Mundialowo - dzień 16. - Nadszedł czas play-off [filmiki]

Mundialowo - dzień 16. - Nadszedł czas play-off [filmiki]
Redakcja
Redakcja
Źródło: Transfery.info

Sobota ulewnie rozpoczęła fazę pucharową południowoafrykańskiego mundialu. Z Mistrzostwami Świata żegnają się zatem pierwsze drużyny, które wyeliminowane zostały bezpośrednim kopniakiem rywali. <br><br> Repre(...)

Sobota ulewnie rozpoczęła fazę pucharową południowoafrykańskiego mundialu. Z Mistrzostwami Świata żegnają się zatem pierwsze drużyny, które wyeliminowane zostały bezpośrednim kopniakiem rywali.

Reprezentanci Urugwaju dotychczas nie przegrali, nie stracili również gola. Koreańczykom z Południa ten bilans żywnie się nie podobał i - wzorując się nieco na barbarzyńskich sąsiadach - na boisko wyszli z przeświadczeniem, by przeciwnikom wyrządzić tyle szkody, ile "Frytka" polskiej obyczajowości. A zabrał się za to tamtejszy celebryta, bożyszcze skośnookich nastolatek - Park Chu-Young. Na seansie "Podkręć jak Beckham" siedział najwidoczniej w pierwszym rzędzie, tyle że w kluczowym momencie ostatni nachos dał nogę pod fotel i biedny Park - w towarzystwie coli - musiał chyłkiem zanurkować. Efekt był taki, że zamiast nadać facjacie Fernando Muslery poważną minę, piłka do siatki nie wpadła, odbijając się jedynie od słupka. Była 5. minuta spotkania.

Trzy minuty później Urugwajczycy wyszli na prowadzenie. Stosunkowo niegroźne dośrodkowanie Diego Forlana z lewej strony bezproblemowo przeleciało przed nosem koreańskiego bramkarza, Jung Sung-Ryonga, raz na zawsze profanując strefę sacrum jego przedpola. Za gapowatość po stronie własnego golkipera beknął Lee Young-Pio, mający zbyt wysokie mniemanie o jego zdolności reagowania. Znikąd pojawił się w końcu Luis Suarez, bez trudu kierując piłkę do pustej bramki.

Podopieczni Oscara Tabereza niepodzielnie panowali na murawie do okolic 30. minuty. Wówczas Koreańczycy zdali sobie sprawę z mizerii, którą zaserwowali. Do końca pierwszej części meczu systematycznie równali do poziomu prezentowanego przez Urugwaj, ale to właśnie niedoszły kat Diego Marodony powinien schodzić na przerwę prowadząc wyżej. Dwukrotnie masa kontrowersji zdominowała decyzje sędziego o spalonych Suareza, a były jeszcze podstawy do tego, by odgwizdać rzut karny po zagraniu ręką Koreańczyka we własnym polu karnym. Idealny łokieć, w pozycji wyskokowej Wojciecha Szali.

Po przerwie boisko w Port Elizabeth zaszczyciła swą obecnością tylko jednak drużyna. Koreańczycy stanęli na przeciwko jakiejś zgrai leniów, która w żadnym razie nie przypominała inteligentnie grających w początkowych 45 minutach Urugwajczyków. Ataki "Taegeuk Jeonsa" (nie ma co, łepski przydomek) ładnie się prezentowały, ale Muslera nie został przyparty do muru w ani jednej sytuacji. W 68. minucie solidarność bramkarska wzięła górę. Dośrodkowanie z rzutu wolnego zyskuje znamię lampionu chińskiego po interwencji urugwajskiego bloku obronnego, Muslera rusza na krótki spacer i puszcza pierwszego gola w turnieju. Jego autorem Lee Chung-Young.

Koreańczycy mieli piłkę po swojej stronie, chcieli i powinni pójść za ciosem. W 80. minucie incydentalny wypad w tym fragmencie gry zanotował Urugwaj. Po rzucie różnym, w sytuacji raczej niepozornej, piłka spada pod nogi Suareza. Ten zwodzi rywala, który wyświadcza rodakom niedźwiedzią przysługę i wystawia futbolówkę na strzał napastnikowi Ajaksu Amsterdam. Po chwili ta zostaje uderzona ze świetną rotacją i wkręca się od lewego słupka bramki Junga. Niby głupek, ale 50. gol w sezonie zdobyty.

Niezmordowani, harujący Koreańczycy nie złożyli broni (jak to mają zwyczaj w Korei Północnej). W 84. minucie mogli przeklinać grząski grunt przed linią bramkową Muslery - Lee Dong-Gook znalazł się w sytuacji sam na sam i - chcąc uchronić piłkę od dalszego moknięcia - spróbował posłać ją do bramki bezpiecznym kanałem. W tym było nieco ciasno, co ruch Jabulani znacznie spowolniło, potem to grzęzawisko i Urugwajczycy zdołali piłkę dopaść. Konkretnie Mauricio Victorino - w jego ręce trafia nagroda dla szczęśliwego znalazcy. Forlan i spółka pierwszym ćwierćfinalistą.



