Oczarowali/rozczarowali: 28. kolejka Ekstraklasy

2016-03-21 20:35:31; Aktualizacja: 8 lat temu
Oczarowali/rozczarowali: 28. kolejka Ekstraklasy Fot. Transfery.info
Norbert Bożejewicz
Norbert Bożejewicz Źródło: Transfery.info

W 28. kolejce największą uwagę wzbudziło starcie Lecha z Legią. Nie możemy jednak zapominać o pozostałych spotkaniach. Kto w nich zaprezentował się najlepiej, a kto może cieszyć się z nadejścia przerwy reprezentacyjnej? Zapraszamy do lektury

Najlepsi z najlepszych

Kibice w Kielcach długo musieli czekać na dobry występ w wykonaniu Vlastimira Jovanovicia. Bośniak w meczu przeciwko Piastowi Gliwice w końcu zagrał spotkanie na swoim poziomie. Był aktywny zarówno w poczynaniach ofensywnych „Żółto-Czerwonych”, jak i defensywnych. Fanom Korony pozostaje teraz liczyć na to, że nie był to jednorazowy wyskok doświadczonego piłkarza. Poza nim tradycyjnie w ostatnim czasie dobrze zaprezentowali się Airam Lopez Cabrera i Nabil Aankour. Hiszpan tuż przed końcem pierwszej połowy wykazał się czujnością i sprytem, dzięki czemu wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Z kolei Marokańczyk wspólnie z wcześniej wspomnianym Jovanoviciem napędzał ofensywne akcje kielczan. Warto także dodać, że dzielnie wspomagał ich Bartłomiej Pawłowski, z którym spore problemy mieli podopieczni Radoslava Latala, w szczególności do przerwy. Natomiast z obozu gliwiczan na pochwałę z naszej strony zasłużyli sobie Radosław Murawski i Mateusz Mak. Pierwszy był jedynym jasnym punktem swojej drużyny w pierwszej połowie, która była nie najlepsza w wykonaniu Piasta. Natomiast drugi po ładnym podaniu Kamila Vacka doprowadził do wyrównania.

„Biała Gwiazda” czekała na zwycięstwo na własnym obiekcie od 28.08 i… z marazmu, po długich miesiącach posuchy udało jej się wyrwać w świetnym stylu. 5:1 z Jagiellonią, czerwona kartka i niesamowite bramki. Czego chcieć więcej? Wskazań na personalia. Niekwestionowanym MOTM był Rafał Wolski. Nowy nabytek Wisły dwoił się i troił, by tylko przysłużyć się swojej drużynie. Swój rajd rozpoczynał wraz z stoperami, od których odbierał piłkę, a następnie rozporządzał nią w środku pola, niejednokrotnie (zwłaszcza po 30. minucie, gdy plac gry opuścił Ondrasek) wyrywał się do ataku i naciskał bramkarza/defensywę przeciwnika. Zanotował asystę przy pierwszej bramce Brożka, zawiązał akcję przed drugą, po jego rożnym trafienie zaliczył Sadlok, a na dodatek sam wpisał się na listę strzelców. Pomocnikowi trudno odebrać piłkę, a jego podania kierunkowe i wyszkolenie techniczne robią wrażenie. Bardzo udane zawody rozegrał strzelec dwóch goli – Paweł Brożek zrobił to, co do niego należało, a wcale nie był w jakiejś wymarzonej sytuacji strzeleckiej. Trzeba jednak przyznać, że na innych polach nieco zawodził. Malutki plusik można postawić również przy nazwisku Popovicia, który odstawał od Wolskiego, ale mimo wszystko zagrał dobry mecz. Inteligentnie rozporządzał piłką, regulował tempo akcji.

Grzegorz Kasprzik był najlepszy na placu gry podczas pojedynku z Podbeskidziem. Dobrze zachował się przy strzale Demjana po rzucie rożnym, świetnie obronił strzały Możdżenia i Piacka. Dobrze dysponowany golkiper może bardzo pomóc „Trójkolorowym” w walce o utrzymanie.


Mateusz Abramowicz takimi spotkaniami jak to przeciwko Ruchowi, na dobre wygryzie ze składu Pawełka. Nie miał jakoś specjalnie dużo okazji do wykazania się, ale w ważnych momentach nie tracił koncentracji. Był to dla niego dopiero trzeci występ w Ekstraklasie, a mimo to jego koledzy ze składu mieli prawo czuć, że w razie czego mają za plecami gościa, na którego mogą liczyć.

Michał Chrapek stracił jesień, ale wiosną, wraz z przyjściem Piotra Nowaka, wskoczył do pierwszego składu. W tym roku cztery mecze – trzy asysty i bramka, która dała wczoraj prowadzenie. Starcie z Termaliką skończyło się co prawda remisem, ale wyrównujący gol padł już po zejściu pomocnika. Byłego gracza Wisły wyraźnie brakowało w końcówce drugiej połowy, kiedy reszta drużyny zwolniła tempo.

Absolutną ostoją drużyny Piotra Stokowca był Jarosław Kubicki. Pomimo że ma zaledwie 20 lat to w niewiarygodnie dojrzały sposób dzieli i rządzi w środkowej strefie boiska. W spotkaniu z Górnika Łęczna pokazał swoją specjalność zakładu. Wartość dodaną na pozycji defensywnego pomocnika, która znacząco podnosi jego boiskową wartość. Doskonale potrafi włączyć się do akcji ofensywnej i co może i najważniejsze – nie jest to tylko sztuka dla sztuki, bo umie ją skutecznie wykończyć.  Ponadto Filip Starżyński zagrał swoje najgorsze spotkanie w rundzie wiosennej, ale wcale nie przeszkodziło mu to w byciu kluczową postacią w starciu z Łęczną. Przyzwyczaił nas do tego, że każdy jego kontakt z piłką wydawał się zaprojektowany przez największych speców z dziedziny architektury, a tym razem zdarzały mu się błędy. Mimo to asystował przy pierwszej bramce i wyróżniał się na tle pozostałych.

