Drużyna, która od lutego nie potrafi wygrać u siebie kontra ekipa, która po zamieszaniu z wejściem do górnej ósemki przegrywała wszystko jak leci. Mecz pomiędzy Górnikiem Łęczna a Podbeskidziem miał wyłonić spadkowicza. Obie drużyny wielokrotnie pokazały, że gra w Ekstraklasie często przerastała ich możliwości, choć "Górale" byli o krok od wejścia do grupy mistrzowskiej. Czy szybki wylot z górnej ósemki po decyzji Lechii sprawił, że morale w Bielsku-Białej spadły niemal do zera? Ciężko jednak wyobrazić sobie, że ekipa Roberta Podolińskiego odgrywałaby jakąś znaczącą rolę w walce o puchary - raczej byłaby dostarczycielem punktów.
Od rundy jesiennej w klubie spod Klimczoka udało się wiele poprawić - odszedł wojujący z dziennikarzami prezes Wojciech Borecki, ściągnięto nowych sponsorów. Nie udało się jednak poważnie wzmocnić kadry, co według wielu przewidywań mogło poważnie wpłynąć na postawę zespołu. Kiedy Podoliński wyciągnął z posiadanych zasobów ludzkich maksimum i wydawało się, że uda się osiągnąć historyczny wynik - w kilkanaście godzin wszystko się posypało. Mecze w grupie spadkowej były już drogą przez mękę, widać było brak jakości i zawodników na wyższym poziomie.
Smutny los "Górali" został przypieczętowany już w pierwszej połowie. Mecz mógł jednak ułożyć się inaczej - od razu po pierwszym gwizdku odważne wejście na połowę Górnika zanotowali Kohei Kato i Robert Demjan. Słowak nie wykorzystał jednak dobrej okazji na otwarcie wyniku. Później do głosu doszli gospodarze, szybko zamykając Podbeskidzie na swoim polu karnym. Drużynę Podolińskiego było stać jedynie na kolejną okazję Demjana w 10 minucie i próby Adama Mójty z rzutu wolnego.
Pięć minut później rozpoczął się powolny pogrzeb ekstraklasowego Podbeskidzia. Świetna akcja Bonina z prawego skrzydła, dośrodkowanie do Pitrego, który wykorzystał całkowitą indolencje defensywy "Górali" (w szczególności Chmiela i Piacka) i zdobył bramkę.
W 37. minucie Zubas został pokonany po raz drugi - znów decydująca okazała się akcja skrzydłem. Tym razem cały atak napędził Leandro, który z lewej strony dośrodkował do Piesio. Strzał byłego gracza Dolcanu próbował wybijać Paweł Baranowski, lecz zmylił on swojego golkipera i piłka wpadła do siatki.
Nie pomogło wprowadzenie Stefanika za Kowalskiego i Dei za Kato - w drugiej połowie Łęczna potwierdziła dominację. Tego wieczoru bohaterem górniczego miasta stał się Grzegorz Bonin. Wpierw niesamowita akcja z założeniem siatki rywalowi i strzałem w poprzeczkę, a kilka minut później doskonałe wykorzystanie podania Tomasza Nowaka i trzecia bramka dla Łęcznej stała się rzeczywistością. Z drugiej strony, Boninowi bardzo pomógł Emilius Zubas, który wyszedł z bramki. Litwin pokazał słabe umiejętności gry na przedpolu i został okiwany przez 32-latka. Chwila, moment - i na tablicy wyników pojawiła się cyfra 4. Kolejną kontrę Łęcznej wykorzystał Bartosz Śpiączka, odbijając piłkę po strzale Nowaka. Pod koniec meczu swój świetny występ ukoronował Bonin - "Zielono-Czarni" ustalili wynik na 5:1.
Gol Adama Dei (pierwszy w Ekstraklasie) nie zmienił już niczego. Po pięciu latach Podbeskidzie opuszcza Ekstraklasę. Zawsze walczyli o utrzymanie, udawało im się uciec spod topora, ale do czasu. Kończy się pewna epoka - pytanie, czy TBB zaliczy stopniowy upadek, czy stanie się pierwszoligowym średniakiem? A może powalczą o awans i wrócą na najwyższy szczebel w stylu Zagłębia Lubin - w rok po spadku?
Górnik, mimo efektownego zwycięstwa, nie jest jeszcze pewny utrzymania. Wszystko zależy i od nich, i od Górnika Zabrze... Na to, kto zostanie drugim spadkowiczem musimy poczekać do soboty.
![Relacje transferowe na żywo [LINK]](img/ads/relacje.jpg)
