Do trzech razy sztuka. Meksyk wygrywa z Kamerunem w cieniu kolejnych błędów arbitrów

2014-06-13 20:22:03; Aktualizacja: 10 lat temu
Do trzech razy sztuka. Meksyk wygrywa z Kamerunem w cieniu kolejnych błędów arbitrów Fot. Transfery.info
Norbert Bożejewicz
Norbert Bożejewicz Źródło: Transfery.info

Kolejne błędy sędziów mogły wypaczyć końcowy wynik mundialowego spotkania. Tym razem jednak wygrała drużyna, której trzy punkty się zwyczajnie należały.

Zarówno Meksyk, jak i Kamerun szukali zwycięstwa w pierwszym spotkaniu,gdyż później czekają ich trudne starcia z Chorwacją i Brazylią. Przed tym spotkaniem obie kadry miały za sobą ledwie jedną konfrontację - we wrześniu 1993 roku. Był to mecz towarzyski, który zakończył się zwycięstwem Meksyku 1:0.

Do spotkania w roli faworyta przystępował Meksyk, a Kamerunowi pozostawała nadzieja na sprawienie niespodzianki. Nikt nie spodziewał się festiwalu bramek, bo oba zespoły rzutem na taśmę zakwalifikowały się na mundial. Waga tego spotkania pozwalała jednak sądzić, że na boisku dojdzie do zażartej rywalizacji.

Od początku spotkania byliśmy świadkami ostrej walki w środku pola, z której zwycięsko wyszli podopieczni Herrery. Meksykanie wyraźnie byli bardziej zdeterminowani i głodni zwycięstwa niż piłkarze Volkera Finke.

Popularni „El Tri” powinni wyjść na prowadzenie w 11. minucie, ale sędzia dopatrzył się pozycji spalonej Giovanniego Dos Santosa. Jak pokazały powtórki, nie mogło być o tym mowy.

W 16. minucie przebudził się Kamerun. Najpierw zagroził Meksykanom z rzutu wolnego, a później z rzutu rożnego. W pierwszej sytuacji Ochoa wybił piłkę, a w kolejnej ,co prawda musiał wyjmować futbolówkę z siatki, ale Choupo-Moting, który ją tam umieścił, był na pozycji spalonej i to wyraźnej. Potem jeszcze szczęścia szukał Eto’o, ale w bardzo dobrym stylu jego próbę strzału zblokował Moreno.

Podopieczni Herrery mieli olbrzymie problemy ze stałymi fragmentami gry „Nieposkromionych Lwów”. Na szczęście dla nich ci nie potrafili zamienić tego na gola. W 21. minucie najbliższy tego celu był Eto’o, który po efektownym dryblingu Assou-Ekotto znalazł się w dogodnej sytuacji do otworzenia wyniku tego meczu, ale futbolówka po jego strzale otarła się tylko o słupek.

Po chwili ze snu otrząsnął się jednak Meksyk. Najpierw po rzucie wolnym bliski zdobycia bramki był Marquez, jednak niepowodzenie w komunikacji z reprezentacyjnym kolegą sprawiło, że marzenia o prowadzeniu trzeba było odłożyć na później. W jednej z kolejnych akcji piłkarze z Ameryki Północnej po raz kolejny skierowali piłkę do siatki rywali, a sędzia... znów jej nie uznał, sygnalizując pozycję spaloną Dos Santosa. I tym razem jego decyzja była niesłuszna, a napastnik Meksyku znów musiał przerwać celebrację prawidłowo zdobytej przez siebie bramki.

 

Podopieczni Herrery wyraźnie podłamali się decyzjami arbitra, a przed oczami ich kibiców stanął obraz poprzednich Mistrzostw Świata, kiedy to w spotkaniu z Argentyną bramkę na wagę trzech punktów dla „Albicelestes” zdobył Carlos Tevez.... ze spalonego.

 

 

Te chwilowe podłamanie psychiczne swojego rywala starali się wykorzystać Kameruńczycy, którym udało się kilka razy skutecznie wprowadzić piłkę do ich pola karnego. Nie trwało to jednak długo.  Meksykanie wrócili na właściwe tory, kilkukrotnie stwarzając realne zagrożenie pod bramką Itandje. W kolejnych fragmentach pierwszej połowy zobaczyliśmy kilka ataków z obu stron i choć piłkarze nadali meczowi szybkie tempo to kibice o bramce mogli, co najwyżej pomarzyć.

 

 

Końcówka pierwszej odsłony nie zachwyciła, a na przerwę piłkarze Meksyku zeszli ze sporym niesmakiem. Arbiter z pewnością złapie się za głowę, gdy zobaczy powtórki dwóch z trzech nieuznanych przez siebie goli.

 

 

Początek drugiej części gry w imponującym stylu mogli rozpocząć Meksykanie. Już w pierwszej akcji Dos Santos obsłużył kapitalnym podaniem Peraltę, ale ten trafił wprost w wychodzącego z bramki Itandje. Z kolei w 56. minucie swoją szansę miał Kamerun. Po uderzeniu Assou-Ekotto z rzutu wolnego futbolówka odbiła się od jednego z zawodników stojących w murze i minimalnie minęła słupek bramki Ochoy.

Meksykanie odpowiedzieli na tę sytuację w najlepszy możliwy sposób. Najpierw na bramkę „Nieposkromionych Lwów” uderzył Giovanni Dos Satntos. Jego strzał zdołał jeszcze zatrzymać Itandje, ale wobec dobitki Peralty był już bezradny. Meksykanie w końcu i zasłużenie wyszli na prowadzenie w tym meczu.

 

Ten gol wyraźnie odblokował psychicznie podopiecznych Herrery, którzy ruszyli na swojego rywala ze zdwojoną siłą w poszukiwaniu kolejnych trafień. W tym celu selekcjoner Herrera posłał do boju Marco Fabiána i Javiera „Chicharito” Hernándeza. Ta para w 81. minucie przeprowadziła akcję, która powinna zakończyć się drugą (a właściwie czwartą) bramką dla Meksyku. Na szczęście dla „Nieposkromionych Lwów” znakomicie zachował się Nounkeu, który ubiegł snajpera „El Tri”.

 

 

W końcowym fragmencie spotkania mocniej przycisnęli Kameruńczycy, którzy nie mieli już nic do stracenia. Podopiecznym Finke udało się kilka razy zagrozić bramce Ochoy. Najbliżej zdobycia gola wyrównującego w 90. minucie meczu był Moudandjo, który po dośrodkowaniu jednego ze swoich partnerów uderzył głową, ale znakomitą paradą popisał się meksykański golkiper.

Wynik do ostatniego gwizdka sędziego nie uległ już zmianie. Meksyk zgodnie z przewidywaniami pokonał Kamerun i zapewne stoczy bój na śmierć i życie z Chorwacją o wyjście z grupy A do fazy pucharowej brazylijskiego mundialu.

 

AUTORZY: Marek Ratkiewicz, Norbert Bożejewicz

Więcej na ten temat: Mistrzostwa Świata Meksyk Kamerun MŚ 2014