Podsumowanie 23. kolejki La Liga

2007-02-20 11:48:19; Aktualizacja: 17 lat temu
Podsumowanie 23. kolejki La Liga
Redakcja
Redakcja Źródło: własne

Podczas 23. kolejki hiszpańskiej 1. ligi padło w sumie 21 bramek. Daje do średnio nieco ponad 2 bramki na mecz. Nie brakowało w nich ani emocji, ani sensacyjnych roztrzygnięć. Pierwsze spotkania odbyły się w so(...)

Podczas 23. kolejki hiszpańskiej 1. ligi padło w sumie 21 bramek. Daje do średnio nieco ponad 2 bramki na mecz. Nie brakowało w nich ani emocji, ani sensacyjnych roztrzygnięć. Pierwsze spotkania odbyły się w sobotni wieczór...



Real Madryt – Betis Sewilla 0:0

Jako pierwsi w tej kolejce La Liga, wybiegli na boisko piłkarze stołecznego Realu i Betisu Sewilla. Kibice zgromadzeni na Santiago Bernabeu nie obejrzeli bramek, ale zawodnicy obu drużyn zapewnili im niezłą dawkę emocji.Początkowe 15 minut spotkania było bardzo wyrównanym widowiskiem. Obie drużyny większą część czasu spędzały w środkowej strefie boiska i sporadycznie próbowały zagrozić bramce rywala. Po około kwadransie gry Real uzyskał przewagę zarówno w posiadaniu piłki, jak i stworzonych sytuacjach podbramkowych. Wyróżić trzeba zaangażowanie Robinho, Van Nisterlooya i przede wszystkim Sergio Ramosa, który niejednokrotnie brał się rozgrywanie i wyprowadzanie akcji Los Blancos, a 3-krotnie w pierwszej połowie nawet sam próbował znaleźć sposób na pokonanie Doblasa. Po około pół godzinie gry inicjatywę przejęła drużyna Pana Luisa Fernandeza. Dobre akcje do zdobycia gola mieli Fernando i Nano, ale na ich drodze stawali albo obrońcy, albo nieźle dysponowany w sobotni wieczór Iker Casillas. Hiszpański bramkarz popis swoich umiejętności pokazał w 40. minucie, gdzie po świetnej kontrze przyjezdnych, piłkę otrzymał Fabrice Pancarte i w sytuacji sam na sam z bramkarze Los Blancos, lepszy okazał się portero drużyny Fabio Capello. Niemniej jednak była to bardzo dogodna sytuacja do zdobycia bramki i najlepsza, jaką moża wyróżnić w pierwszej części spotkania.W drugiej połowie pierwszą dobrą okazję stworzyli sobie gracze Betisu. Nano uderzał z rzutu wolnego z odległości około 25 metrów od bramki, ale piłka poszybowała minimalnie nad poprzeczką bramki, strzeżonej przez Casillasa. Gospodarze odpowiedzieli dopiero po upływie około 60 minut spotkania, gdzie świetną okazję zmarnował Holender Ruud Van Nisterlooy. Z prawej strony odegrał mu David Beckham, a były gracz Manchateru Unieted trafił w poprzeczkę z odległości 6-7 metrów. Później z podobnej odległości spudłował także Cannavaro. Andaluzyjczycy w drugiej części spotkania mieli swoje sytucje za sprawą Nano i Pancarte, ale ten pierwszy trafił w słupek, drugi natomiast po raz drugi w tym meczu nie potrafił pokonać Casillasa w sytuacji sam na sam. W doliczonym czasie gry Real stracił Beckhama, po tym, jak Anglikowi puściły nerwy i brutalnie potraktował Isidoro i sędzia, Pan Cesar Muniz Fernandez nie miał innego wyjścia, jak „poczęstować” Davida czerwoną kartką. Po ostatnim gwizdku arbitra, kibice zgromadzeni na Santiago Bernabeu żegnali piłkarzy Los Blancos, machając białymi chusteczkami. Czyżby w drużynie z Madrytu szykowały się jakieś zmiany i zwolnienia?Ogólnie spotkanie obfitowało w znaczną ilość niewykorzystanych sytuacji. Bramek nie oglądaliśmy po części dzięki nieporadności napastników obu ekip, ale i trzeba wyróżnić zarówno Casillasa, jak i Doblasa, którzy wywiązywali się ze swoich obowiązków bez zarzutów. O ile brakowało bramek, to nie można narzekać na brak kartek w tym meczu. Spotkanie było dość ostre i brutalne, czego następstwem jest 11 żółtych kartek i jedna czerwona.