Rozpromienionym wywalczonym w dramatycznych okolicznościach awansem z grupy, Amerykanom tym razem kibicował nie tylko Bil Clinton. Na trybunach Royal Bafokeng Stadium w Rustenburgu pojawił się sam Mick Jagger, zwany po prostu "Dżagerem". Zanim jeszcze Jankesi zdążyli zasiąść przed telewizorami, wypracować optymalne ułożenie zadków w fotelach i rozpocząć konsumpcję cheeseburgerów z dostawy, Ghana spłatała małego figla i już w 6. minucie wyszła na prowadzenie. W środkowej strefie piłkę stracił Ricardo Clark, a Kevin-Prince Boateng zdecydowanie ruszył w stronę bramki USA. Gdy dobił do "szesnastki", wpadł mu do głowy pomysł na strzał i poszło. Tim Howard skapitulował po sprytnym i silnym uderzeniu w swój prawy róg.



Amerykanie niedomagali. Z agonii nie byli w stanie wyjść przez najbliższe 40 minut i w tym czasie Ghana miała swoje okazje, by powiększyć dorobek bramkowy. W najlepszych z nich na miejscu był Howard, skutecznie odbijając atomowy strzał Asamoah Gyana z rzutu wolnego i radząc sobie sobie w pojedynku z Kwadwo Asamoah. Przerwa. A podczas niej Bob Bradley dołączył do zamawiających w tempie ekspresowym Gumisiowy Sok. Szybka dystrybucja do bidonów, każdy łyknął po pół litra magicznego napoju i Amerykanie przejęli inicjatywę. Do 62. minuty Richard Kingson pozostawał niepokonany. W polu karnym powalony przez Jonathana Mensaha jest Clint Dempsey i arbiter Viktor Kassai dyktuje rzut karny. Stalowe nerwy Landona Donovana i pada wyrównanie. Zanim sok z gumijagód przestał działać, jeszcze Jozy Altidore znalazł się w niezłej sytuacji, ale zbyt daleko wypuścił sobie piłkę i nieomylny wręcz sobotniego wieczoru Kingson interweniował perfekcyjnie.



Obie ekipy jakoś dotrwały do końca regulaminowego czasu gry, fundując nam pierwszą mundialową dogrywkę. Tą - podobnie do całego spotkania - z przytupem otworzyli Ghańczycy. Do dłuuugiego podania dochodzi Gyan, dostaje z bodiczka od Carlosa Bocanegry, ale utrzymuje się nogach i torpeduje Howarda przy asyście sunącego wślizgiem Jay'a DeMerita.



Z tej opresji Amerykanie już się nie wykaraskali. Walili niemal pół godziny głowami w ghański mur, dowodzony przez pewnego i niezawodnego Kingsona. Defensywa drużyny Milovana Rajevaca z powodzeniem zneutralizowała ofensywny potencjał przeciwników i ostatni reprezentant Afryki na Mistrzostwach Świata w 1/4 finału zmierzy się z Urugwajem.

Wydarzenie dnia: Błędy, błędy, błędy. Wielbłądził Wolfgang Stark, wprawdzie w obie strony, lecz znacznie więcej na tych pomyłkach stracili Urugwajczycy. Dalej, poważne gafy przydarzyły się bramkarzom - Sungowi i Muslerze. Do worka można jeszcze wrzucić obrońców Stanów Zjednoczonych i notującego kluczową stratę Clarka. Jasne, to w końcu część gry, ale dzisiaj ten element cholernie rzucał się w oczy. Bardziej niż zazwyczaj.

Niedziela będzie tą ostatnią dla którejś z wielkich firm. O 16. Anglicy będą chcieli uniknąć rzutów karnych w konfrontacji z Niemcami. O 20:30 zmagania rozpoczną reprezentacje Argentyny i Meksyku.
Więcej na temat: Mistrzostwa Świata

Zobacz również

Relacje transferowe na żywo [LINK] Relacje transferowe na żywo [LINK] Telewizja Polska z rozpiską komentatorów na EURO 2024. Wiemy, kto skomentuje mecze Polaków i wielki finał [OFICJALNIE] Telewizja Polska z rozpiską komentatorów na EURO 2024. Wiemy, kto skomentuje mecze Polaków i wielki finał [OFICJALNIE] Kylian Mbappé z najlepszym sezonem w karierze. A jeszcze nie powiedział ostatniego słowa... Kylian Mbappé z najlepszym sezonem w karierze. A jeszcze nie powiedział ostatniego słowa... Nagły zwrot akcji w sprawie Xaviego. W czwartek oficjalny komunikat! Nagły zwrot akcji w sprawie Xaviego. W czwartek oficjalny komunikat! OFICJALNIE: Znamy finalistów Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Zabraknie saudyjskich gigantów OFICJALNIE: Znamy finalistów Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Zabraknie saudyjskich gigantów Dzieje się w Barcelonie. Xavi nie zgodził się na ten pomysł Dzieje się w Barcelonie. Xavi nie zgodził się na ten pomysł Z Bayeru Leverkusen do Bayernu Monachium?! Z Bayeru Leverkusen do Bayernu Monachium?! Szymon Marciniak: To najtrudniejsza decyzja, jaką musiałem podjąć. Nie spałem przez to dwa dni Szymon Marciniak: To najtrudniejsza decyzja, jaką musiałem podjąć. Nie spałem przez to dwa dni

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy