Środkowy napastnik pokazał się w minionych miesiącach z kapitalnej strony w barwach Sheriffa Tyraspol i w znaczącym stopniu przyczynił się do wywalczenia sensacyjnego awansu mołdawskiego klubu do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Następnie Kolumbijczyk wystąpił w pięciu z sześciu spotkań o punkty w elitarnych rozgrywkach. W ten sposób pomógł temu zespołowi pozostać w europejskiej rywalizacji za sprawą zajęcia trzeciego miejsca tabeli za plecami Realu Madryt i Interu Mediolan, a przed Szachtarem Donieck.
Perspektywa dalszej rywalizacji w Lidze Europy nie skusiła jednak Franka Castañedy do przedłużenia wygasającej umowy z „Osami”. W ten sposób na rynku znalazł się bardzo ciekawy zawodnik, który stawiał swoim potencjalnym pracodawcom bardzo szczególny warunek - chciał tylko półrocznego kontraktu.
Takie stawianie sprawy przez 27-latka odstraszyło skutecznie pokaźną liczbę zespołów zainteresowanych jego usługami. Wśród nich nie znalazły się polskie kluby - Legia Warszawa, Górnik Zabrze czy Warta Poznań, z których najbardziej przekonująca okazała się ostatnia. „Zieloni” przystali na zawarcie z nim oczekiwanej umowy, bez umieszczenia w niej jakiejkolwiek opcji przedłużenia.
Dzięki temu środkowy napastnik mógł od razu bez przeszkód prowadzić negocjacje z kolejnymi potencjalnymi pracodawcami i stosunkowo szybko doszedł do porozumienia z tajlandzkim Buriram United, gdzie ma trafić latem.
Piotr Koźmiński z „WP SportweFakty” przekonuje, że 27-latek może ostatecznie nie przenieść się do azjatyckiego klubu i przystać na możliwość kontynuowania kariery w jednym z polskich zespołów.
Realizacja takiego scenariusza jest możliwa, ale wymaga aktywacji klauzuli odstępnego. Wspomniany dziennikarz uważa, że opiewa ona na 700 tysięcy euro, czyli na sumę znajdującą się w zasięgu przynajmniej kilku ekstraklasowych drużyn.
Castañeda może pochwalić się na razie strzeleniem trzech goli w sześciu występach, co pozwoliło Warcie Poznań sięgnąć po niezwykle cenne siedem punktów w walce o pozostanie w krajowej elicie.