Mecze kończące kolejkę Ekstraklasy zazwyczaj nie dostarczają wiele emocji. Przeszkadza pora (głównie jest to poniedziałkowy wieczór), mało atrakcyjni rywale i dodatkowo słaba frekwencja na stadionie. W tym przypadku trochę narzekać można było tylko na frekwencję, bo mecz rozegrany został w  niedzielę, a naprzeciwko siebie stanęły drużyny ze ścisłej ligowej czołówki.Dodatkowo sami zawodnicy postanowili wnieść znaczący wkład w widowisko, a na wysokości zadania stanęli Adam Gyurcso i Mateusz Wdowiak. 20-letni pomocnik „Pasów” udanie zastąpił Bartosza Kapustkę, który pauzował za kartki, a takiego gola z dystansu nie powstydziłby się sam Konstantin Vassiljev. Jednak największą gwiazdą wieczoru został węgierski skrzydłowy Pogoni. 25-latek nie miał ostatnio dobrej prasy, gdzie wytykano mu słabą postawę i brak goli, na co Gyurcso odpowiedział w najlepszy  możliwy sposób: bramką i tytułem najlepszego piłkarza meczu.

Poniżej oczekiwań

Piątkowy wieczór nie należał do Tomasza Mokwy i Gerarda Badii. Obaj zawodnicy ekipy gości byli najsłabszymi punktami swojego zespołu. Pierwszy z nich był ogrywany na lewej stronie boiska przez Bartłomieja Pawłowskiego i w dodatku niewiele dawał gliwiczanom w ofensywie. Podobne problemy miał Hiszpan, który ponadto był kompletnie niewidoczny na boisku w Kielcach.

Na dobrą sprawę, w tej rubryce można by umieścić cały skład Jagiellonii. I jej trenera. Najpierw za bezsensowne zachowanie bezpośrednią czerwoną kartkę zobaczył Tarasovs (taktyczny faul w 8. minucie na Boguskim, gdy wychodził na czystą pozycję), a następnie… było już tylko gorzej. Wszystko się posypało. Na domiar złego, jedyny zawodnik, który mógł zrobić różnicę opuścił plac boju zaraz na początku meczu. Mowa o Vassiljevie, który co prawda jest odpowiedzialny za wyżej wspomniane wyjście Boguskiego, ale już niejednokrotnie udowodnił, że jest w stanie dać z siebie naprawdę wiele. W środku pola na próżno wypatrywać jakichkolwiek plusów: Góralski nie radził sobie z odbiorami i był cieniem samego siebie. Ofensywa była pozbawiona zęba.

Jose Kante miał być główną strzelbą „Trójkolorowych” i zdobywać gole dające nadzieję na utrzymanie, a jak na razie popisał się jedynie zmarnowaną stuprocentową okazją w meczu z Podbeskidziem. Kolejny meteor, który przemknie przez naszą ligę? Od świątecznego weekendu zapowiadana jest coraz wyższa temperatura – może to sprawi, że Hiszpan zmotywuje się do zdobywania bramek.

Śląsk miał stosunkowo spore odstępy między liniami obrony i pomocy, a to jest właśnie teren, który w głównej mierze okupuje Patryk Lipski. Pomimo dość dużej swobody był bardzo niewidoczny i miał problem by wykreować Stępińskiemu czy też Mazkowi dogodne szanse do zdobycia gola. W dodatku pod koniec meczu sam zawalił, gdy dość przypadkowo dostał futbolówkę jak na tacy, a zamiast huknąć na bramkę, niezrozumiale przekładał sobie piłkę i ostatecznie zaprzepaścił doskonałą szansę. Natomiast w szeregach Śląska wrocławscy kibice jak najszybciej chcieliby wymazać Jacka Kiełba z pamięci. Wolny, nieudolny, tracący w głupi sposób piłkę i bierny w defensywie. Taki to już jest ten "Ryba" od momentu przyjścia do Śląska.


Elvis Bratanović jak na razie wzmocnił jedynie konkurencję w zespole Piotra Mandrysza. W Gdańsku zaprezentował się beznadziejnie – sporo strat i niecelnych podań, nie oddał też żadnego strzału. Nie dziwi więc, że w drugiej części gry zastąpił go Patrik Misak. Przypomnijmy, że Elvis ze Słowenii do tej pory popisał się też zmarnowaną sytuacją w meczu z Legią. 


Słaby występ meczu przeciwko Zagłębiu zagrał Tomislav Bozić, a w dodatku przy golu Krzysztofa Piątka sprawiał wrażenie jakby zszedł właśnie z największego rollercoastera w Disneylandzie i nie bardzo zdawał wrażenie co się wokół niego dzieje.

Chociaż mecz stał na wysokim poziomie, to nie zabrakło zawodników, których błędy nie były ozdobą tego meczu. Na pierwszy plan wychodzi Piotr Polczak, któremu ostatnio nie wychodzi dowodzenie krakowską obroną i w każdym spotkaniu zaliczał mniejsze lub większe wpadki. W drużynie Pogoni na mierne oceny zasłużył Wladimer Dwaliszwili, który wraz z Łukaszem Zwolinskim miał strzelać bramki, a skończyło się na zmarnowanych sytuacjach.

Redakcja Transfery.info - Polska (w składzie: Błażej Bembnista, Norbert Bożejewicz, Tomasz Góral, Marcin Łopienski, Aleksandra Sieczka).