Real Saragossa – Villarreal CF 1:0

Na chwilę po zakończeniu spotkania w Madrycie, na boisko w Saragossie wybiegli piłkarze tamtejszego Realu oraz Villareal. Faworytem tego spotkania byli prowadzeni przez Victora Fernandeza gospodarze. Chcieli oni zmazać złe wrażenie po porażce 1-2 z Mallorcą, a mecz z borykającym się z wieloma problemami Villareal, zdawał się ku temu świetną okazją. Od początku spotkania gospodarze narzucili szybkie tempo i wyraźnie dominowali na bosiku. Pokonać Mariano Barbosę próbowali między innymi Sergio Garcia, D'Alessandro, Milito i Alberto Zapater. Szczególnie ten ostatni miał ku temu świetną okazję, ale portero drużyny gości kapitalnie interweniował, parując piłkę poza linię końcową boiska. W 32. minucie hiszpański pomocnik znów próbował zaskoczyć nieźle dysponowanego tego dnia Barbosę, ale jego strzał trafił w słupek. Ku uciesze zgromadzonych na La Romareda kibiców, piłka trafiła pod nogi Diego Milito. Najlepszy strzelec drużyny Realu Saragossa niezwykł marnować takich okazji i otworzył wynik spotkania, powiększając tym samym swoje konto strzeleckie już do 15 bramek. Po wyjściu na prowadzenie, gra wyraźnie się zwolniła i obie drużyny wyczekiwały gwizdka na przerwę. Ekipa przyjezdnych zupełnie nie potrafiła sobie poradzić na boisku. Grali bardzo słabo i chaotycznie i jak widać problemy Żółtej Łodzi Podwodnej nie znają końca i bardzo źle wpływają na grę i wyniki zespołu. W drugiej części spotkania obraz gry nie zmienił się. Gospodarze atakowali i stwarzali sobie znaczną ilość okazji podbramkowych, zaś goście ograniczali się do prób obrony i sporadycznych i bezowocnych kontrataków. Real Saragossa miał kilka bardzo dogodnych okazji do podwyższenia wyniku, ale świetnie w bramce Villareal spisywał się Barbosa. W zasadzie Argentyński bramkarz, to jedyna jasna postać zespołu Pellegriniego w tym spotkaniu i tylko dzięki jego kilku kapitalnym interwencjom, goście mogą zawdzięczać, że nie przegrali tego spotkania wyżej. A tak mecza zakończył się wynikiem 1:0, ale sam wynik nie odzwierciedla bardzo dużej przewagi, jaką osiągnął w tym meczu zespół gospodarzy.



