Mundialowo - dzień 25. - Goodluck Holandio i Urugwaju

Już jutro pierwsze spotkanie półfinałowe. Na stadionie Cape Town w obecności ponad 64 000 kibiców zmierzą się w nim Urugwajczycy z Holendrami. Dla obu reprezentacji będzie to próba nawiązania do wspaniałej historii, Urugwaj dodatkowo broni honoru Ameryki Południowej podczas nieobecności dwóch gigantów - Brazylii i Argentyny.

I to właśnie jedyny zespół spoza Europy znalazł się na trudniejszej pozycji startowej z powodu ubytków kadrowych. Zabraknie jednego z liderów drużyny, Luisa Suareza, bohatera meczu z Ghaną, zawieszony jest również Jorge Fucile, a Nicolasa Lodeiro, kapitan Diego Lugano oraz Diego Godina występu pozbawić mogą kontuzje. Są to poważne straty, zważając na to że czterech z nich znalazłoby się w wyjściowym składzie. U Holendrów sytuacja prezentuje się zdecydowanie korzystniej - za kartki pauzuje tylko dwóch piłkarzy - Gregory van der Wiel i Nigel de Jong.

Trener Oranje Bert van Marwijk nie pozwala jednak na jakiekolwiek rozluźnienie. "Dwa lata temu w Austrii i Szwajcarii pokonaliśmy Włochów i Francuzów. Każdy myślał, że zostaniemy mistrzami Europy. I co? Nie dotrwaliśmy nawet ćwierćfinałów, ponieważ myśleliśmy, że już tam jesteśmy" - przestrzegał na konferencji prasowej.

Z kolei Oscar Tabarez odniósł do futbolowych tradycji Urugwaju: "Wolelibyśmy nie być porównywani do drużyn z roku 1930 czy 1950. Rozumiem oczywiście dlaczego rodacy uważają to spotkanie za najważniejsze od kilku dekad, jednak nie przyczynia się do wzrostu presji". Z kolei Sebastian Abreu (prawdopodobnie zagra w zastępstwie Suareza) zdradził, że selekcjoner na odprawach skupiał się przede wszystkim na kwestii zatrzymania Arjena Robbena. O tym jak skuteczne były tyrady Tabareza, dowiemy się już jutro.

Teraz chwila o mniej istotnych sprawach. Prezydent Nigerii o niezwykle wdzięcznym nazwisku Goodluck jednak zrezygnował z zawieszenia reprezentacji narodowej. Groźby FIFA, jak zwykle, poskutkowały. Wczoraj pisaliśmy o możliwości pozostanie Diego Maradona na posadzie argentyńskiego selekcjonera. Dzisiaj sam zainteresowany nie pozostawił większych złudzeń. "Mój czas się skończył. Oddałem wszystko co miałem" - z rozbrajającą szczerością przyznał Don Diego. Nie tylko on odchodzi - pomimo dobrego występu dalej prowadzić kadry Paragwaju nie będzie Argentyńczyk Martinez, który nie ukrywa, że chce teraz popracować w klubie; ma propozycje z ojczyzny oraz Arabii Saudyjskiej.