Mundialowo - dzień 18. - Nudnawi faworyci

2010-06-29 00:36:36; Aktualizacja: 14 lat temu
Mundialowo - dzień 18. - Nudnawi faworyci
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Dzięki niebiosom, że w poniedziałkowej rozkładówce nie dominowały pozycje z sędziami w rolach głównych. Fajerwerki mieli zapewniać piłkarze i - choć pewna nacja uporczywie stroni od efektownych petard i produkt(...)

Dzięki niebiosom, że w poniedziałkowej rozkładówce nie dominowały pozycje z sędziami w rolach głównych. Fajerwerki mieli zapewniać piłkarze i - choć pewna nacja uporczywie stroni od efektownych petard i produktów im podobnych - chyba nie nawalili.

Narzekać na nową wizję futbolu według Holendrów już zwyczajnie nie wypada. Wieloletnie efekciarskie rozbijanie jednych tylko po to, by za momencik z hukiem oberwać od drugich i w krzyżowym ogniu krytyki oraz - generowanego przez świadomie rozdmuchiwanego piłkarskiego ego - tulipanowego lamentu podkulać ogon, ustąpiło rozwiązaniu wyjątkowo zmyślnemu. Zbyteczny cyrk sobie odpuścimy, strzelimy jedną więcej i wszyscy będą zadowoleni. A jeżeli komuś się coś nie podoba - wynocha na Youtube i jarać się Jogą Bonito.

Podopieczni Berta van Marwijka, pokłóconego zresztą ze wszystkimi krawatami tego świata, zgłębiali zainteresowania maści ekonomicznej przez praktykę także w potyczce ze Słowakami. Na optymalny moment inwestycyjny wybrali 18. minutę, dokonując posunięcia sprytnego i zyskując jednobramkowe prowadzenie. Arjen Robben skopiował własną akcję ze spotkania przeciw Kamerunowi, tyle że tym uderzył w kierunku bliższego rogu i umieścił piłkę w siatce.



O ile - wybaczcie eufemizm - średnią chęć do babrania się w ofensywie Holendrów wytłumaczyć jeszcze można, o tyle Słowacy znów postawili na bylejakość. "Repre" chcieli udowodnić, że za eliminacją z turnieju Włochów stało raczej korzystne położenie planet Układu Słonecznego, a nie sami piłkarze. Znowu niewielu się chciało, znowu niewielu potrafiło. Stare, dobre grupowe czasy.

W drugiej połowie zespół holenderski nieco się aktywizował, co wystarczyło kilkakrotnie solidnie ostrzelać bramkę Jana Muchy. Słowacki bramkarz uwijał się jak w ukropie ze strzałami Robbena, Robina van Persiego (stosowana w Ekstraklasie interwencja twarzą nie poszła na marne) i znowu van Persiego. Holenderska inwazja przywróciła rywali do świata żywych. Począwszy od 67. minuty, dwu wymagającym próbom poddano Martena Stekelenburga, znanego na tym mundialu głównie z tego, że nic o nim nie wiadomo. Nie zwykł bowiem dotychczas interweniować, ciągle parząc w bramce tą swoją kawę. Golkiper Ajaksu Amsterdam najpierw wybronił strzał Miroslava Stocha, a po chwili kapitalnie wygrał pojedynek z Robertem Vittkiem. Fachu bramkarskiego widocznie nie zapomniał.

Musze to nie groziło. Nowego "Tofika" sprawdził przyszły rywal zza miedzy, Dirk Kuyt. W 84. minucie ten sam "Kojt" ubiegł Muchę po zagraniu piłki z rzutu wolnego, wyłożył ją Wesley'owi Sneijderowi i rozgrywający "Oranje" gruchnął na 2:0.



Ostateczny werdykt wygłosił w tym momencie Jacek Jońca i było po meczu. Zryw Słowaków słów chluby polskiej sztuki komentatorskiej nie podważył. Martina Jakubko przewrócił Stekelenburg, otrzymawszy za faul żółtą kartkę. "Jedenastkę" pewnie egzekwował Vittek i wszyscy się rozeszli. Karnego w końcu nie powtórzono.



Brazylijczycy nie chcą być gorsi od Holendrów. W początkowych fragmentach konfrontacji z Chile, "Canarinhos" wręcz oddawali inicjatywę i dawali pograć piłkarzom Marcelo Bielsy. Ci sprawowali się nieźle, ale do miejsca rezydowania Julio Cesara się nie dobrali.

Z cyklu - pod bramką Chile. Luis Fabiano pomylił się o jakieś kilka-kilkanaście metrów i w dodatku uśmiercił południowoafrykańskiego kreta. Z dystansu próbowali Gilberto Silva i Ramires, ale wybijał tudzież łapał Claudio Bravo. Strzelecki impas przełamał w 35. minucie Juan, który maksymalnie skorzystał z odbytniczej zasłony Lucio i - bez asysty któregoś z rywali - strzałem głową pokonał chilijskiego bramkarza. Nie szło z gry, to w sukurs przyszedł korner.



Upłynęło 180 sekund i Brazylia podwyższyła prowadzenie. Szarżujący lewą flanką Robinho podaje do Kaki, który fenomenalną prostopadłą klepką wypuszcza Fabiano sam na sam z Bravo. Snajper Sevilli mija jeszcze golkipera przeciwników i strzela już do pustej bramki. Tą akcję trzeba zobaczyć.



To były trzy minuty, które wstrząsnęły Chile. Bielsa wydeptał kolejną ścieżkę nieopodal ławki rezerwowych i wyrwał kolejną kępkę włosów, lecz był bezradny. Jego zawodnicy zostali w mgnieniu oka położeni na łopatki, bez żadnej perspektywy ponownego stanięcia na nogi.

Po przerwie Brazylijczycy panowali nad sytuacją. Walczących reprezentantów Chile stać było na niewiele, za to ich rywale lekko się rozkręcili. W 59. minucie Ramires przechwycił futbolówkę w środku polu i dobrnął z nią na szesnasty metr przed bramką Bravo. Tam obsłużył podaniem nadbiegającego Robinho i koniec tej kontrze iście błyskawicznej dał mierzony, techniczny strzał tuż przy lewym słupku.



Różnica trzech bramek skutecznie powstrzymała oba teamy od podejmowania dalszych wypadów. Szału już nie było.

Wydarzenie dnia: Sędziowie wyczuli medialną burzę i usunęli się w cień. Swymi decyzjami nie sprowokowali kolejnej fali protestów przeciw skostniałej polityce technologicznej FIFA. Skoro Blatter i reszta wesołej ferajny nie ma zamiaru wyjść ze swojej zagrody, samoczynna kampania promująca powtórki kosztem krzywdzenia kolejnych zespołów pozbawiona jest sensu.

We wtorek dokończenie fazy 1/8 mundialu. O 16. Paragwaj zmierzy się z Japonią o prawo gry w ćwierćfinale ze zwycięzcą pojedynku wieczornego. O 20:30 wewnętrzne starcie Półwyspu Iberyjskiego - Hiszpania versus Portugalia.
Więcej na ten temat: Mistrzostwa Świata