Athletic Bilbao – Getafe 2:0

W niedzielę o godzinie 17:00 w Hiszpanii rozpoczęło się aż 6 spotkań tamtejszej 1. ligi. Jednym z nich był pojedynek Athletic Bilbao i Getafe. Gospodarze przystępowali do spotkania w nienajelpszych nastrojach, po tym, jak przegrali 2 ostatnie mecze i znajdowali się tuż nad strefą spadkową. Zupełnie z odmiennymi nastrojami przyjeżdżali do Baskonii piłkarze Getafe. Drużyna spod Madrytu wygrała cztery z pięciu poprednich spotkań i była zdecydowanym faworytem tego meczu. Szczególnie, że ostatnie zwycięstwo odniesione zostało nad samą Valencią i to po pięknej i skutecznej grze. Na San Mames zaczęło się od długiej gry w środku boiska i nieskutecznych wrzutek w pole karne. Żadna z ekip nie uzyskała optycznej przewagi. Obie ekipy natomiast nie odpuszczały na żadnym kroku, czego następstwem była brzydka i dość brutalna gra. Arbiter tego meczu, Pan Alfonso Alvarez Izquierdo, wielokrotnie musiał przerywać grę i sięgać do kieszeni po żółty kartonik. Dopiero po upływie pół godziny gry ujrzeliśmy ładną i składną akcję i to od razu uwieńczoną golem. Piłkarze gospodarzy wielokrotnie wymieniali między sobą piłkę, ale końcowa faza akcji należała do Gabilondo, który ładnym prostopadłym podniem oddał piłkę do Aritza Aduritza, a Hiszpan zakończył akcję bramką i Athletic dość niespodziewanie objął prowadzenie. Drużyna Jose Manuela Esnala postanowiła pójść za ciosem i 2 minuty po trafieniu Aduritza, świetną szansę na gola zmarnował ten, który przy pierwszej bramce asystował – Igor Gabilondo. W pierwszej połowie nic już się nie wydażyło i kibice zgromadzeni na San Mames mieli okazje do radości przed drugimi 45 minutami. O ile początek pierwszej części spotkania był dość nudny, o tyle druga zaczęła się od mocnego ciosu gospodarzy. W 49. minucie przepięknym rajdem popisał się Aduritz i zakończył swoją akcję bramką, dając Baskom już dwubramkowe prowadzenie. Świetna forma gospodarzy trochę przybiła przjezdnych i ich ataki były cieniem, tych, które zaprezentowali nam w meczu przeciwko Valencii. Dogodną okazję do zdobycia gola miał Guzia, ale dobrze spisał się Daniel Aranzubia. Poza tą akcją trudno wyróżnić, jakąkolwiek inną podopiecznych Bernda Schustera. Wynik nie uległ zmianie i 37 tysięcy fanów zgromadzonych na San Mames mogło cieszyć się z dość niespodziewanej, aczkolwiek dość pewnej wygranej swoich ulubieńców.



Deportivo La Coruna – Levante 0:0

Spotkanie na El Riazor rozpoczęło się w niedzielę o 17:00. Obie drużyny przystępowały do meczu osłabione. W drużynie gospodarzy nie mógł wystąpić napastnik, Riki, z powodu kontuzji pachwiny, jakiej nabawił się w meczu z Villareal. Jego absencja potrwa przynajmniej do połowy marca. W ekipie przyjezdnych zabrakło natomiast pauzujących za kartki Francuzów, obrońcy Frederica Dehu i pomocnika Mathieu Bersona. Mecz miał też swój dodatkowy „smaczek” w osobie bramkarza Levante, Jose Francisco Moliny, który wcześniej przez 6 lat strzegł bramki drużyny z El Riazor. Kibice Deportivo nagrodzili go gromkimi brawami i przez kilka minut skandowali jego nazwisko. W pierwszej połowie obie drużyny próbowały strzelić upragnioną bramkę, ale strzały Salvadora Ballesty i Oliviera Kapo – ze strony Levante – oraz Estoyanoffa, Rivery i Duschera – ze strony Deportivo – okazały się mało skuteczne. Druga połowa okazała się ciekawsza. Obie ekipy stworzyły sobie o wiele więcej okazji stzeleckich niż w pierwszej części meczu. Najlepsze okazje ku otworzeniu wyniku mieli już wcześniej wspominani Estoyanoff i Kapo, a także Ian Harte i Verdu. Jednak tego wieczora dobrze wypełniali swoje obowiązki obaj bramkarze. W dużej mierze za ich sprawą spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Tym samym do 10, przedłużona została passa meczów bez porażki ekipy Deportivo La Coruna.



Espanyol Barcelona – Real Mallorca 3:1

Mecz dwóch ekip ze środkowej części tabeli zapowiadał się dość interesująco. Obie drużyny przystępowały do meczu podbudowane zwycięstwami w poprzedniej kolejce i żadna z drużyn nie zamierzała przerywać passy zwycięstw. Od pierwszych minut spotkanie toczyło się w dość szybkim tempie, a akcje przenosiły się spod jednej bramki pod drugą. Pierwsi dogodną okazję stworzyli sobie gospodarze, ale strzał Jankovica wybronił Antonio Prats. Drużyna z Balearów odpowiedziała strzałem Vaerli, ale portero Katalończyków był na posterunku. Po pół godzinie gry świetna przed świetną okazją stanęli gospodarze. Sędzia podyktował rzut wolny blisko bramki Mallorci, a bezbłędnie wykonał go Luis Garcia, zdobywając przepięknego gola. Strata bramki zmotywowała przyjezdnych i jeszcze 3-krotnie przed przerwą niepokoili Kamieniego. Ostatnia z tych prób nagrodzona została celnym trafieniem. Gola zdobył Jankovic, płaskim strzałem po ziemii. Tak więc po 45. minutach na tablicy wyniku widniał remis 1-1. Druga część gry rozpoczęła się od walki w środku pola i sporadycznych akcji podbramkowych. Najlepszą na zdobycie bramki, zmarnował Jordi, minimalnie pudłując. W 74. minucie meczu Luis Garcia strzelił swojego drugiego gola. Hiszpański napastnik okazał się najsprytniejszy i wykorzystał dośrodkowanie w pole karne, zamieniając je na gola, dającego gospodarzą prowadzenie. Po tym trafieniu gra zrobiła się jeszcze nudniejsza. Espanyol postawił na obronę, a akcje ofensywne gości nie dawały żadnych efektów. Dodatkowo dobiło ich trafienie Eduardo Costy z doliczonego czasu gry i wtedy już było jasne, że 3 punkty zostaną w Barcelonie.



Osasuna Pampeluna – Celta Vigo 0:1

Na El Sadar spotkały się drużyny, które w środku tygodnia grały wyjazdowe mecze w ramach piłkarskiego Pucharu UEFA. Zarówno Osasuna, jak i Celta owe spotkania zakończyły korzystnymi remisami, które korzystnie wpłynęły na morale drużyn. Jako, że gospodarze swój mecz grali we Francji w środę, a Celta w Moskie w czwartek, faworyta upatrywano w drużynie Osasuny. Za podopiecznymi Jose Angela Zigandy przemawiała także znacznie wyższa pozycja w tabeli La Liga. Jednak już w 2. minucie spotkania goście pokazali, że wcale nie zamierzają odpuścić tego meczu. Dośrodkowanie Gustavo Lopeza wykorzystał precyzyjnym uderzeniem, ten, który miał w tym meczu wcale nie wystąpić – Fernando Baiano. Brazylijczyk na kilka dni przed meczem narzekał na uraz kostki i wydawał się, że nie wystąpi w sobotnim meczu. Sprawił jednak swoim kibicom miłą niespodziankę i nie dość, że zagrał przeciwko Osasunie, to jeszcze strzelił bramkę. Rozjuszeni szybką stratą gola piłkarze Osasuny, rzucili się do ataku. Jednak okazje Webo, Juanfrana i Soldado nie przyniosły zamierzonego efektu i ku sporemu zaskoczeniu wszystkich schodzili do szatni przegrywając ze słabiutką w tym sezonie Celtą i ze świadomością, że drugą połowę meczu przyjdzie im grać w osłabieniu. W 43. minucie Ernesto Canobbio ujrzał już drugą żółtą kartkę w tym meczu i musiał przedwcześnie opuścić plac gry. Mimo to, podopieczni Zigandy w drugiej połowie sprawowali się lepiej i byli bliżsi zdobycia wyrównującego gola, aniżeli goście podwyższenia prowadzenia. Osasuna przez drugie 45 minut nie potrafiła jednak wykorzystać przewagi i jej piłkarze musieli zejść z boiska pokonani. Tym samym spadli na 11. pozycję i chyba już mogą tylko pomarzyć o awansie do Pucharu UEFA.



Racing Santander – Gimnastic Tarragona 4:1

Pierwsza połowa meczu na El Sardinero była bardzo nudnym widowiskiem. Racing miał wyraźną przewagę, ale w żaden sposób nie potrafił jej udokumentować. Toteż w pierwszej części boiska nie ujrzeliśmy żadnej bramki. Druga połowa rozpoczęła się dość sensacyjnie. W 59. minucie gola za sprawą Grahna zdobyli przyjezdni. Wykorzystał on podanie Portillo i wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Jednak ostatniej drużynie ligi nie przyszło zbyt długo cieszyć się z bramki. Wyrówanie przyszło po upływie niespełna dwóch minut. Precyzyjnym strzałem z 18 metrów popisał się były gracz Deportivo La Coruna – Lionel Scaloni. Po 8 minutach Racing wyszedł już na prowadzenie. Gola samobójczego strzelił Matellan i sytuacja zdawała się stabilizować i przybierać oczekiwany tor. Na niedługo po tej bramce, padła następna i znów dla gospodarzy. Dośrodkowanie z rzutu wolnego wykorzystał Gonzalo Colsa i pewnym było, że podopieczni Francisco Perni wygrają to spotkanie. Ekipę Nastic dobił najlepszy strzelec Racingu, Nicola Zigic, zdobywając piękną bramkę, będącą ozdobą tego spotkania. Tak więc Racing Santander w zasadzie w 45 minut rozbił skazaną na spadek drużynę z Tarragony.



Recreativo Huelva – Real Sociedad 1:0

Dobrze spisujące się w tym roku Recreativo podejmowało u siebie przedostatni Real Sociedad. W pierwszej części meczu lepsze wrażenie sprawiali faworyzowani gospodarze. Ku smutkowi kibiców zgromadzonych na Nuevo Colombino, żadna z okazji stworzonych przez Juanmę, Emilio Viqueirę i Ikechukwu Uche, nie znalazła drogi do bramki strzeżonej przez Claudio Bravo. Gra była jednak bardzo ostra i arbiter miał dużo roboty i nie obyło się bez kilku indywidualnych upomnień. Drugą część meczu gospodarze rozpoczęli już o wiele lepiej. W 48. minucie spotkania Viqueira dośrodkowywał z rzutu rożnego, a Roberto Beto celnym strzałem głową otworzył wynik spotkania. Jak się później okazało było to jedyne trafienie tego meczu i dające gospodarzom 3 punkty. Real Sociedad próbował jeszcze wyrównać, ale ich akcje kończyły się fiaskiem. Wyróżnić jendak trzeba bardzo ładną, dwójkową akcję Kovacevica i Savio, po której ten pierwszy trafił w zewnętrzną część słupka bramki, strzeżonej przez Javiera Lopeza Vallejo.



Valencia CF – FC Barcelona 2:1

W niedzielę o godzinie 19:00 rozpoczął się hit 23. kolejki La Liga. Naprzeciw siebie stanęli piłkarze Valencii i broniącej tytułu Barcelony. Spotkanie okrzyknięte hitem mionionego weekendu w piłkarskiej Europie, miało dostarczyć kibicom emocji i bramek. Na trybunach Estadio Mestalla zasiadł komplet publiczności – 50 tysięcy ludzi. Przed spotkaniem zawodnicy obu ekip wyszli ubrani w koszulki z logiem UNICEF, poszerzając tym samym akcję, w którą od jakiegoś już czasu zaangażowany jest klub z Katalonii. Sam mecz rozpoczął się lepiej dla drużyny gospodarzy. Już w 8. minucie świetną okazję do strzelenia bramki miał David Villa. Hiszpański napastnik przegrał jednak pojedynek sam na sam z portero Barcelony, Victorem Valdesem. Barca odpowiedziała szybko, jednak Gudjohnsen nie potrafił wykorzystać świetnego podania Deco. Przez pierwsze pół godziny posiadanie piłki było na korzyść przyjezdnych w stosunku 70-30, ale to Valencia stwarzała groźniejsze akcje. Z upływem czasu, aby przerwać akcję Villi, czy Angulo, piłkarze Barcy musieli ubiegać się do brzydkich fauli, czego następstwem były „żółtka” dla Edmilsona i Zambrotty. W pierwszej połowie bramkarza Valencii próbowali jeszcze pokonać Xavi, Deco i Eidur, ale strzał żadnego z nich nie przyniósł zamierzonego efektu. Gra Barcelony nie wyglądała najlepiej, a Valencia cały czas próbowała kontrataków. Tuż przed zakończeniem pierwszej części gry, świetną okazję mieli podopieczni Floresa. W sytuacji sam na sam z Valdesem, Albelda minimalnie spudłował. Na przerwę oba zespoły schodziły bez zdobyczy bramkowej, ale to piłkarze Valencii mogli być w lepszych nastrojach, bo to oni byli lepsi i bliżsi strzelenia gola.Druga część spotkania rozpoczęła się, niczym jak w marzeniach kibiców Valencii. Popularne Nietoperze strzeliły pierwszego gola już na 7 minut po wznowieniu gry. David Villa popisał się ładnym crossem z lewej części boiska, a piłkę do siatki skierował nadbiegający Angulo. Nie popisali się w tej sytuacji defensorzy Dumy Katalonii. 3 minuty później znów zaatakowała Valencia. Jeden z graczy z głębi pola posłał piłkę na prawą stronę. Dopadł do niej Angulo i próbował pokonać Valdesa, jednak ten obronił jego strzał, ale Hiszpan dobiegł jeszcze do piłki, wycofał ją do Davida Silvy, który strzelił obok bezradnego goalkeepera Bacry i Valencia prowadziła już 2-0. Rijkaard zmuszony był zareagować, więc ściągnął z boiska Gudjohnsena, a za Islandczyka wszedł Lionel Messi. Chwilę po wejściu Argentyńczyka, został on brutalnie sfaulowany przez Davida Albeldę. Kolega z drużyny Messiego, Deco, z pewnością pamiętał ile młody wychowanek Barcy musiał pauzować z powodu kontuzji i sam postanowił wymierzyć sprawiedliwość na Albeldzie, brutalnie go podcinając. Obaj Panowie otrzymali czerwone kartki i nie będą mogli wystąpić w kolejnych spotkaniach swoich drużyn. Z całej tej sytuacji wybuchła niezła kłótnia, bo gracze obu ekip jeszcze dyskutowali między sobą i z arbitrem przez blisko 2 minuty. Następstwem kłótni były jeszcze żółte kartki dla kapitana bordowo-granatowych, Carlesa Puyola oraz bramkarza Los Che – Ludovica Butelle. Po wyjaśnieniu całej sytuacji i powrocie do gry, Barcelona próbowała zmienić swoją fatalną sytuację w tym meczu. Podopieczni Rijkaarda wyprowadzali znaczną ilość ataków pozycyjnych, ale nic z tego nie wybikało – albo ich strzały były niecelne, albo blokowali je świetnie dysponowani tego wieczora obrońcy Valencii. Okazje dla przyjezdnych nadarzały się także z rzutów wolnych, ale Ronaldinho nie potrafił się wstrzelić i notorycznie trafiał w mur. Valencia ograniczyła się do obrony, co bardzo skutecznie wychodziło jej graczom. Kapitalne zawody rozgrywał, wprowadzony w drugiej części meczu Messi, który mimo, że grał stosunkowo krótko, był najjaśniejszą postacią zespołu z Katalonii. Zupełnie nie było widać po nim skutków kontuzji, przez którą pauzować przyszło mu 3 miesiące. W doliczonym czasie gry Ronaldinho stanął przed jeszcze jedną okazją z rzutu wolnego, podyktowanego po akcji Messiego. Tym razem Brazylijczyk spróbował innego rozwiązania – uderzył płasko po ziemii i piłka znalazła drogę do bramki bezradnego Butelle. Było już jednak za późno na odrobienie strat i wywalczenia choćby punktu. Po ostatnim gwizdku arbitra, to gracze i kibice Valencii mogli wznieść ręce w geście tryumfu. Gracze Barcy muszą wyciągnąć wnioski ze swojej słabej gry w tym meczu i w środę zrehabilitować się swoim fanom w spotkaniu z Liverpoolem.



Sevilla FC – Atletico Madryt 3:1

W ostatnim meczu 23. kolejki hiszpańskiej La Liga zmierzyły się zespoły 2. w tabeli Sevilli oraz 5. Atletico. Minimalnie większe szanse dawano drużynie gości, przeżywającej jednak minimalny kryzys i wahania formy. Mecz lepiej zaczęli podopieczni Juande Ramosa i to oni stwarzali sobie lepsze okazje do zdobycia bramki. To także oni dłużej utrzymywali się przy piłce. Efekty przewagi przyszły w 15. minucie, gdy Daniel Alves posłał 40-metrowe podanie do Frederica Kanoute. Obrońcy Atletico sygnalizowali pozycję spaloną, ale nie mieli racji. To właśnie oni popełnili błąd przy ustawianiu pułapki offsaidowej i Kanoute przejął piłkę, przebiegł z nią kilkanaście matrów i pewnie pokonał Leo Franco. Gospodarze poszli za ciosem i po 5. minutach znów wyprowadzili bramkową akcję. Jesus Navas podawał do Daniela Alvesa, a Brazylijczyk mocnym i bardzo precyzyjnym strzałem zza pola karnego umieścił piłkę w siatce. Bezradni goście wydawali się być załamani fatalnym początkiem spotkania. Kwadrans po stracie drugiej bramki sytuacja Atletico minimalnie się poprawiła. Gracz Sevilli, Marti, brutalnie potraktował Aguerro i został wyrzucony z boiska. Gospodarze mimo prowadzenia, musieli teraz uporać się z drużyną z Madrytu, grając w osłabieniu przez blisko godzinę. Spotkanie wyrównało się i obie drużyny stwarzały sobie sytuację strzelecki. W pierwszej połowie nie oglądaliśmy już jednak bramek i na przerwę gospodarze schodzili z dwubramkowym prowadzeniem. Druga połowa zaczęła się tak, jak skończyła pierwsza – od wyrównanej gry obu zespołów. Gracze Sevilli nic sobie nie robili z tego, że grają bez jednego zawodnika i stawiali dzielnie czoła, coraz lepiej grającej drużynie Los Rojiblancos. Dogodne sytuacje zmarnowali Costinha i Aguerro – ze strony Atletico – oraz Luis Fabiano i Renato – ze strony Sevilli. W 73. minucie, osłabieni Andaluzyjczycy rozwiali wszelkie nadzieje przyjezdnych na korzystny wynik, strzelając trzecią bramkę. Do dośrodkowania z rzutu rożnego, najwyżej wyskoczył Escude, trącając piłkę do Kanoute, a Malijczyk dopełnił formalności, strzelając swojego drugiego gola w tym spotkaniu i już 18. w obecnym sezonie. Podłamani zwodnicy Atletico zdołali strzelić jednak honorową bramkę. Poulsen sfaulował w polu karnym Sergio Aguerro, a arbiter nie wahał się i wskazał na „wapno”. Do piłki podszedł Fernando Torres, jednak jego strzał zdołał obronić Palop. Jednak przy dobitce Pablo Ibaneza, portero Sevilli nie miał już nic do powiedzenia i mieliśmy 3:1. Takim wynikiem też zakończył się ten mecz, a drużyna Sevilli dogoniła punktowo ekipę Barcelony. Natomiast Frederic Kanoute został samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców. Z 18 trafieniami na kącie, wyprzedza on o 2 bramki Ronaldinho i o 3 – Diego Milito z Realu Saragossa.

Więcej na ten temat: Hiszpania