Doświadczenie z miasta Beatlesów

Doświadczenie z miasta Beatlesów fot. Transfery.info
Redakcja
Redakcja
Źródło: transfery.info

Mówi się, że staż=sukces. Patrząc jednak pod tym kątem na Barclays Premier League, wcale nie musimy odnieść takiego wrażenia.

Przez wielu nazywane najlepszymi klubami na Wyspach, zespoły z przebogatą historią przecież - Manchester United i Arsenal Londyn od wielu już lat kierowane są przez tych samych trenerów – 26 lat na Old Trafford urzęduje Sir Alex Ferguson (a mimo przeszło 70 latek na karku chce robić to dalej), natomiast jego kolega po fachu, Francuz Arsene Wenger „tylko” 10 lat krócej pracuje z „Kanonierami”. Gdyby więc patrzeć na kluby przez perspektywę lat pracy trenera, zaskoczeniem byłoby dla nas to, że to City, a nie rywal zza miedzy, United sięgnęło w zeszłym sezonie po mistrzostwo. Zdziwiłby również fakt, że Arsenal od 7 lat nie zdobył żadnego trofeum.

Może jednak roczna wpadka MU i 7-letnia mega-wpadka „Kanonierów” to przypadek? Może to właśnie długa praca w jednym klubie procentuje i w końcu, małymi bo małymi krokami jest się  w stanie osiągnąć, skąd inąd sukces?

Kiedy w 2002 roku na Goodison Park zawitał David Moyes, kibice nie oczekiwali od niego zbyt wiele – miał stworzyć i poprowadzić drużynę, która będzie w stanie bić się o pozostanie w TOP6 angielskiej ekstraklasy (choć powiedzieć sobie trzeba, że przy ówczesnym budżecie Evertonu byłby to i tak spory wyczyn!). Nie tylko sceptycy, ale i piłkarscy optymiści nie byli jednak  w pełni zachwyceni osobą nowego szkoleniowca – Everton, klub, który 9-krotnie sięgał po tytuł mistrza Anglii zostaje przejęty przez człowieka, odpowiedzialnego jeszcze w zeszłym sezonie za trenowanie Preston North End – klubu teoretycznie o kilka klas gorszego od zespołu z miasta Beatlesów.

Dla wszystkich więc sezon 2002/03 był powodem do zaskoczenia, ale i radości – drużyna zajęła przyzwoite, 7 miejsce w tabeli a trener, David Moyes uhonorowany został tytułem „Trenera Roku” angielskiej Premiership. W kolejnym roku było jednak gorzej – Everton długo bronił się przed spadkiem, by w końcu ligowej batalii zająć 17 miejsce, premiowane pozostaniem w najwyższej klasie rozgrywkowej. Przed sezonem 2004/05 wszyscy wróżyli drużynie prowadzonej przez Moyesa spadek, piłkarze jednak zaskoczyli wszystkich i zajęli świetne 4 miejsce, zapewniając sobie udział w europejskich pucharach. Warto nadmienić także, że za wysiłek włożony w kierowanie drużyny, Moyes został ponownie ogłoszony „Trenerem Roku”.

Przez kolejne sezony dobra gra Evertonu na zmianę przeplatała się z tą gorszą. Wobec wielu zmian kadrowych, Moyes nie mógł skupić się na budowaniu mającego w przyszłości grać o najwyższe cele składu. Latem 2004 roku Kanadyjczyk polskiego pochodzenia Tomasz Radzinski zasilił szeregi londyńskiego Fulham, Unsworth przeszedł do Portsmouth, natomiast, co chyba najbardziej zabolało sympatyków „The Toffees”, za przeszło 20 milionów funtów sfinalizowano transfer Wayne’a Rooneya do ekipy Manchesteru United. Trener liverpoolczyków musiał szukać wzmocnień i tak na Goodison Park w kolejnych latach trafiali m.in. James Beattie, Marcus Bent, Tim Cahill, Nuno Valente, Mikel Arteta, Phil Neville Phil Jagielka, Joleon Lescott, Tim Howard, Louis Saha czy Marouane Fellaini. Niektórzy z nowych zawodników przybyli do Evertonu jako gracze doświadczeni i z wyrobioną już międzynarodową marką, inni natomiast czekali jeszcze na szansę zabłyśnięcia w wielkim futbolu - liczyli, że dostaną ją właśnie w Evertonie.

Niestety, niedługo cieszyli się kibice „The Toffees” z wywalczenia prawa do gry w europejskich pucharach – mimo nowej, świeższej kadry klub najpierw odpadł z Ligi Mistrzów (porażka z Villarealem), a następnie z Pucharu UEFA, uznając wyższość Dinama Bukareszt.

