Żaden czarny koń, a raptem szczęśliwy kucyk. "Czerwony Diabeł" uratował Belgów

2014-06-17 20:32:39; Aktualizacja: 10 lat temu
Żaden czarny koń, a raptem szczęśliwy kucyk. "Czerwony Diabeł" uratował Belgów Fot. Transfery.info
Marcin Żelechowski
Marcin Żelechowski Źródło: Transfery.info

Nie taki diabeł straszny i nie czarny koń, a co najwyżej kucyk, to szybkie i trafne wnioski po meczu faworyzowanej Belgii ze spisywaną na straty Algierią.

Długo czekaliśmy na pierwszy występ Belgów na tegorocznym mundialu. Zespół złożony głównie z młodych zawodników przeszedł jak burza przez europejskie eliminacje, a w meczach kontrolnych przed Mistrzostwami Świata też nie dawał swoim rywalom większych szans. Z tych powodów podopieczni Marca WIlmotsa mogli aspirować do miana „czarnego konia” turnieju, choć w gruncie rzeczy te opinie to nieco przereklamowany obraz tej kadry.
 
Przed rozpoczęciem meczu w Belo Horizonte temperatura na termometrach wskazywała jednak 32 stopnie Celsjusza. Z pewnością te warunki nie sprzyjały grze w piłkę nożną, o czym mówił już kiedyś między innymi Piotr Ćwielong. Taka pogoda teoretycznie była bardziej korzystna dla Algierczyków, którzy ostrzyli sobie pazurki na pierwsze w historii zwycięstwo nad "Czerwonymi Diabłami".
 
 
Choć po usłyszeniu pierwszego gwizdka sędziego niektórzy spodziewali się powtórki z początku poprzedniego meczu pomiędzy USA a Ghaną, to bardzo szybko musieli obejść się smakiem.
 
 
Upływały kolejne minuty. Belgowie utrzymywali się przy piłce, ale zamiast przycisnąć rywala to zwiedzali stadion. Najbardziej uroki architektoniczne obiektu w Belo Horizonte pochłonęły van Buytena i Vertonghena. Ten drugi zapłacił za to największą cenę, ponieważ spóźnił się w kryciu i sfaulował w polu karnym jednego z zawodników „Lisów Pustyni”. Arbiter nie wahał się ani chwili i wskazał na wapno.
 
 
Do futbolówki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Sofiane Feghouli i pewnym uderzeniem pokonał Thibaut Courtois. 
 
 
Ten karny nie był jednak zwyczajny, bo musiał do niego swoje trzy grosze dorzucić sędzia Marco Rodriguez.
 
Mogłoby się wydawać, że Belgowie po stracie gola rzucą się do odrabiania strat, a tymczasem podopieczni Marca Wilmotsa nie kwapili się do forsowania tempa. Należy przypuszczać, że „Czerwone Diabły” albo są aż tak pewne swoich możliwości i wiedzą, że w ciągu kilku minut w drugiej połowie mogą załatwić całą sprawę, albo presja, która na nich ciąży jest aż tak przytłaczająca, że nie są jej w stanie z siebie zrzucić.  Pozostaje nam liczyć na to, że zdobyta bramka zdejmie z nich ten ciężar i zobaczymy taką Belgią, jaką mogliśmy oglądać w meczach eliminacyjnych do tego turnieju.
 
 
Galopu nie było, raczej powolny acz mało dostojny step. Spacerowe tempo i brak pomysłu na akcję, poparte choasem i brakiem sytuacji, czyli nic nowego od wydarzeń z pierwszej części rozgrywki.
 
Jak to zazwyczaj w futbolu bywa, zbawienne w takich sytuacjach okazują się zmiany. Jeśli nie taktyczne, to personalne, a najlepiej - jedne i drugie. Tym tokiem rozumowania podążył właśnie trener Wilmots, wprowadzając przede wszystkim Mertensa i Fellainiego, a Hazarda i De Bruyne'a angażując bardziej w rozegranie.
 
Choć poprawa w grze Belgów była zaledwie kosmetyczna, jak skrócenie włosów o dwa milimetry, to jednak przy słabnących rywalach wystarczyła do osiągnięcia zamierzonego celu. Nikt nie spodziewał się jednak, że marsz po trzy punkty rozpocznie krytykowany Afroman, latający z koszulką podpisaną nazwiskiem Fellaini. 
 
 
Trzeba przyznać, że pomocnik Manchesteru, prawdziwy diabeł z krwi i kości, strzelił nie tylko ważną bramkę, ale i uspokoił grę reprezentacji przed polem karnym Algierczyków, za które jego kolegom wcześniej zdarzało się przedzierać naprawdę rzadko. Pod wrażeniem jego dyspozycji był nawet sam Gary Lineker.
 
 
Końcówka meczu i zdobyta przez Mertensa zwycięska bramka...
 
 
....pokazały natomiast jedną kluczową wadę reprezentacji Belgii. W szybkim ataku, z otwarcie grającym przeciwnikiem, młodość, technika i nieobliczalność faktycznie mogą przynosić rezultaty, lecz przy broniącej się dobrze drużynie, zwłaszcza takim nakładem sił i liczbą zawodników jak to czyniła Algieria, podopieczni Wilmotsa przypominają raczej Polskę z eliminacji do obecnego mundialu, walącą głową w mur i to nie w tę ścianę co trzeba.
 
 
AUTORZY: Marcin Żelechowski i Norbert Bożejewicz