Najpoważniejszym, poza olbrzymim zadłużeniem, problemem, z którym musi się aktualnie mierzyć zarządzający „Dumą Katalonii” 59-latek, jest obsadzenie funkcji pierwszego trenera. Laporta poza rozpatrywaniem kwestii zwolnienia Ronalda Koemana i szukaniem jego ewentualnego następny, myśli też jednak o poszerzeniu sztabu o kolejnego specjalistę.
Chodzi o dyrektora do spraw wysokiej wydajności treningu, którego kompetencje miałaby wykraczać poza te trenera. Prezydent klubu dostrzega dużą dysproporcję w przygotowaniu fizycznym piłkarzy Barcelony w porównaniu z zawodnikami innych, topowych europejskich drużyn.
Metody treningowe stosowane w ośrodku imienia Joana Gampera są według niego przestarzałe, a ich modernizacja stanowi jedną z największych potrzeb klubu.
Trenować już pod okiem nowej osoby w sztabie ma się więcej i intensywniej. W Barcelonie zajęcia łącznie trwają dwie i pół godziny dziennie. W innych klubach w ich ośrodkach treningowych zawodnicy potrafią spędzić nawet osiem godzin, z czego większość czasu poświęcając na przygotowanie fizyczne, w tym siłownię.
Laporta ma świadomość tego, że obecność dyrektora do spraw wysokiej wydajności treningu może przeszkadzać trenerowi zespołu. Jest jednak gotów podjąć to ryzyko, bo uważa, że tak istotna kwestia nie może leżeć w gestii tylko jednej osoby.
Prezydent klubu jako wzór stawia kluby niemieckie i tamtejszy sposób prowadzenia przygotowań motorycznych. Fascynację tym kierunkiem potwierdza także wcześniejsze zainteresowanie Julianem Nagelsmannem czy Hansim Flickiem.