono błędu, który wypaczyły kwestię wyjścia z grupy na konkretnym miejscu. USA i tak wyprzedziło Anglików, a ręki Cahilla byśmy nie odgwizdali.
H jak Howard Webb – największa, oprócz nie przegrania meczu przez Nową Zelandię, sensacja tego turnieju, serio. Nie jesteśmy do niego zrażeni po tym, co zrobił w Wiedniu. Po prostu ten Pan w większości swoich spotkań w Anglii w mniejszych bądź większy sposób wypacza rezultat. A tu dwa mecze jak na razie bezbłędne. Choć rączki być może świerzbiły gdy Włosi wrzucali piłkę w pole karne Jana Muchy.
I jak Italia – Gdyby ktoś zapytał nas, jaka jest ta reprezentacja Włoch, stwierdzilibyśmy, że to zespół ludzi w wieku średnio – starszym, którego obecnie najgorszą stroną jest defensywa. Nadajemy się na prezydenta?
J jak James Milner – chłopak z Aston Villi, którego grę przeciw Słoweńcom określilibyśmy mianem najlepszej jak dotąd indywidualnej postawy piłkarza w spotkaniu. Taka dziewiątka w skali 1-10. Przyćmił Gerrarda, Lamparda, Rooneya, ale jakoś nas to nie dziwi, bo rozwój tego gracza obserwujemy uważnie już od jego występów w Newcastle United.
K jak Keisuke Honda – i jego dwa genialne kopnięcia piłki. Najpierw myśleliśmy, że to Roberto Carlos, gdy kropnął z wolnego do siatki. A potem, też w meczu Japonii z Danią, zanotował asystę do partnera – Okazakiego bodaj – której nie powstydziłby się Andres Iniesta. Zapewne obaj panowie – Iniesta i Honda – będą mieli okazję wymienić się koszulkami po ćwierćfinale w Johanessburgu.
L jak Les Bleus – czyli trójkolorowi, Francja. Szczerze? Dla nas to jedna z bardziej „spodziewanych niespodzianek” tego turnieju, jakkolwiek to brzmi. Tak to już musi się skończyć, jak ma się trenera o umiejętnościach Ryszarda Wieczorka, nie bierze się Nasriego i Benzemy, nie wpuszcza się Henry'ego, jest się obrażonym na Maloudę, stawia się na Toulalana, wreszcie jak najpierw trener opiera się piłkarzom, by wreszcie zestawić skład pod ich naciskiem.
M jak Marcelo Bielsa (na zdjęciu) - najlepszy jak dotąd trener tego turnieju. Zrobił coś z niczego – z imprezowiczów i Don Juanów stworzył harujących na murawie piłkarzy – stachanowców. Gdy komentator – chyba Jasina - po wygranej Chile ze Szwajcarią chwalił jego piłkarzy, Bielsa wściekły schodził do szatni, wiedział, że Chile być może właśnie przegrało awans. Tymczasem kto wie, czy mecz Hiszpania – Chile nie odbędzie się dwukrotnie na tym turnieju. Brazylia nie błyszczy, słabość obrony holenderskiej wydaje się łatwa do obnażenia. A potem? Patrz litera D.
N jak najpiękniejsze „Pożegnanie z Afryką” - to Kamerunu w meczu z Danią, futbol odważny, radosny, świetny do oglądania. To był Kamerun z Italia 90 czy z igrzysk olimpijskich w Sydney z 2000 roku. Czemu tak nie zagrali z Japonią? Nie wiemy. I znowu ściągamy z weszlo.com, może nam wybaczą: pożegnanie z Afryką Kamerunu - „Pożegnanie z Afryką” z Redfordem i Meryl Streep 5:0.
O jak oryginalność Stefana Szczepłka – trochę przykre, że ten Pan jest legendą polskiego dziennikarstwa sportowego. Mógłby się do rozmowy w studio trochę przygotować, poczytać więcej o uczestnikach meczu, poszukać ciekawostek. A tak słyszymy od niego, że: „teoretycznie patrząc Słowacja utrzyma prowadzenie. Ale zaraz, logicznie patrząc w sumie też”. Równie dobrze mogliby zaprosić Kononowicza. No dobrze, przesadziliśmy. Ale niewiele.
P jak piłka ręczna – robiąc studio przed meczem grupy D, TVP mogło, ba – powinno – zapraszać do niego Bogdana Wentę albo Grzegorza Tkaczyka. Zaczął Kuzmanović, poprawił w kolejnym spotkaniu Serbów Nemanja Vidić. Potem jeszcze Kewell wyleciał za rękę na linii bramkowej. A potem Antić o mało nie znokautował sędziego, bo widział rękę Cahilla, w ostatnich minutach decydującego o być albo nie być meczu Serbia – Australia.
R jak reklama naszej ekstraklasy – a raczej antyreklama. Andraż Kirm był niestety najgorszym punktem pierwszej jedenastki Słoweńców. A Mucha? Z Nową Zelandią średnio, z Paragwajem przyzwoicie, ale z Włochami Mucha „łapał muchy” po dośrodkowaniach podopiecznych Lippiego, na dodatek podpatruje chyba Tomasza Adamka, co próbował zastosować na Quagliarellii. Nie zdziwimy, się jak porażkę z Holandią obejrzy z ławki.
S jak Stephane Lannoy – sprzątnął sprzed nosa koledze po fachu z Mali tytuł najbardziej żenującego arbitra turnieju. Nie chodzi nawet o pozostawienie na boisku polujących na nogi rywala Tiote i Keity. Wybaczymy mu nawet skandaliczne wyrzucenie Kaki. Ale jak można najpierw uznać gola Luisa Fabiano a potem jeszcze podbiec do niego i pytać, czy aby na pewno nie dotknął piłki ręką. Tak z innej bajki. W 2000 roku Sąd Lustracyjny orzekł, że Lech Wałęsa według obowiązującego prawa, nie był współpracownikiem Bolkiem. Wyobrażacie sobie, by sędzia po wydanym wyroku podszedł do zainteresowanego i go o to zapytał?
T jak Team New Zealand – to zadziwiające, że najsłabszy zespół tego turnieju, prawdopodobnie nawet najsłabszy zespół, jaki za życia piszącego te słowa (mam więcej niż 4 lata) grał na mundialu, nie tylko nie przegrał meczu, ale i wyprzedził w tabeli obrońców trofeum. Rację ma Mirosław Trzeciak, że oni potrafią grać jedynie w powietrzu. Tym większe słowa uznania dla Nelsena i spółki. Polskie kluby ponoć szukają bramkarza. Kontraktować Pastona!
U jak uładzona fryzura – gdybyśmy byli słowacką firmą, produkującą żele do włosów, szukającą pomysłu na kampanię, natychmiast zaproponowalibyśmy kontrakt Markowi Hamsikowi. Tym bardziej że chłopak gra coraz lepiej. A sama fryzura? Może usłyszał, że Wojciechowski bierze do Polonii piłkarzy od 185 centymetrów wzrostu...
W jak wybór, ten niedzielny, – czyli debata wyborcza kontra mecz Argentyna – Meksyk. Konfrontacja Kaczyński – Komorowski kontra starcie Maradona - Aguirre. Nitras, Nowak, Palikot – Kluzik, Poncyljusz, Bielan albo Messi, Tevez, Higuain – Vela, dos Santos, Marquez. Drogim czytelnikom mówimy krótko – nie Polska, a mundial jest najważniejszy. Bądźcie tu, gdzie cały świat, a nie tam gdzie kiedyś stało ZOMO. Wejdźcie mentalnie na stadion zamiast wychodzić z NATO.
Y jak Yakubu Ayegbeni – frajer to chyba zbyt lekkie słowo. Proponujemy Lagerbackowi wysłać go do Korei Północnej, niech on też wykaże się w kamieniołomach. Razem z Kaitą (perfidny zamiar uderzenia Greka, który swoją drogą zagrał jak rodacy kiedyś na dionizjach) oraz Obasim – też pudło do pustej, więc paragraf ten sam jak coś.
Z jak zmierzch bogów – Cannavaro był najlepszym piłkarzem 2006 roku, a teraz Włosi mają święte prawo kpić z niego jak my z Mariusza Jopa. Do tego Zamrotta, grający na prawej obronie niczym Piotr Bronowicki i Daniele de Rossi, do którego Robert Vittek pewnie przedzwoni 24 grudnia, szukając Świętego Mikołaja dla swoich dzieci. Był taki film „Zmierz bogów”, dobry nawet , co ciekawe – produkcji włoskiej, reżyserował Luciano Visconti. Kolejny dowód na ponadczasowość kina.
Jakub Radomski