Gasperini miał koronawirusa. Zakażony trener poprowadził Atalantę w meczu z Valencią

2020-05-31 07:51:38; Aktualizacja: 4 lata temu
Gasperini miał koronawirusa. Zakażony trener poprowadził Atalantę w meczu z Valencią
Norbert Bożejewicz
Norbert Bożejewicz Źródło: La Gazzetta dello Sport

Gian Piero Gasperini jest przekonany, że w dniu rewanżowego pojedynku z Valencią w Lidze Mistrzów był zakażony koronawirusem.

Przeprowadzone dziesięć dni temu badania na obecność koronawirusa u członków sztabu oraz piłkarzy z Serie A wykazały, że w organizmie opiekuna Atalanty znajdowały się przeciwciała świadczące o tym, że przeszedł on zakażenie groźną dla życia infekcją.

Gian Piero Gasperini przyznał w wywiadzie udzielonym „La Gazzetta dello Sport”, że musiał chorować już w dniu rewanżowego meczu z Valencią (4:3) w Lidze Mistrzów. Wówczas doświadczony szkoleniowiec nie czuł się najlepiej i ten stan utrzymywał się u niego jeszcze przez kilka dni.

Nie przeszedł on wtedy rutynowych testów, ponieważ jego objawy nie wskazywały na to, że został zakażony.

- Czułem się źle już dzień przed spotkaniem w Walencji, a popołudniu w dni rywalizacji było jeszcze gorzej. Jeśli spojrzy się na zdjęcia z tego meczu, to widać, że nie wyglądałem dobrze na ławce. To było 10 marca. Potem nie spałem przez kolejne dwie noce. Nie miałem gorączki, ale czułem się tak, jakbym ją miał - powiedział 62-latek.

- Dzień po spotkaniu mieliśmy kolację z zespołem i dostaliśmy szampan Dom Perignon z 2008 roku od szefa kuchni restauracji z gwiazdkami Michelin, który jest wielkim fanem Atalanty. Skosztowałem go i powiedziałem: „To smakuje jak woda”. A jedzenie smakowało jak chleb. Kompletnie straciłem zmysł smaku - dodał Gasperini.

Bergamo należało do jednych z głównych ognisk koronawirusa w Europie. W mieście i jego okolicach umierało tak wiele osób, że wojskowe konwoje musiały wywozić trumny ze zmarłymi do innych miejscowości.

- Ośrodek treningowy jest położony obok szpitala i co dwie minuty przyjeżdżał ambulans na sygnale. Czułem się, jakbyśmy znajdowali się w strefie wojennej. Nocą zastanawiałem się, co ze mną będzie, jeśli tam trafię? Odpowiadałem sobie, że nie mogę, bo mam jeszcze tyle do zrobienia. To był w pewnym sensie żart, żeby rozluźnić wewnętrzny nastrój, ale z drugiej strony naprawdę o tym myślałem - przyznał szkoleniowiec.

62-latek zdradził także, że w tym trudnym momencie nie opuścił Bergamo, aby nie narażać innych na ewentualne zakażenie.

- Zostałem w ośrodku treningowym Zingonia przez trzy tygodnie. Gdy wróciłem do mojego domu w Turynie, przestrzegałem zaleceń dotyczących zachowania dystansu społecznego razem z żoną i dziećmi. Dopiero 10 dni temu badania krwi pokazały, że chorowałem. Mam przeciwciała, ale to nie znaczy, że jestem już odporny - powiedział Gasperini.

Włoch odniósł się także do protestów najzagorzalszych fanów Atalanty, którzy są przeciwni wznowieniu rozgrywek Serie A.

- W mieście panuje głęboki smutek. Powietrze jest gęste i czuć to wszędzie - na ulicach, w oczach ludzi, zamkniętych barach i restauracjach czy ciszy jednego z moich współpracowników, który stracił ojca. Miną lata zanim zrozumiemy to wszystko, co się stało, bo tutaj było centrum tragedii. Za każdym razem, kiedy o tym myślę, wydaje mi się to absurdalne, że szczyt sportowej radości zbiegł się z głęboką rozpaczą Bergamo - stwierdza trener.

- Niektórzy uważają to za amoralne, inni postrzegają to jako instynktowną reakcję, przywiązanie do życia i reakcję na śmierć. Atalanta może pomóc Bergamo odzyskać równowagę, jednocześnie szanując ból i żałobę wszystkich. Minie trochę czasu, zanim znów zobaczymy radosne sceny na placu lub na lotnisku, ale mieszkańcy to płonący węgiel pod popiołem, który powoli się przez niego przebija. Ta drużyna pozostała związana z cierpieniem miasta. Żaden z graczy nie opuścił go i będzie reprezentować Bergamo na boisku - przyznał 62-latek.