W następnych sezonach Everton wytworzył swój swoisty „styl” na rozgrywanie sezonu – beznadziejny początek, przebudzenie w trakcie batalii, dramatyczne zbieranie punktów i finisz w środku, czasem górnej części tabeli. Przed sezonem 2012/2013 nastroje na Goodison Park nie były najlepsze – mimo zajęcia 7 miejsca w ligowej tabeli i wyprzedzenia rywala zza miedzy, Liverpoolu FC, sen z powiek sympatykom „The Toffees” spędzały odejścia Jacka Rodwella do Manchesteru City i Tima Cahilla do New York Red Bulls. Jako, ze tylko „Polak mądry po szkodzie”, David Moyes wyciągnął wnioski z poprzednich okienek transferowych i sprowadził w szeregi swojej drużyny Stevena Pienaara z Tottenhamu, Stevena Naismitha z Glasgow Rangers i, co chyba najbardziej ucieszyło kbiców, Kevina Mirallasa z Olympiakosu, który w poprzednim sezonie w lidze greckiej w 25 meczach strzelił 20 bramek. Belg miał być idealnym uzupełnieniem linii ataku i wraz z ze swoim rodakiem, Marouanem Fellainim przedstawiany był jako zawodnik, który może dać Evertonowi europejskie puchary.

    

Poważnym sprawdzianem nie tylko dla belgijskiego duetu, ale i całej ekipy z Goodison Park miał być pierwszy mecz nowego sezonu – pojedynek z wicemistrzem kraju, Manchesterem United. Można sobie wyobrazić, jak przed najlepszym atakiem w lidze (Rooney, van Persie, Hernandez, Welbeck) drżała defensywa „The Toffees”, wiemy jednak, że nawet jeżeli tak było, to minęło to z początkiem spotkania – Jagielka & spółka z powodzeniem odpierali ataki przeciwnika, a i ich kolega z pomocy,  jeden z uprzednio przedstawionych Belgów, Marouane Fellaini strzelił jedyną bramkę w meczu.

Zwycięstwo nad trudnym przeciwnikiem (choć trzeba sobie powiedzieć, że United nie zaprezentowało się jak na wicemistrza przystało) znacząco podbudowało morale zawodników. W kolejnych meczach Everton zachwycił wszystkich formą – wygrywali z Aston Villą, Swansea i Southampton, remisowali z silnym Newcastle; przegrali jedynie z kolejną rewelacją tego sezonu, West Bromwich Albion.

Jak rysuje się przyszłość „The Toffees”? Na razie liverpoolczycy muszą skupić się na najbliższych meczach i w każdym dawać z siebie 100%. Mimo, że obecnie zajmują szokujące, drugie miejsce w tabeli Barclays Premier League nie mogą ani na chwilę zwalniać tempa i pokazać, że okupowanie drugiej lokaty to nie przypadek.

Czy zatem sukces Evertonu to zasługa Moyesa? Myślę, że w dużej mierze tak. Szkot w reszcie stworzył własną układankę, która z meczu na mecz prezentuje się coraz lepiej. Co dalej? Jak mówi stara, piłkarska przyśpiewka „biegać, walczyć i się starać(…)” (reszty nie wypada mi przytoczyć). Do końca sezonu jeszcze daleko i nie można wydawać jednoznacznych sądów – uważam jednak, że jeśli drużyna Moyesa utrzyma swoją formę, to może w końcu doczekamy się Evertonu w Champions League, a także czegoś, „co kibice Evertonu lubią najbardziej” – bycia na lepszej lokacie niż ich rywal zza miedzy. A to póki co wychodzi „The Toffees” świetnie!

Więcej na temat: Everton FC David Moyes Anglia Szkocja

Zobacz również

Relacje transferowe na żywo [LINK] Relacje transferowe na żywo [LINK] Mariusz Rumak rozbity po meczu z Legią Warszawa. „Przegrałem najważniejszy mecz w karierze. Osobista porażka” Mariusz Rumak rozbity po meczu z Legią Warszawa. „Przegrałem najważniejszy mecz w karierze. Osobista porażka” Dwóch piłkarzy odchodzi z Bayernu Monachium [OFICJALNIE] Dwóch piłkarzy odchodzi z Bayernu Monachium [OFICJALNIE] Mocna wiadomość Bartosza Salamona do kibiców Lecha Poznań Mocna wiadomość Bartosza Salamona do kibiców Lecha Poznań Deportivo La Coruña świętuje, ale na spokojnie [OFICJALNIE] Deportivo La Coruña świętuje, ale na spokojnie [OFICJALNIE] Wymowna reakcja kibiców Lecha Poznań na porażkę Wymowna reakcja kibiców Lecha Poznań na porażkę Rafał Gikiewicz bez ogródek: Jest nam wstyd Rafał Gikiewicz bez ogródek: Jest nam wstyd „To nie przejdzie”. Niespodziewana reakcja kibiców Legii Warszawa po zwycięstwie z Lechem Poznań „To nie przejdzie”. Niespodziewana reakcja kibiców Legii Warszawa po zwycięstwie z Lechem Poznań

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy