Prezydent Sportingu: Nie wiemy, gdzie trafiają pieniądze ze sprzedaży zawodnika
2014-10-04 19:33:00; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Prezes Sportingu CP Bruno de Carvalho powiedział, że przedstawiciele firm posiadająych kartę zawodniczą Marcosa Rojo podawali się za przedstawicieli Manchesteru United, by wymusić sprzedaż zawodnika do Anglii.
Marcos Rojo udanie zaprezentował się na Mistrzostwach Świata w Brazylii. Dobra postawa argentyńskiego defensora sprawiła, że sporo znanych klubów zaczęło wyrażać chęć jego zakupu. Zawodnik Sportingu trafił w końcu do Manchesteru United. Suma transferu wyniosła 16 milionów funtów.
Prezes portugalskiego klubu Bruno de Carvahlo nie jest jednak zadowolony z transferu Rojo. Uważa, że doszło przy nim do wielu nieprawidłowości, a transakcja była dokonana pod naciskiem firm, które posiadały prawo do karty zawodnika.
- Nie chcieliśmy sprzedawać Rojo, był dla nas ważnym graczem. Jednak presja była tak duża, że zaczęliśmy rozmawiać z przedstawicielami zainteresowanych klubów, którzy tak naprawdę byli ludźmi z funduszu mającego prawa do jego karty - powiedział Carvahlo.
Przedstawiciele Manchesteru United nie wydali żadnego komentarza w tej sprawie, uznając że ta sprawa jest problemem prezydenta Sportingu i grupy osób podających się za osoby związane z "Czerwonymi Diabłami".
Podobna sytuacja miała miejsce w 2013 roku, kiedy władze United zamierzały sprowadzić z Athletiku Bilbao Andera Herrerę. Grupa oszustów, podających się za przedstawicieli jednego z najbardziej utytułowanych klubów ligi angielskiej próbowała negocjować z baskijskim klubem szczegóły odejścia zawodnika.
FIFA w zeszłym tygodniu obiecała zakazać posiadania przez inne firmy praw do karty zawodnika, lecz proces ten ma potrwać trzy lub cztery lata. UEFA zamierza jednak już niedługo wprowadzić własny zakaz posiadania praw do piłkarzy przez inne podmioty.
Szef Sportingu popiera zakaz posiadania kart zawodniczych przez różne firmy.
- Nie wiemy, dokąd idą pieniądze ze sprzedaży zawodnika. Nie wiemy tak naprawdę, kim są ludzie pośredniczący w tych transakcjach. Problemem jest to, że stworzyli oni potwora, który żeruje na piłce nożnej. Brak regulacji w tej kwestii nie pomaga klubom. Ludzie są bardzo zadowoleni, gdy usłyszą że sprzedaliśmy piłkarza za 50 milionów funtów. Klub dostaje jednak jeden, dwa miliony z tej transakcji. Cały czas można stracić pieniądze, to jest matematyka - twierdzi prezydent lizbońskiego klubu.